Sasha Jurij Griegorovich || lat 18 || urodzony w Sankt Petersburgu || 18. 02. 1995 rok || potrafi ożywić za pomocą dotyku różne dzieła sztuki oraz odczytuje z nich potencjalne zagrożenia || pokój 3a || biseksualny ||
namaluje cień swoją ręką || dotykiem koloruje na niebiesko || zamieni czarne na róż || więc chodź pomaluję Twój świat || na żółto i na niebiesko || zielono mi i spokojnie ||
Każde życie, powiadasz, to materiał na książkę. Czy aby na pewno? Czy moje też? Każda książka, powiadasz, to materiał na życie. Moja też?
(Agnieszka Osiecka "Materiał")
Kiedyś próbowałem wszystko to poukładać w swojej głowie. Całe to moje życie. To kim byłem, kim jestem i kim będę. I nic nowego nie odkryłem. Jedynie straciłem swój czas. Powinnaś była mi powiedzieć o tym wszystkim. Pisałem listy do specjalistów, aby wyleczyli mnie z mojej choroby. Pamiętasz, jak babcia przyprowadziła do nas do domu tego egzorcystę? Po całym zabiegu był tak samo zszokowany i wystraszony jak ja. Pamiętasz mamo? Nie... ty niczego nigdy nie chciałaś pamiętać. Nigdy nie chciałaś być dla mnie wsparciem. Mówiłaś żem synem szatana, że to się nie dzieje naprawdę. Że dzieciak, który dotykał wszystkiego co było na papierze i ożywia to, nie może być Twoim synem. A tatuś, to co? Ach... no tak... Tatusia nigdy nie było w moim życiu i nie będzie. Miałaś mamo przejebane to swoje życie... Ach... jak bardzo przewalone... Siedemnastolatka, która miała przed sobą cały świat, który stał przed nią otworem, zamknął się wraz z werdyktem, że jesteś w ciąży. Ale tatuś zniknął, kiedy się tylko dowiedział. Nawet go dobrze nie znałaś. Ale czekaj... pamiętasz jego imię, czyż nie mam racji? Jego imię wypowiedziałaś tylko raz. O raz za dużo. Więcej o Antonie w domu nie usłyszałem ani słowa. Bo przecież po co? Przecież go nie było. Nie trzeba drążyć więcej tematu. Koniec i kropka.
-(fragment z listu Sashy do matki)
I jumped headfirst into a bottle
I was looking for a friend
Came up just short of nothing
I didn't find the truth I only found an end
Came up just short of nothing
I didn't find the truth I only found an end
(Jon Bon Jovi "Justice In The Barrel")
Słońce nad Newą unosiło się dosyć wysoko. Miasto wstawało do życia. Stary Gasparow siedział i swoim zdrowym okiem obserwował turystów, którzy szli zwiedzać Ermitaż. Zawsze to zwiedzali. W końcu Sankt Petersburg z tego słynął. Ach, no i jeszcze Pałac Zimowy. Usiadłem na ławce tuż obok niego. On jedyny nie traktował mnie jak te 'zło konieczne'. Lubiłem słuchać jego opowieści.
- Co tam młody u Ciebie?- zapytał ni z tego, ni z owego. Uśmiechnąłem się lekko pod nosem.
- Zdałem egzaminy. Może złożę papiery na MGU- powiedziałem mu o swoich planach. Zawsze wysoko mierzyłem.
- Zdolny z Ciebie malczik. Dasz radę- staruszek uśmiechnął się, po czym zapalił fajkę, wypchaną tabaką. Z jego opowieści wynikało, że jako dziecko przeżył oblężenie Leningradu przez Niemców. Nigdy jakoś mi ta nazwa dla tego pięknego miasta, się nie podobała.
- Mam tylko problem Rodionie- zwróciłem się do niego, spuszczając wzrok i patrząc się w przetarte nosy starych, lekko zniszczonych trampków- Znowu mi się to udziela- moja przypadłość to nie było znowu takie 'hop-siup'. Rodia o tym wiedział. Tylko on jeden jedyny próbował mnie zrozumieć. Tylko z nim mogłem o tym porozmawiać. W pewnym sensie był moim powiernikiem i doradcą. To on jako jeden nie uciekał wtedy z wrzaskiem, że 'chłopiec wskrzesił smoka z obrazka'. Starał się mi pomóc, chociaż sam był tylko taki zwykły. Na matkę nie mogłem liczyć. Sam fakt, że istnieję był dla niej nie do zniesienia. Na każdym kroku mi wypominała swój błąd z przeszłości.
- To nie jest odpowiednie miejsce dla Ciebie Sashka- wypuścił dym z pomiędzy warg- Słyszałem o takiej akademii, gdzie przyjmują takich jak Ty. Dobrze Ci radzę. Spakuj się i wyjedź stąd jak najprędzej. Zanim ci wyżsi się Tobą nie zainteresują- jego niebieskie oczy przeszyły mnie na wylot.
- Spasiba Rodionie. Bolsze spasiba.
You said, you read me like a book
But the pages are all torn and frayed!
(My Chemical Romance "I'm Not Okay (I promise)")
Mówili mi, że nigdy nie starałem się sprawiać problemów. Że zawsze trzymałem się na uboczu, obserwując innych. Że odcinałem się od świata i topiłem się w swoim własnym szaleństwie. Że byłem outsiderem, z nieliczną grupą zaufanych przyjaciół. Jednakże kiedy mi to wszystko zaczęło się udzielać to się kaleczyłem. Nie umiałem z tym sobie poradzić. Zamykałem się w sobie. Strzelałem kolorowymi farbami z palców. Rysowałem i ożywiałem, by zaraz znowu to coś unicestwić. Teraz jednak uczę się żyć trochę na nowo. Odbudować wiarę w siebie. I wierzyć, że dobre rzeczy przychodzą, tylko trzeba na nie trochę poczekać. Podobno mój psycholog ma mnie za wariata. Ale któż nim dzisiaj nie jest? Ostatnio z własnej ciekawości zacząłem się interesować ojcem. Bo skoro moja matka była zwykłą kobietą, to ta moja 'artystyczna' przypadłość, którą miałem wrodzoną, skądś musiała się wykluć. Cierpliwie szukam wiadomości, ale trudno jest je znaleźć skoro znam tylko jego imię. Ale nie zamierzam się poddać, chociaż los nie jest łaskawy i rzuca kłody pod nogi. I przysięgam, zamierzam żyć wiecznie. Może kiedyś wrócę do Petersburga. Tak bardzo chciałbym zobaczyć to miasto raz jeszcze.
-(fragment listu Sashy do Rodiona)
You say you don´t wanna run and hide
A face that no-one knows
And everyone ya meet, you´re gonna show
You´re nobody´s slave, nobody´s chains are holdin´ you
You hold your fist up high
And rule the zoo
(W.A.S.P. "I wanna be somebody)
Podobno książek nie ocenia się po okładce. A może jednak i tak? Jednym z moich znaków rozpoznawczych były czerwone włosy. Nie, żebym miał od razu takie po urodzeniu. Co to, to nie. Czerwone włosy były dla mnie oznaką buntu wobec ucisku ze strony mojej rodzicielki, która za każdym razem próbowała mnie wykopać z tego świata. Najpierw sama w czasie ciąży. A później wraz z moim rozwojem nasyłała różnych gości z jakiejś organizacji. Żadnemu się nie udało. Zawsze byłem o dwa kroki przed nimi. Wystarczyło mi spojrzeć na obraz. Wszyscy widzieli co innego, ja widziałem wszystko to, co dotyczyło mnie. Kiedyś myślałem, że to jest tylko wymysł mojej wyobraźni. Ale raz się sprawdziło, drugi raz też i trzeci, czwarty, piaty i dziesiąty. Posłuchawszy rady Rodiona, przywdziałem płaszcz, spakowałem kilka rzeczy i wyruszyłem w drogę.
Na co dzień nie wyróżniam się od innych. Ubieram się całkiem normalnie. Koszulka, spodnie, trampki. Nic skomplikowanego.
Piwnymi oczami oglądam ten cały pochrzaniony świat. I dochodzę wtedy do wniosku, że nie różnię się od nich aż tak bardzo. Osiągnąłem ten swój metr osiemdziesiąt wzrostu. Mimo iż dobrze mnie tutaj karmią, to nie przytyłem. Nadal utrzymuję tą swoją wagę w granicach siedemdziesięciu kilogramów. Tylko czasami palce mi się barwią na kolor farby, którą wypuszczę w czasie furii.
When friends were friends forever
And what you said was what
You did
(Bon Jovi "Blood On Blood)
Daj się poznać innym Sashko. To Ci naprawdę pomoże. Znajdź jakichś przyjaciół. I postaraj się zaakceptować ich. Oni wtedy zaakceptują Ciebie. Wczoraj u mnie był jakiś milicjonier. Pytał o Ciebie. Co o Tobie wiem. Czy wiem, gdzie jesteś. Milczałem na ten temat. Dwa i pół tygodnia temu złapali takiego jednego co podobno czytał w myślach. Zabrali go do jakiegoś ośrodka. Więcej nikt go nie widział. Chodzą słuchy, że ubili go. Uważaj na siebie Sashko. I nie daj się sprowokować. Dobry z Ciebie malczik, tylko trochę taki narwany. To już nie są przelewki. Władze coraz częściej interweniują w sprawie mutantów. Co rusz to w telewizji i radiu przekazują komunikaty o nowych zbiegach z laboratorium. Uważaj na siebie i ufaj tym, którzy na to zasługują. Unikaj fałszywych przyjaciół. Bądź dobry, takim jakim byłeś dotychczas. Bądź dobrym ...człowiekiem.
-(fragment listy od Rodiona do Sashy)
Co jeszcze warto o mnie wiedzieć? Jest kilka faktów, które skupione w jedną całość stanowią jakąś część mnie. Mojego stylu bycia. Oto i one:
- Od czternastego roku życia palę papierosy. Najlepsze są Marlboro czerwone.
- Piję duże ilości kawy. K woli ścisłości- espresso bez cukru i mleka.
-Nie lubię zbyt tłustych potraw.
-Zawsze marzyłem o tym, aby pojechać na koncerty moich ulubionych zespołów.
- A skoro już przy muzyce jesteśmy to dobrze wiedzieć, że uwielbiam dobrego, starego rocka, ale czasami słucham także nowszych zespołów. Czasami coś wpadnie jakaś perełka z muzyki pop, ale to naprawdę musi chyba zdarzyć się jaki cud.
- Jeżeli chodzi o ulubionych wykonawców są to poczynając od Alice Cooper’a, Bon Jovi, Skid Row, Guns ‘N Roses, Metalliki, Rainbow, Cinderella, Ramones, Beatelsów, Led Zeppelin, poprzez Aerosmith, Nirvanę, Joan Jett, AC/DC, Rise Against The Machine, The Runaways aż do Green Day, Coldplay, Fall Out Boy czy Paramore.
- Czasami farbuję włosy na czarno.
[No i jest taki sobie Sasha ;) Do wątków zapraszam, powiązaniami także nie pogardzę. Na gifach Gerard Way. Staram się każdemu odpowiadać, ale może się zdarzyć, że przez przypadek o kimś zapomnę. Wtedy grzecznie się upominamy. Jeżeli ktoś widzi jakieś błędy, to proszę wytknąć je w kulturalny sposób. Ja nikogo nie atakuję, a więc i nie chcę aby było na odwrót. Anonimowych hejterów olewam. Ja pomysł- ty zaczynasz. I vice versa. Lubię średnie wątki. Nie jednozdaniowe, tylko takie przynajmniej pięciozdaniowe. W każdym bądź razie: zapraszam do wątkowania.]
357 komentarzy:
1 – 200 z 357 Nowsze› Najnowsze»[ Huehue, ja tutaj po wątek i to z dużą chęcią. Jak Sasha potrzebuje przyjaciół to Fabian jak najbardziej chętny, natomiast co do imienia Rodion to miałam kiedyś pana który się tak właśnie zwał. Miłe wspomnienia ;> ]
F. E. Maverick
[Dzień dobry! :> Na wątek przyszłam, tylko jakoś z pomysłami gorzej u mnie niestety.]
Viola
[ Hmm, z moimi pomysłami to troszkę słabo, bo się wnerwiłam trochę przed chwilą, no ale może relacja typu kumple i podczas jakiejś gościnnej wizyty pod trzynastką Sasha dorwałby rysunki/szkice Fabiana podczas gdy on zająłby się czymś, no i Sasha mógłby je ożywić? Nie mam nic lepszego w tej chwili. Nie są w tym samym wieku, więc nawet opcja z przyjściem po lekcje odpada :< ]
F. E. Maverick
[ Oooh, Gererd, moja miłość xD Może ochota na wątek i jakieś pomysły? :) ]
Pearl
Fabian układał puzzle od samego rana. Były prezentem który dostał na ostatni dzień chłopaka, ale nigdy nie miał czasu ani ochoty ich układać, a czego się nie robi, kiedy nuda wręcz dusi człowieka, nieprawdaż? Wystarczyło jednak jedno stuknięcie do drzwi, żeby Fabiana opuściło całe skupienie na układance. Momentalnie wstał, doskoczył do drzwi i je otworzył, po czym uśmiechnął się szeroko do swojego gościa i wręcz uwiesił mu się na szyi.
- Sashka! Już myślałem, że nie przyjdziesz. Właź - mruknął, po czym wciągnął go do pokoju, kiedy już odpowiednio go wyprzytulał. Był wyraźnie zadowolony z odwiedzin, ba! Nawet posprzątał, bo trzynastka wyglądała całkiem schludnie. Ciuchy były wrzucone do szafy, kartki znajdowały się w koszu na śmieci. Pięknie normalnie, jak w raju!
- Ładna koszulka, Sashko - pochwalił go, bo Iron Maiden było jednym z jego ulubionych zespołów, razem z Black Sabbath, Metalliką oraz AC/DC.
F. E. Maverick
[Bo Rosja rządzi całym światem! A tak serio, to czemu nie :D Masz jakiś pomysł czy zdajesz się na mnie?]
[Nigdy nie byłam, ale wciąż mnie śmieszy to całe gloryfikowanie zwłok Lenina :D
Jasne, a zaczniesz? Bo karta odebrała mi resztki pomysłów. ]
[zarąbisty to tak mało powiedziane... xd mnie tak strasznie bardzo podobał ten film, że hoho x3 wątek, wątek! pomysł jakiś? czy przechodzimy od razu do rękoczynów? XDDD]
Reid.
[Jasne, tylko podrzuć mi jakiś fajny pomysł, to zacznę. Albo na odwrót.]
Charles
- A co ty się żeś znowu założył? - spytał z czystej ciekawości i spojrzał na rudzielca nieco speszony tym, że ten zauważył puzzle rozsypane w kącie pokoju. Miał nadzieję, że to pytanie chociaż na chwilkę oderwie jego uwagę i wtedy Fabian zdąży coś wymyślić na poczekaniu. Niestety, póki co miał same głupie pomysły na wytłumaczenie, toteż uparcie milczał i zebrał z łóżka koc, składając go w kostkę. Rzucił go obok stojaka na płyty. Odkąd go kupił zdecydowanie mniej czasu zajmowało mu ich szukanie, no i przy okazji nie narzekał, że jakaś płyta przypadkowo zaginęła mu w akcji. Stojak był tak dobrze wykonany, że zajmował niewiele miejsca, a dużo mieścił i Fabian się w tym odnajdywał, dlatego był zadowolony ze swojego zakupu.
Oprócz niego w pokoju pojawiło się kilka nowych plakatów, które znalazł przy okazji przekładania płyt z kartonu na stojak. Leżały na jego dnie, więc kilka było nieco zagniecionych lub zagiętych na rogach, dlatego też Fabian wcisnął je pod książki ułożone na półce segmentu. Miał nadzieję, że będą się nadawały do rozwieszenia na którejś ze ścian.
- Tak, układałem puzzle. Znalazłem je i ten... no... nudziło mi się trochę, jak na ciebie czekałem - wzruszył ramionami, po czym obrócił się do niego plecami, co skryło jego lekki rumieniec. - Chcesz soku? Mam cały karton.
F. E. Maverick
[no ja właśnie też jestem wybredna, ale Iluzja była super :D
okej, Reid bd bardzo zachwycony xd zaczniesz czy ja mam zacząć?]
[ Pomysł mi się podoba, aczkolwiek, hmm, mogłabym prosić cię o zaczęcie? Bo nie jestem pewna jak ta cała scena mogłaby wyglądać, a nie chciałabym powypisywać bzdur na temat twojej postaci :D ]
Pearl
[no wiem, nikomu się nie wyświetla, ale nie chce mi się męczyć na razie z tym badziewiem -.- może jutro xd]
Reid zrobił sobie przerwę w pracy (no przecież nic się nie stanie, jeśli nie będzie go parę minut, prawda?) i wybrał się na dwór, żeby pooddychać świeżym powietrzem. Przeszedł przez korytarz i dotarł do drzwi, które prowadziły na dziedziniec szkoły. Uśmiechnął się lekko, czując promienie słońca na swojej twarzy oraz lekki wiaterek. Uwielbiał taką pogodę; nic, tylko wzbić się w powietrze i latać albo usiąść gdzieś z kimś na trawie i... no.
Przeszedł jeszcze kilka kroków i dostrzegł jakiegoś chłopaka w oddali, który... o kurde, czy on właśnie ożywił rysunek?! O mój panie! To było cudowne! Wspaniałe!
Natychmiast przyśpieszył kroku. Czy stwierdzenie, że leciał tam jak na skrzydłach było złe...?
- Ja nie mogę, ale to było fantastyczne - powiedział, kiedy znalazł się tuż za plecami nieznajomego chłopaka.
Może i był zbyt śmiały, ale kogo to obchodzi. Raz taki właśnie był, innym razem był strasznie nieśmiały... Ale teraz był zachwycony.
- Zrób tak jeszcze raz - poprosił, wpatrując się w niego jak, no cóż, jak w obrazek.
- No, no... To ja się dla bezpieczeństwa o mecze nie będę z tobą zakładał, bo się na nich nie znam, ale koszulkę Bon Jovi mogę ci oddać za darmo. Dostałem ją gratis za kupno kilku innych, ale jest na mnie trochę za duża. Aż tak to chyba nigdy nie urosnę. Czekaj, gdzieś ją mam! - stwierdził i otworzył szafkę.
No! Widać, że się chłopak musiał poważnie nudzić, bo w szafie wszystko było idealnie poskładane i wcale nie musiał długo szukać wcześniej wspomnianego łaszka. Ba! Koszulka nie dość, że w idealnym stanie, rozmiar xxl to jeszcze cały czas w folii.
- Masz, Sashka. A co do tych puzzli to jakiś widoczek układam. Straszna męczarnia, bo te puzzle małe i ciągle mi się gdzieś gubią. Ślęczę nad tym od rana, bo spać nawet nie mogłem za długo - stwierdził i jakoś tak odruchowo się do niego przytulił.
Fabian lubił się przytulać, było to dla niego absolutnie naturalnym odruchem, no i wiedział, że Sasha jakoś ten fakt przeżyje, tym bardziej, że już mógł się przyzwyczaić do wylewnych zachowań bruneta.
- Jak będziesz chciał jeszcze z jakimś zespołem to mi powiedz, okej? - mruknął, spoglądając na niego wyraźnie ucieszony. Dawno nikt go nie odwiedzał, to się cieszył jak głupi do sera.
- Chcesz ciastko? - bąknął nagle.
F. E. Maverick
- Ale za co przepraszasz, daj spokój - machnął ręką. - To było naprawdę super. Masz genialną moc! - pochwalił go, uśmiechając się szeroko.
Ano, każdy uczeń był tutaj wyjątkowy i coś potrafił. I to było naprawdę fajne. Każdy inni, wszyscy równi, o, tak to właśnie szło. Właśnie dlatego Reid chciał tu zostać już na zawsze.
- Co jeszcze możesz ożywić? Samochód? - zaśmiał się, pozwalając sobie usiąść obok niego. - Przepraszam, wolne, tak? - dopiero teraz zapytał po fakcie, ale był za bardzo podjarany, żeby dbać o to. - A tak w ogóle, to jestem Reid - przedstawił się grzecznie, nawet podał mu dłoń.
[A bardzo chętnie. Masz może jednak jakiś pomysł? Mnie mózg niestety odmawia posłuszeństwa :c]
Annie M.
- Nie mam ani kartki, ani ołówka, ani długopisu... Ale dużo takich pierdół jest w bibliotece, możemy tam pójść - zaoferował. No co, może dostanie samochód... Może nie za darmo, musi się dogadać. - A właśnie, ten samochód to tak za darmo, czy będziesz chciał trochę grosza ode mnie, hm? - zagadnął, z pozoru obojętnie, chociaż miał nadzieję, że chłopak odpowie, że "nie, no co ty, nie ma problemu, co to dla mnie". No ale wszystko wyjdzie w praniu. Ale miał nadzieję..
- A, dzięki - poruszył skrzydłami, nieco je rozkładając, a potem znów trzymał je przy sobie. No cóż, człowiek ze skrzydłami, co? Niektórzy ludzie na ulicy brali go za anioła. Kto wie, może nim był, a o tym nie wiedział.
[No dobra, niech ci będzie. Mam nadzieję, że jakoś się to ciekawie rozwinie.]
Zbierało się na burzę, co jednoznacznie utwierdzało Charlesa w przekonaniu, że tej nocy nigdzie się nie rusza. Po co jeszcze bardziej narażać siebie i innych? Wiadomo, iż jakieś tam uboczne skutki są zawsze. Chociażby nawet niechęć Francuzika do deszczu. Biedny gdy jest cały mokry, to zawsze się denerwuje. Za tym idzie kumulacja chmur, i te de, et cetera, takie pierdoły. Wygodnie rozłożył się na ogromnym parapecie, złapał książkę w dłoń i usilnie próbował cokolwiek z niej wywnioskować. Nigdy nie był dobry w czytaniu takich opowieści. Jego życie dużo lepiej nadawałoby się na temat bestsellera. Życie wszystkich znajdujących się w tej szkole.
Charles
[ nie powiem .. pokusiłabym sie ale mimo ze czytałam twoja karte to nic mi nie przychodzi do głowy - moze cos podsuniesz? to zacznę.
btw. byłam na Iluzji xD az sie sama na niej zagubiłam ^^]
Raven
[ Sasha ma naprawdę świetny dar ! <3 W sumie fajnie byłoby zobaczyć sobie różne dzieła sztuki nie tylko na papierze i w ogóle. Co do pomysłu jestem w tym słaba, naprawdę. Dlatego mam pytanie czy może masz pomysł na jakieś powiązanie? Wtedy łatwiej byłoby mi wymyślić jakiś wątek ]
gąbka Cora
Charles wiedział, że w dzisiejszych czasach można się wszystkiego spodziewać, ale niestety biedaczek nie sądził, że w jego łóżku wyląduje pijany gościu, którego mniej-więcej kojarzył ze szkolnych korytarzy. Jo cię prosza! To jakieś żarty, nie? Wszystko wszystkim, ale nie jego ukochane łóżko!
Charles kilka razy przymrużył oczy, bezsensownie wgapiając się w chłopaka. Albo to jakieś halucynacje pozostałe po japońskich eksperymentach, albo na serio miał pijanego człowieka w łóżku. Charles, ocknij się!
- Do wszystkich czortów, chyba ja powinienem się ciebie o to pytać?! Kim ty w ogóle jesteś i co do cholery robisz w moim pokoju? - zasyczał, starając się zachować spokój. Większość wiedziała, że nie warto podnosić mu ciśnienia. Temu panu można wybaczyć. Toć on pod wpływem, on nie myśli racjonalnie. - Ja cię przepraszam, ale niczego nie rozumiem. - wzruszył ramionami, odkładając książkę na półkę i nie spuszczając wzroku z nieznajomego.
Charles
Ano, z założenia "ci, co mają najmniej, oddają najwięcej" Reid się zgadzał w stu procentach. Pieniądze czynią z człowieka pazernego i egoistycznego. Nie oddadzą, chociaż nic by im to nie zaszkodziło, a komuś pomogło. No ale taki właśnie ten nasz świat jest - niesprawiedliwy. I jak komuś coś się uda, to trzeba się z tego cieszyć, bo nie wiadomo, kiedy znowu przyjdzie taki czas.
- Nie no co ty, nie będę zły. Najwyżej postawię sobie taki model samochodu na biurku w bibliotece i będę się chwalił tym, którzy mnie odwiedzają, skąd mam - uśmiechnął się do niego szeroko, prowadząc go do biblioteki.
Wskazał mu miejsce przy stoliku i podał ołówek. Oddalił się na parę kroków, żeby go nie zdezorientować.
- Ja chcę Chevroletta Impalę.
Taaak, samochód Deana z Supernatural strasznie mu się podobał. No co zrobisz, no... A trudno znaleźć taki samochód, więc może jego nowy kolega mu pomoże...
- Tak, masz rację. Gdyby ludzie byli bardziej tolerancyjni... I się nie bali... Bo tu chyba własnie o strach chodzi.
Powinna być szczęśliwa. Obiecała sobie, że po przekroczeniu progu zamczyska przywdzieje na twarz uśmiech. Ten prawdziwy, szczery. Nie potrafiła jednak działać wbrew swoim myślom. Od jakiś dwóch miesięcy kooperacja na linii mózg-ciało nie przebiegała poprawnie – została zaburzona przez tę najbardziej ludzką odmianę strachu, który sprawia, że człowiek wpada w sidła niewiedzy i braku pomysłów na sensowne ułożenie sobie życia. Annie dokładnie tak się czuła. Z przestrachem obserwowała otaczających ją ludzi, blokowała wewnętrznego świra. On czekał na uwolnienie. Czekał cierpliwie, aż ona weźmie się w garść, zepnie tyłek oraz postanowi zabrać się za eksplorację nieznanego terenu. Na chwilę obecną zachowywała się niczym egzystencjonalne warzywo. To smutne. Chyba już czas odebrać pannie Montgomery koronę królowej sucharów i dziwnych zachowań.
Siedziała w szkolnej stołówce, tak po prostu. Siedziała i przyglądała się na przemian rówieśnikom, roślinom oraz kawie, która w mgnieniu oka przestała kusić zapachem. Miała ochotę zaszaleć z daleka od tych wszystkich ciekawskich spojrzeń, lecz najpierw musiała pokonać najważniejszą przeszkodę – brak kompana. Siedem tygodni minęło, a ona wciąż nie odnalazła bratniej duszy (nie, mówiąc bratnia dusza wcale nie mamy na myśli szalonego ekologa czy wielbiciela kwiatków).
– Cholerna niesprawiedliwość – mruknęła sama do siebie, z rosnącym zainteresowaniem obserwując wzory, jakie na powierzchni płynu tworzyła zdechła już bita śmietana. Nawet jedzenie ociekało tu dziwnością.
Annie M.
[ Jasne :> Obiecuję coś potem zacząć ^^]
Cora
Reid też się śmiał, kiedy usłyszał historię z mydłem. Mieli zabawnie. Przynajmniej nikt nic nie wysadził ani nie zabił czy coś. Pamiętał jak u niego nie było zbyt ciekawie, kiedy ktoś coś podpalał przypadkowo.
- Cześć, Sasha - przywitał się zatem, patrząc na niego uważnie i podziwiając rosyjskie rysy. - A nic nie szkodzi, ja uwielbiam rosyjski, chociaż nigdy się go nie uczyłem. A chciałbym kiedyś. Chociaż żeby znać podstawy i niektóre słówka - westchnął. - Ale u nas w szkole nie uczyło się takich języków, a szkoda - usiadł w końcu na przeciwko niego.
Reid czasami też miał problemy, żeby ktoś go zrozumiał. Z tym jego australijskim akcentem musiał mówić powoli i bardzo wyraźnie. Ale już się przyzwyczaił i niektórzy również. Cóż, kwestia osłuchu.
- No słuchaj, z angielskim masz to samo. Potem lecisz z górki na pazurki - zaśmiał się nie tylko z tego śmiesznego powiedzenia z dzieciństwa, ale też z tej sytuacji, która wynikła. - No, tylko angielski jest bardziej powszechny - zamyślił się, a potem spojrzał na kartkę. - No, rysuj. Chcę zobaczyć to dzieło!
No, jeśli o Reida chodziło, to był bardzo niecierpliwy. Zwłaszcza, jak się na coś napali. A teraz właśnie taka sytuacja była. Już nie mógł się doczekać, co wyjdzie z tego wszystkiego. Na dobrą sprawę samochód jako tako nie był mu potrzebny; miał skrzydła. Aczkolwiek jakby kiedyś tam może w przyszłości umówił się na randkę, to przydałby się samochód.
[może wątek z Amelie? ;>]
Amelie
- O mecze dla własnego dobra nie będę się z tobą zakładał, obiecuję. No, chyba że dostanę jakiegoś cudownego olśnienia albo poznam wyniki jeszcze zanim mecz się rozpocznie, co jest mało prawdopodobne, tym bardziej z moim szczęściem, ale wtedy się do ciebie zgłoszę i to w podskokach. Najwyżej ogołocisz mnie z wszystkich cenniejszych łaszków - stwierdził i roześmiał się pogodnie.
To, co usłyszał chwilę potem sprawiło tylko, że Fabianowi lekko zadrżał lewy kącik ust. Nadal wyglądał na całkiem zadowolonego i zdawało się, że nie stracił dobrego humoru. On nie umiał się gniewać na Sashę, co mogłoby mu wyjść bokiem, gdyby chłopak był z jakiegoś szemranego towarzystwa. Fabian uważał go za przykład dobrego obywatela i nie miał nic do zarzucenia. To, że Rusek i rudy to nic nie ma do rzeczy.
- Dużo w tym prawdy, szczególnie to o rodzicach. To, czy jestem dziwakiem to chyba tylko kwestia uznania i dobrych chęci albo raczej cierpliwości - parsknął krótkim śmiechem i usiadł dość ciężko na łóżku, jakby nagle zrobiło mu się słabo. Położył się i skrzyżował nogi, tak dla pewności.
- Jeszcze tyle po rusku rozumiem. Ba! Mam nawet kurs skończony... jakiśtam, ale zawsze coś! - pochwalił się, starając nie gestykulować, chociaż on przeważnie musiał robić coś rękoma. Jak był młodszy to plótł te śmieszne bransoletki z muliny, potem wzięło go na robótki ręczne i tworzenie własnych przyszywek (co wychodziło mu dość nieudolnie), aż w końcu zaczął się bawić włosami, co nasilało się kiedy czuł się niepewnie lub zwyczajnie się nudził. Teraz, kiedy włosy miał dużo krótsze niż jeszcze rok temu kiedy tu przyjechał, nie miał możliwości zabawy nimi, toteż uporczywie rysował i to właśnie brudzeniem sobie rąk ołówkiem zajmował się na przerwach, lunchu i podczas wolnych lekcji.
- Nie, dlaczego? Lubię ciebie i lubię szczerość. Siadaj sobie. Trochę mi słabo, ale przejdzie. Za dużo ostatnio kombinuję chyba... - stwierdził, powoli uchylając powieki. Podniósł się do pionu w dość gwałtowny sposób przez co świat na chwilę mu się zachwiał i zawirował.
- Szlag by to... - bąknął potrząsając głową, co nie było jednak dobrym pomysłem. Wcale nie pomogło, a wręcz przeciwnie. W końcu wyciągnął z szafki nocnej ciastka, a zaraz po nich wysypał się z niej cały stos zarysowanych kartek. Krajobrazy, domy, martwa natura, jakiś słoik z kością piszczelową w środku, czaszka i jakieś niedokończone złudzenie optyczne - to właśnie te prace wylądowały najbliżej rudego.
F. E. Maverick
[ja myślałam bardziej, żeby go przypadkiem ktoś zaatakował, no ktokolwiek i musiałby dość dużo czasu spędzić z Amelie]
Amelie.
[To ja przyjdę się przywitać i zaproponować wątek z Idą, jeśli nie przeraża cię wątek z widzącą przyszłość prawie niewidomą dziewczyną;)]
Ida
Brunetka standardowo zajmowała jedno ze swoich ulubionych miejsc w tym niewielkim gabineciku, czyli sofę pod oknem. Pomieszczenie stanowczo należało do tych przytulnych; ściany były w kolorze beżu, podłoga terakotowa, jednak dziewczyna ozdobiła ją puchatymi dywanami. Na ścianach wisiało kilka fotografii, szafka pełna leków wyglądała niczym zwykła komoda, a karty uczniów pochowane były w szufladach biurka, zatem pokój wyglądał prawie zwyczajnie.
Dzień się dopiero zaczął zatem dziewczyna była pewna, że dziś również będzie miała całe mnóstwo roboty. Zaparzyła sobie kubek gorącej herbaty cynamonowej, zjadła śniadanie i połknęła kilka pigułek, które miały poprawić kondycję jej włosów. Jej ciało umiało się samo regenerować, a o kondycję włosów musiała dbać tabletkami? Niestety. Traciła ich coraz więcej i nie wiedziała czy było z przemęczenia, czy jest może na coś chora. Nie, drugą opcję odrzuciła natychmiast. Od czasu mutacji nie zachorowała nawet na głupie przeziębienie, a wcale o siebie nie dbała. Panienka Viser była bowiem osóbką, która bardzo lubiła igrać z ogniem i jeśli tylko miała taką możliwość, ganiała w deszczu.
Amelie siedziała właśnie przed laptopem popijając już nieco chłodną herbatę. Co jakiś czas spoglądała na zegarek dziwiąc się, że jeszcze nikt od niej nie zawitał, ani ona nie jest gdzieś pilnie wzywana. Opanowała w tak wysokim stopniu swoją moc, że potrafiła uleczyć prawie każdego, nie łączyło się to jednak z niwelowaniem raka czy tego typu chorób, czasami już nie było ratunku, a brunetka mogła jedynie uśmierzać ból i razem ze swoim pacjentem cierpliwie wyczekiwać śmierci.
Dopiero, gdy Eliza skoczyła jej na biurko i łapkami poklikała kilka klawiszy domagając się pieszczot ktoś zastukał do drzwi.
Amelie.
[Dzień dobry, huehue. Wybacz, że Ci nie odpisałam na st. Lucia. Może tutaj nam lepiej pójdzie z wątkiem, tylko czy znajdzie się chęć na niego z Twojej strony? ;)]
Katherine
Tej nocy boalała ją tak głowa, ż nie zmrużyła oka ani na chwilę. Nie pomagało otwarte okno ani picie wody czy prysznic, za chiny nie mogła spać. Ta sztuka sie jej udała dopiero po 5 nad ranem, ale i tak nie spała zbyt długo. Obudziła się dwie godziny później czując się tak jakby miała grypę.
Rozkopała pościel na bok i wstała z ociąganiem. Popatrzyła na zegarek i jęknęła. Było tak niewyobrażalnie wcześnie a ona marzyłą tylko o ponownym zakopaniu się w pościeli i zostaniu w niej do końca dnia. Lecz to tylko płonne było marzenie, gdyź umówiła się na spotkanie, które było już przekładane raz z powodu natłoku zajęć.
Wpierw zajrzała do łazienki, potem poszła sie ubrac a na końcu zjadła płatki śniadaniowe z mlekiem. Kończyła posiłek, gdy usłyszała pukanie.
- mozesz wejść - oznajmiła głośno a potem dokończyła ostatnie kilka łyżek.
Raven.
- No wiesz, mogę ci pomóc w angielskim, jeśli chcesz - uśmiechnął się do niego. - To by było za ten mój samochód - dodał szybko. A co tam, nauczycielem może dobrym nie był, ale jakby się tak skupić... no i satysfakcja jakaś by była zawsze... hm... dobry plan. - Zastanów się i mi potem powiedz.
Właściwie mógłby się nauczyć z piosenek, mógłby poszukać czegoś w internecie... no ale to wybór Sashy, więc...
Reid przyjrzał się obrazkowi.
- Noo! Jest świetny! Może być. A teraz dawaj, jestem ciekawy, jak to robisz i co z tego wyjdzie - roześmiał się cicho pod nosem. Nie, to nie był szyderczy śmiech. Reid był bardzo podekscytowany. Lubił patrzeć, jak uczniowie tutaj prezentowali swoje moce.
Usłyszała krzyki na korytarzy zatem bez zastanowienia otworzyła drzwi i wybiegał by zobaczyć co się stało. Czasami już tak bywało, że kilku rosłych mężczyzn zmuszonych było przenieść kogoś do jej gabinetu, lub zwyczajnie użyć telekinezy by w jak najmniejszy sposób ruszać poszkodowanego.
Chciała czy nie tym razem trafił jej się naprawdę ciężki przypadek. Wiedziała, że zaraz po względnym rozpoznaniu przypadku i przeprowadzaniu zabiegów ratujących życie, uda się do dyrekcji i kategorycznie zabroni wydawania uczniom przepustki choćby błagali, prosili i zapłakiwali się na śmierć pod drzwiami sekretariatu. Nie to, że nie chciała mieć pracy, jednak naprawdę martwiła się o te dzieciaki, bo wypuszczane z Recifle były traktowane nim zwierzyna na którą polowali szaleni doktorkowie. Może właśnie dlaczego brunetka zbyt często nie opuszcza murów, które otaczają szkołę. Przecież zdaje sobie sprawę, że każdy oddział bardzo chętnie przyjąłby panią uzdrowicielkę, która w mig może postawić na nogi naprawdę sporą liczbę ludzi. Rzecz jasna nie była wszechmogąca, ale starała się ćwiczyć swój dar i jak nie raz pokazywała, opanowała go w naprawdę wysokim stopniu.
Czekała dosłownie kilka minut by ktoś z telekinetycznymi zdolnościami przetransportował ledwo przytomnego chłopaka do jej gabinetu. Szybkim poleceniem wskazała łóżku by chwilę później przykładając rękę do karku zacząć swoją pracę. Mimowolnie z dłoni pojawiło się zielone światło, czy tam promienie – jak kto woli - a rana powolutku zaczęła się zabliźniać.
Amelie.
Naprawdę nie spodziewała się aż tak wielkiej niespodzianki. Obstawiałaby, że prędzej to kawa wyskoczy z filiżanki i zacznie tańcować po całej stołówce. Najwidoczniej jednak i jej należy się coś zdecydowanie miłego, co poprawia humor i – przynajmniej miała taką nadzieję – pozwoli zasmakować chociaż cząstkę dawnego życia. Odżywanie bowiem jest skuteczne dopiero wtedy, gdy ma się przy sobie sprawdzonego kumpla.
– Alleluja! Sasha, jesteś moim wybawieniem – wrzasnęła, podskakując na stołku. Po chwili ustatkowała się jednak, coby go nie przerazić nadmiarem entuzjazmu. – Co ja tu robię? Właściwie to sama nie wiem. Sądzę, że umieścili mnie tu tylko po to, abym nie dostarczała światu sensacji. Już widzę nagłówki gazet utrzymane w stylu Najazd kosmitów.
Hieny dziennikarskie były zdolne do wszystkiego, zaś pałętająca się po mieście zielona dziewucha to przecież idealny patent na zgarnięcie forsy. Annie osobiście nie chciałaby figurować jako miejska atrakcja, dlatego… Cóż, może to i lepiej, że siedzi w Recifle?
Annie M.
[Oki, czyli już się znają, tak?]
Katherine
- No jasne, że mógłbym - wzruszył ramionami, bo to nie było przecież nic wielkiego. Nie dla niego. - To nie problem dla mnie.
Reid zamknął się w chwili, kiedy Sasha zabrał się do roboty. Obserwował wszystko uważnie, żeby nie pominąć przypadkiem jakiegoś szczegółu. Oczywiście, nie powtórzy tego za nim, ale jak już zostało wspomniane - uwielbiał patrzeć jak ktoś używa mocy.
Na widok samochodu uśmiechnął się szeroko, a nawet się lekko zaśmiał.
- Ale bajer - powiedział, patrząc na samochód. - Mogę dotknąć? - spojrzał na niego, a potem znów na samochód. - Postawię go przy wejściu. Nikt inny takiego nie będzie miał i będą mogli mi tylko zazdrościć. I zabraniam ci takie robić dla innych uczniów - dodał poważniej, a potem znów się roześmiał. - Ale nie, serio mówię.
Gdy tylko usłyszała , że chłopak się krztusi jedna z dłoni powędrowała na klatkę piersiową chłopaka, w okolicy mostka, by zatamować krwawienie, które jak się okazało było także wewnątrz organizmu chłopaka. Nic nie mówiła, nie miała na to czasu ani głowy. Gdzieś w myślach powtarzała jak mantrę słowa „dasz radę, jeszcze tylko troszeczkę, nie poddawaj się”. Myśli mówiły rzecz jasna do chłopaka. Już nie raz bywało, że Amelie miała ratować kogoś kogo organizm już dawno się poddał i była to jedynie walka z ogniem, którą dziewczyna niestety przegrywała. Błagała los by tym razem chłopak naprawdę chciał żyć, a to co się stało w mieście było przypadkiem.
- Ciii.. – wyszeptała gdy rudowłosy coś mamrotał. Musiał się oszczędzać. Amelie miała jeszcze masę pracy, zresztą już wiedziała, że nie wypuści ucznia ze swego gabinetu przez kilka najbliższych dni choćby zarzekał się, że czuje się świetnie. Ludzie, szczególnie młodzi byli bardzo nieodpowiedzialni i mimo ciężkich urazów mówili, że nic im nie jest, co było rzecz jasna bzdurą.
- Wszystko będzie dobrze, obiecuję.. – mruknęła z nadzieją i wysiliła się na delikatny uśmiech. Nadal z jej dłoni wydobywało się zielone światło, a ona z czasem przesunęła ręce na brzuch chłopaka. Szczerze mówiąc w tej chwili nie obchodził ją fakt, grasującego zwierzęcia, który jest pod niczyją kontrolą i może pozjadać wszystkich. Liczyło się uratowanie kolejnego, nieodpowiedzialnego istnienia, by mógł wpaść w jeszcze większe gówno niż wpadł tym razem.
Amelie.
Moment - to są jakieś jaja! Środek nocy, CIEMNEJ NOCY, a ten mu do pokoju wchodzi i jeszcze śmie twierdzić, że to on się myli! Boże, Charles, teraz wiesz czemu twój ojciec zawsze miał przy sobie paralizator.
- Poczekaj, ładnie tutaj poczekaj, a ja pójdę po kogokolwiek, kto mógłby cię przetransportować do twojej prawdziwej "komnaty", bo sam to chyba nie pójdziesz. - mruknął, kierując się do drzwi. Kiedy jednak zobaczył, że chłopak rzuca się w jego ukochaną, zimną poduszkę, nerwy mu skoczyły. - ALE DO JASNEJ CHOLERY ODPIERDZIEL SIĘ OD MOJEJ PODUSZKI, JASNE?! - po czym podszedł do niego i wyciągnął mu ją spod głowy. Co, jak co, ale jego podusi nie można tykać. O nie.
Charles
[oni są w bibliotece xd]
- Lepiej nie próbuj odpalać, bo jak dzieciaki to zobaczą, to wiesz. Będą chciały sobie jeździć i jeździć, a tego bym nie zniósł. Nie stać mnie na paliwo - jęknął, zrozpaczony.
Wstał i przepchał samochód bez większych problemów na przód biblioteki. Postawił go tak z boku, żeby każdy mógł widzieć przy wchodzeniu i wychodzeniu.
- Swoją drogą, musisz być bardzo dokładny, jeśli chodzi o obrazki. No wiesz, żeby każdy element był na swoim miejscu i żeby w ogóle był. No bo wiesz, samochód bez silnika nie pojedzie, choćbyś nie wiem jak bardzo chciał. No chyba, że znajdziesz w szkole tutaj takiego kogoś z takim darem, to czemu nie...
Na litość boską, niech on już stąd idzie. Czemu to takie uparte, jak osioł? Czy wszyscy ruscy panowie mają takie charakterki? Gadasz mu i gadasz, a on i tak pierdzieli swoje. Uspokój się Charles, zaraz coś wymyślisz. Chyba.
- Posłuchaj. POSŁUCHAJ I TO NAJUWAŻNIEJ, JAK POTRAFISZ. Jeśli w ogóle potrafisz... NO, mniejsza z tym. Jesteś pijany, leżysz w cudzym łóżku, gadasz trzy po trzy. Czy ty w ogóle kontaktujesz z Ziemią? Co? - przechylił głowę w prawo, przyglądając się koleżce, który chyba powoli odpływał w krainę słodkiego snu. - O nie! Nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie! Nie będziesz mi tutaj zasypiał! Nie! - krzyknął, uderzając mu w twarz swoją ukochaną podusią.
Charles
Szlak go tutaj zaraz trafi. Jak on ma temu Ruskowi do rozsądku przemówić?
- Trochę wypity? TROCHĘ WYPITY?! Koleś, ty się schlałeś w trzy dupy i jeszcze mi wmawiasz, że to mi coś na mózgu siadło. Nie mydl mi oczu. Jest późno, chcę iść spać, ale NIE, bo ktoś inny wpierdzielił mi się do wyra. - bezradnie wzruszył ramionami, patrząc na niego. Nie miał zielonego pojęcia, co zrobić. - Jaki masz numer pokoju, co? - spytał, unosząc jedną brew ku górze.
[No co ty, fajnie jest xD Uwielbiam rozmowy z pijanymi ludźmi haha]
Charles
Nauczanie Caina od zawsze było niekonwencjonalne. Potrafił tak o, zadać uczniom jakiś dziwny temat, którego w programie nie było i oczekiwać, że spełnią jego wysokie wymagania. Potrafił wysłać ich w plener w celu złapania jakichś wyjątkowych ujęć wschodu słońca i nie obchodziło go, czy są w piżamach i czy się wyspali. Zdjęcia i rysunki miały być, koniec i kropka. Bo to jest sztuka a nie jakiś wf czy coś innego. Tak samo było i tym razem. Wysłał ich na zewnątrz, żeby w wyjątkowy, nie nudny i naukowy sposób uwiecznili architekturę zamku, a sam siedział w pustej klasie z nogami na biurku i odsypiał. Działo się wczoraj...
Cain
- o hej Sasha - powitała odstawiajac brudne naczynia do zlewu - wejdziesz? Za moment bede gotowa. Wybacz, ze jestem taka w proszku ale źle spałam. Nałożę jeszcze kurtke, buty i wezme torebkę. Zajmie mi to chwilę - wróciła do szafy i wyjęła ciuchy - jaka mamy pogodę? - zapytała przy zawiazywaniu sznurowadeł od adidasów. Wzięła do ręki mały plecaczek. - oki. Mam juz wszystko - oznajmiła zamykajac drzwi na klucz.
Raven
Czasem lubiła się powłóczyć. Ale zazwyczaj robiła to po budynku by poznać wszystkie jego tajemnice i fajne kryjówki. Tak w razie czego gdyby chciała ukryć się przed kimś. A to często się jej zdarzało bo czasem uruchamiały się zdolności, o których nie miała w ogóle pojęcia. I czuła się tak jakby zaraz miała wybuchnąć. Coś ją uwierała od środka ale za cholerę nie wiedziała co. Czyżby nadmiar mocy? Ale jak się tego pozbyć. Tak jak planowała musi znaleźć naukowca, który to coś stworzył.
Tego wieczora szła sobie jednym z korytarzy na najwyższym piętrze kiedy zobaczyła jakiegoś chłopaka siedzącego przy obrazie. Dlaczego wyglądał jakby rozmawiał z tym obrazem? Podeszła bliżej i palnęła coś głupiego i najbardziej żałosnego co mogła zrobić:
- Hej.
gąbka Cora, która nie jest specjalista od relacji z ludźmi
[aha, myślałam, że samochód pojawił się po prostu obok nich xd]
- E tam, wiesz jaki tu interes można teraz zrobić? Słuchaj, zrobi się taką karteczkę, że na przykład jedno zdjęcie kosztuje ze dwa dolary. Albo więcej. A większość tutaj uczących się lub tych, co nauczają, jest fanami Supernatural. Mówię ci, dzieciaki będą chciały nawet wewnątrz sobie robić zdjęcia - zaśmiał się cicho, jeszcze rozglądając samochód, także w środku. - Gdyby nie mój wzrost i skrzydła, to bym mógł nim pomykać. Ale mam skrzydła, one mi świetnie służą jako transport, więc spokojnie. Kawy, herbatki? - zaproponował, podchodząc do swojego małego kredensu czy jak to tam się nazywało.
[Podoba mi się ten pomysł, jeszcze takiego nie miałam. Ida jednak wystrzega się wizji, starając się je ograniczyć do minimum, żeby jak najdłużej utrzymać swój wzrok, więc Sasha musiałby coś zrobić, żeby zwrócić jej uwagę i mimowolnie wyzwolić wizję. Ida mogłaby później nawet zemdleć z wysiłku albo z powodu tego, co zobaczyła, a on z poczucia winy zaniósłby ją do pielęgniarki i odwiedzał albo po prostu zaniósł do pokoju, czekając, aż się obudzi, żeby poznać swoją przyszłość. Dla jego dobra Ida mogłaby nie powiedzieć mu wszystkiego i mielibyśmy tu powiązanie, że wracałby, aby się coś więcej dowiedzieć, o.]
Ida
- O, za naukę jazdy Impalą też można by było pobierać opłaty. No widzisz, mówiłem, że będzie interes - wyszczerzył się radośnie. - Jak to jak się dzielimy? Fifty-fifty. Ty dałeś samochód, ja mam bibliotekę. Teraz będę miał większy tłum tutaj. Będzie radośniej. Dzięki, Sasha - uśmiechnął się do niego tak ładnie. - Okej, a więc kawa raz.
Wyjął dwa kubki. Do jednego wsypał kawę, a do drugiego wrzucił torebeczkę z herbatą.
- Puszczalska może być? Ta kawa - sprostował.
Ida po raz kolejny złamała kilka niepisanych zasad dotyczących jej pobytu w szkole: spacerowała po zmierzchu, na dodatek zupełnie sama. W ciągu dnia widziała jeszcze chociaż rozmazane kontury i kolory, ale w nocy była niemal kompletnie ślepa, zdana na łaskę swojego otoczenia. Dziewczyna szła powoli, dotykając palcami ściany, żeby utrzymać równowagę i nie wpaść na coś przed sobą. Dzięki niej miała jako takie pojęcie, w której części ośrodka się znajduje, choć nauczenie się wszystkich zakamarków na pamięć szło jej marnie. Nie mogła jednak dać się zamknąć w swoim pokoju. Przebywała już w Neuschwanstein ograniczona zakazami. Teraz tutaj nie pozwoli, żeby ktokolwiek wydawał jej polecenia.
Ida skręciła w kolejny korytarz, cały czas trzymając się blisko ściany. Po chwili usłyszała dziwny odgłos, który zwrócił jej uwagę na ciche, delikatne kroki. Zaklęła pod nosem po niemiecku, zastygając w tej pozie. W przeciwieństwie do innych eksperymentów nie była szkolona na szpiega czy żołnierza, dlatego jej umiejętności na tym polu sięgały zera. Mogła mieć tylko nadzieję, że nie natknęła się na nauczyciela.
Ida
Reid miał dokładnie takie samo podejście do nauczania gówniarzerni jak nowy kolega. Prędzej strzeliłby sobie kulkę w łeb, aniżeli zacząłby nauczać małe dzieci czegokolwiek. Nie miałby cierpliwości. No i poza tym, nie umiał rozmawiać z dziećmi. No. To chyba tyle.
- Dobry sposób na naukę... miałem fajną nauczycielkę w szkole. Umiała przekazać w bardzo fajny sposób wiedzę, więc spróbuję zrobić dla ciebie to samo. Od kiedy możemy zacząć?
Zachód gada po angielsku i po niemiecku. Brrr. Na szczęście on był z tych, którzy od urodzenia gadali po angielsku. No, jeden język z głowy przynajmniej.
Dni mijały leniwie, spędzane na nudnych lekcjach, wyczerpujących zajęciach z używania mocy, gadaniu ze znajomymi w czasie przerw i czytaniu książek w swoim pokoju.
Można by pomyśleć, że nic nie mogłoby ją zdenerwować, nawet hałasy dochodzące zza ściany, w tak znakomitym humorze była. Dopuki, gdy po dłuższej chwili doszła do wniosku, że nie wie o czym czyta od przeszło minuty. Z cierpliwością przerzuciła kartkę licząc, że to ucichnię, ale nie...
Z całej siły rąbnęła kilka razy pięścią w ścianę, ale hałasy zagłuszyły chyba nawet i to.
- Sasha, doceniam to, że jesteś moim sąsiadem, ale mógłbyś mordować dziwki poza swoim pokojem?! - ryknęła na całe gardło, ale nie dostała odpowiedzi, więc klnąc pod nosem zerwała się z łóżka i wybiegła z pokoju, zatrzymując się przy drzwiach obok. Ponowiła pukanie z całej siły i miała zamiar tłuc tak, aż dojdzie to do skutku.
- Otwieraj, bo otworzę sobie sama. - powiedziała spokojnie słysząc, że działania chłopaka już nie są tak głośne.
Uśmiechnęła sie do niego nieśmiało.
- nie wiem czy to co wybiore będzie dobrym wyborem acz... spróbuję - oznajmiła i sie przeliczyła gdyż zawiazała sznurówki obu butów razem i zauwazyła to jak próbowała postawić krok - noż cholera no. Patrz. Musiałes to powiedziec na głos - zauwazyła ze śmiechem.
Przykucnęła by poprawić buty.
- w sumie sama jestem tu od niedawna wiec wiesz. Moze razem cos odkryjemy w czasie pobuty w mieście?!
Raven
Ktoś z grona pedagogicznego postanowił ostatnio pomyśleć o uczniach i do dyrekcji trafił pomysł wyjścia poza mury szkoły. Nareszcie. Katherine tylko czekała na swoją przepustkę. Dostała karteczkę z krótką informacją, co wolno, a czego nie i o której mają wrócić. Najbardziej zdziwiło ją to, że każdy miał otrzymać partnera. No tak, względy bezpieczeństwa, gdyby czyjaś moc wymknęła się spod kontroli.
Siedziała na murku przed szkołą, wygrzewając się w promieniach słonecznych. Większość uczniów stała na dziedzińcu, rozmawiając z podekscytowaniem o tym, co będą robić w miasteczku. Ona nie miała ochoty na rozmowy o zakupach, czy chłopakach. Wolała na uboczu poczekać na swojego towarzysza.
- Hej - przywitała się z chłopakiem, kiedy znalazł się obok niej. - Masz coś konkretnego do zrobienia, czy idziemy spontanicznie? - podniosła na niego leniwie wzrok. Wydawała się całkowicie nie przejmować w przeciwieństwie do całej rozgadanej zgrai przed nią.
Katherine
[a pana znam z bogatych - wątek?]
Calipse
Nigdy nie zdarzyło jej się uciekać przed kimś na przepustce. Może dlatego, że nie było ich zbyt wiele? W końcu wcale nie była tak długo w tej szkole.
- Jasne - uśmiechnęła się i podniosła z murku. Powoli już jej się znudziło siedzenie, więc z ulgą przyjęła wiadomość o ruszeniu w drogę.
Przed wyjściem czekała ich jeszcze krótka kontrola. Na szczęście wszystko poszło dobrze i powoli mogli zmierzać w stronę miasteczka.
- Mam ochotę na coś zimnego. Najlepiej lody - powiedziała, kopiąc po drodze jakiegoś kamyczka. Kiedy trafił on pod nogi towarzysza, spojrzała na niego. Tak właściwie już jej się znudziło to zajęcie. - To Twoje naturalne włosy, czy je farbujesz? - wypaliła w pewnym momencie, zerkając na włosy Sashy.
Katherine
[Może być, ale bezczelny ze mnie człek, więc ty zaczynasz xD]
Andrew O'Dwyer
Reid kiwnął głową.
- Mam to samo. Jak słyszysz, mój akcent jest podobny do brytyjskiego, no ale to nadal nie to samo. Czasami trudno mnie zrozumieć, więc jak coś, to krzycz po prostu - uśmiechnął się. - Co? Już chcesz się uczyć? Ojej... no dobra, od czego chcesz zacząć? Bo chyba podstawy znasz, więc... - wstał i podszedł do swojego biurka. Wyjął kolorowe flamastry i czyste kartki A4. - Aha, no i nie zdziw się, jak będę ci robił sprawdziany - puścił mu oczko.
[ Miotało mną jak szatan, proszę, ja tu się staram być poważna xD ]
Ugryzła się w jezyk i zasznurowała usta nim wyrwałaby się z nich kolejna uwaga. Być może powinna wziać to wszystko na poważnie i spokojnie, bo przecież chłopak sam sobie by krzywdy umyślnie nie robił, cokolwiek tam się dzieje. Poza tym, obiło jej się o uszy o jego dziwnych przypadłościach, ale nie tak wiele, by wyciągać wnioski.
- Właśnie, że możesz. - warknęła cicho jak obrażony dzieciak i osunęła się na ziemię obok drzwi. - Jestem świadkiem zbrodni, będę tu ślęczała dopóki nie otworzysz tych cholernych drzwi, cokolwiek żeś tam zrobił. Inaczej wpuszczę ci tam tygrysa który z całą pewnością zostawi prawdziwe ślady po ugryznieniach. - było to oczywiste kłamstwo, bo jej iluzje nie potrafiły zostawiać stałych śladów, ale dramatyzowanie udzielało jej się gdy była zdenerwowana. No i liczyła, że to do niego przemówi.
Pearl
[Hej, może wątek ? obaj rosjanie więc powinni się dogadać :)]
[cóż...obaj są biseksualni, więc można zrobić coś w tym kierunku...niewinny flirt jakiś, ewentualnie pierwsze spotkanie, Sasha usłyszy że ktoś taki jak Aristow jest w recifle college, będzie chciał go poznać..
Ostatnia opcja twój chlopaczek zobaczy jak Misza bawi się niebieskim ogniem i podejdzie zaciekawiony..
pasuje, któryś z pomysłów? wiem że sa słabe]
Ida zaśmiała się, słysząc komentarz chłopaka. Osoby, które jej nie znały, z całą pewnością mogły stwierdzić, że wyglądała słabo, idąc tak przez korytarz i trzymając się ściany, ale była to jedyna gwarancja, że ostatecznie w coś nie wpadnie i nie runie na ziemię, tracąc równowagę.
- Często prawisz dziewczynom takie komplementy? – zapytała nieco ironicznie dziewczyna, ale kąciki jej ust zadrgały od powstrzymywanego uśmiechu, co jasno dawało mu do zrozumienia, że nie jest zła. Po prostu miała taki sposób bycia. Zatrzymała się w miejscu, gdy słyszała, że zbliża się w jej stronę, po czym odrobinę cofnęła się do tyłu. Za wszelką cenę starała się unikać kontaktu fizycznego, który ostatnio kończył się dla niej fatalnie. Ponadto zawsze szanowała prywatność innych osób.
Ida
Cóż, historia tej ucieczki brzmiała jak scenariusz do kolejnego filmu science-fiction. A może to tylko takie odczucia osoby, która w tym nie uczestniczyła?
- Pozytywne nastawienie, to lubię - uśmiechnęła się szeroko do chłopaka. Na dworze robiło się coraz chłodniej, ponieważ zapadał zmierzch.
- Ty stawiasz? - uniosła brew do góry z rozbawieniem. - Jeszcze pomyślę, że to randka - miała wyjątkowo dobry humor i była skora do żartów.
W oddali ukazywały się jakieś kolorowe lampy. Katherine wytężyła swój wzrok i słuch. Po chwili do jej uszu dotarła muzyka.
- Czyżbyśmy trafili na jakiś festyn? - spojrzała na chłopaka, jakby wierząc, że będzie znał odpowiedź na jej pytanie.
Katherine
- Po co mam łazić za jakąś świrniętą wróżką, skoro mam ciebie? I patrz jaka oszczędność; ty mi wróżysz z puzzli, które dostałem kiedyś tam na urodziny, więc wcale za nie nie płaciłem i robisz to absolutnie za darmo. Mam rację? - mruknął, a potem uśmiechnął się lekko pod nosem, jakby chciał u w ten sposób pokazać, że wcale nic mu nie jest, chociaż widocznie zrobił się trochę bledszy, ale udał, że to nic poważnego. Mimo wszystko był przygotowany na omdlenie, bo to już mu się ostatnio kilkakrotnie zdarzało, o czym jednak nie lubił mówić przy towarzystwie bliskich mu ludzi, żeby zwyczajnie się o niego nie martwili. Nie lubił zaprzątać innym głowy swoimi problemami, za to był idealnym przykładem człowieka któremu było można się wypłakać w rękach i od którego można było zażądać przytulenia, bo wiadomo z góry, że jak lubi to nie odmówi.
- Jasne, że nic mi nie jest. Po prostu ostatnio nauczyciele mówią, że trochę się przeforsowuję, ale to jakieś głupoty - machnął obojętnie ręką, jakby nie zwracał większej uwagi na ich słowa.
F. E. Maverick
[Może coś z jego mocą? :)]
Calipse
[ To ty! <3 I jak cicho siedzi kurcze :p No cześć tak ogólnie :D Ja chcę wątek, ale nie mam pomysłu (jak zwykle :p]
//Panna Am
[ Okey :3]
Sztuka. Okey, szanowałam dzieła Picassa, da Vinciego, Moneta, ale ożywianie ich było lekką przesadą, więc kiedy zobaczyłam jak Sasha wchodzi do klasy od razy syknęłam. - Spróbuj czegokolwiek dotknąć a cię zabiję. - i odeszłam do swojej ławki z szerokim uśmiechem.
//Panna Am
Wywróciłam oczami. - Faceci, nic tylko by się przechwalali. - mruknęłam na tyle głośno żeby usłyszeli.
- z nimi źle a bez nich jeszcze gorzej. - dopowiedziała jedna z moich 'dwórek' na co wszystkie się zaśmiałyśmy.
//Panna Am
- Albo gejami. Och.. Przepraszam, bądźmy tolerancyjni. - zaśmiałam się i posłałam cynicznego buziaka w kierunku Sashy po czym wróciłam wzrokiem do dziewczyn. - Słyszałam, że na pokaz tego nowego projektanta nie ma już biletów. Ale nie martwcie się, mam dwa. - powiedziałam konspiracyjnym szeptem tak aby nikt inny nie usłyszał. W końcu nie chciałam aby ktoś o tym wiedział. - W sumie mogłabym zabrać naszego Sashę, ale on będzie miał chyba inne zajęcie. - zaśmiałam się.
//Panna Am
- I po co się odzywałaś, idiotko? - warknęłam.
- Wiesz Joel, zawsze mogę cie zabrać. - uśmiechnęłam się ciepło. Mówiłam to bez żadnego sarkazmu czy ironii. Sashy nie lubiłam, ale Joel był nawet fajny. Gdyby nie to, że o reputacje trzeba dbać pewnie bym się z nim zaprzyjaźniła.
//Panna Am
Kiedy Ian wszedł do klasy serducho zaczęło mi szybciej bić.
- Cześć Ian.- przywitałam się swobodnie. Przysłuchując się ich rozmowie humor mi się zepsuł. Cholerna gra! Ze złość straciłam nad sobą panowanie i zaraz znalazłam się na korytarzu. - Pieprzony Sasha. - warknęłam aby zaraz wejść do klasy leniwym krokiem. Stanęłam przed ich stolikiem. - Rozumiem, że wstęp wolny? - zapytałam z promiennym uśmiechem kładąc delikatnie dłoń na ramieniu Iana.
//Panna Am
Nie wiedziałam o czym rozmawiają, ale to mnie nie bardzo interesowało. Ważne było, że spędzę jutrzejsze popołudnie w towarzystwie Iana. Zabrzmiał dzwonek i musiałam wrócić na miejsce. - W takim razie, do zobaczenia. - powiedziałam z uśmiechem i wróciłam na swoje miejsce. Z torby wyciągnęłam dwa bilety i podałam je dwóm koleżankom. - Macie, mi już one nie będę potrzebne. - powiedziałam z uśmiechem.
- ale przecież mówiłaś...
- Bierzcie je albo możecie sie do mnie nie odzywać. Nie obchodzi mnie co z nimi zrobicie. Ja ide jutro do chłopaków.
//Panna Am
- Nie idiotko. O białym kocie rasy pers. pewnie, że o alkoholu.
Wzięłam swoją torbę i skierowałam się w kierunku wyjścia. Miałam ich serdecznie dosyć. Były najgłupsze w całej szkole, ale przynajmniej można było nimi łatwo manipulować. To była chyba ich jedyna zaleta. Wyszłam z klasy z ciężkim westchnieniem. Tam stali już chłopcy. Spojrzałam na nich ponuro i skierowałam sie powoli w przeciwną stronę.
//Panna Am
- Tak, bardzo ładna zabawka. Jakie dziecko bawi się czaszkami? - parsknął śmiechem. Takie rzeczy, to widział tylko w kreskówkach, które zdarzało mu się oglądać, kiedy był nieco młodszy, ale za to dziesięć razy bardziej znudzony niż teraz, kiedy posiadał moc i w chwilach nudy mógł się nią pobawić(co potem wychodziło mu w taki, a nie inny sposób, a co on z uporem godnym maniaka starał się ignorować, ale średnio mu to wychodziło, skoro Sasha od razu go wyczuł).
- Nie masz za co, słonko - mruknął, spoglądając na niego z wyraźnym zaciekawieniem. Położył się wygodnie na łóżku i przy okazji zrobił z czaszki podstawkę pod podbródek.
- Co cię tak śmieszy w kichaniu? - spytał, jakby trochę zbity z tropu. Aż sobie sięgnął po ciastko. Nagle biedak zgłodniał. Niech je, będzie grubszy.
Kto to mówią? A! Kochanego ciałka nigdy nie za wiele. Chociaż będzie na czym rosół ugotować.
F. E. Maverick
- Bo kichasz jak małe dziecko, śmiejesz się jak małe dziecko. Robisz jeszcze wiele innych, spontanicznych i dziecinnych rzeczy, za które warto cię uwielbiać i za które masz u mnie podwójnego plusa, a to się naprawdę rzadko zdarza - stwierdził i posłał mu promienny uśmiech. Jeden z tych najbardziej szczerych i prawdziwych, na jakie tylko umiał się zdobyć. Fabian był takim wiecznym dzieckiem, ale na swoje nieszczęście również osobą typu Piotruś Pan. Nie chciał dorastać, związki były dla niego czarną magią. Okej, może i nie sypiał z pierwszą lepszą poznaną osobą, która mu się spodobała, ale nie bawił się w związki. Szybko go nudziły, a on nie lubił monotonii. Jeżeli ktoś chciałby z nim być, to musiałby:
a) być rudy,
b) być sfrustrowany lub zdesperowany (ew. jedno i drugie),
c) jakiś czas go znać,
d) mieć anielskie, niekończące się pokłady cierpliwości,
e) adnotacja punktu wcześniejszego; i głupich pomysłów.
F. E. Maverick
Zaśmiałam się słysząc słowa chłopaków. Tak, wszyscy o tym słyszeli skoro postawił całą szkołę na nogi swoim powrotem. Kiedy byłam już w pokoju runęłam na łóżko i zamknęłam oczy. Chciało mi się spać, ale nie mogłam sobie na to pozwolić. Trzeba było znaleźć coś na jutro. Wstałam i otworzyłam szafę. Nic sensownego. Wyciągnęłam torebkę na złotym łańcuszku, w której był portfel i wyszłam zamykając pokój. Skierowałam się powoli do wyjścia i szybko zniknęłam za rogiem tak aby nikt mnie nie zauważył. Ruszyłam leniwym krokiem w kierunku jednego z najbliższych sklepów. Za sobą usłyszałam czyjeś kroki i podśpiewywanie.
//Panna Am
Odwróciłam się żeby zobaczyć kto za mną idzie i nerwy mi puściły. To on. Poczułam jak skacze mi ciśnienie i na myśl, że jutrzejsze popołudnie spędzę także w jego towarzystwie przeraziła mnie. Przecież ja nie wytrzymam. Ruszyłam szybciej tak żeby mnie nie dogonił, ale niestety ja miałam krótsze nogi i jego jeden krok to były moje dwa, więc szybko się ze mną zrównał.
//Panna Am
Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem. - Nie unikam cię. Po prostu się śpieszę. - wzruszyłam ramionami. Ziewnęłam zasłaniając usta dłonią. Może jednak powinnam zostać w pokoju i pospać? Nie, nie, nie. Ian musiał w końcu uświadomić sobie, że też jest we mnie zakochany.
//Panna Am
[ Romansik z Am, że Fabian poszedł troszku w odstawkę? c: ]
Fabian E. Maverick
[ A, to zmienia postać rzeczy. Znam to -O- ]
- Oj, Sashka, Sashka. Przesadzasz troszkę z tym jedzeniem. Ja przecież całkiem sporo jem, po prostu tego po mnie nie widać. Mam szybką... jak to się nazywa? A! Przemianę materii - stwierdził i wyszczerzył do niego zęby w szerokim uśmiechu, po czym sięgnął po kolejne ciastko i wepchnął je sobie całe do buzi, przez co po chwili przeżuwania wyglądał jak chomik, który właśnie robił sobie solidne zapasy pożywienia na najbliższych kilka dni.
- A co będziemy szamać? - spytał z zaciekawieniem, po czym otrzepał dłonie na podłogę, żeby potem nie czuł okruszków na plecach, kiedy się położy.
F. E. Maverick
Zatrzymałam się gwałtownie. - A ie przyszło ci może do głowy, że się zmieniłam i chcę zaprzyjaźnić?- uśmiechnęłam się ciepło i znów ruszyłam przed siebie. - A co do Iana to nie twoja sprawa.
//Panna Am
- No jasne, jasne, spokojnie - zaśmiał się radośnie. - Dwa tygodnie lub tydzień, tak żebyś mógł poprzypominać sobie słówka.
Okej, no to zaczynamy...
- Wiesz, potem ty mnie możesz trochę rosyjskiego pouczyć. Zawsze chciałem, ale nigdy nie miałem okazji. Umiem za to hiszpański - wypiął dumnie pierś. - Ale okej, dobra, już się nie chwalę - zwrócił wzrok na kartki i zaczął coś tam zapisywać, coś tam pokazywać. Używał różnych kolorów. Dopiero potem zapytał: - Jesteś wzrokowcem, mam nadzieję...?
- Okeej, ja to bym sobie zjadł jakąś jajecznicę, tylko słabo gotowanie mi idzie. Umiesz robić dobrą jajecznicę? - spytał, wyskakując z łóżka jak tylko poczuł dłoń Sashy zaciskającą się na jego ręku. Lubił tę spontaniczność chłopaka. W ogóle go lubił, ale zdecydowanie jako kumpla. Poza tym Fabian był typem Piotrusia Pana. Nie przepadał za związkami, jakoś ich unikał, no i samo tak wychodziło, że z nikim nie wiązał się za dłużej. Nawet gdyby ktoś zaproponowałby mu związek, to z trudem zadecydowałby, czy się na niego zgodzić. W końcu to taka poważna, dorosła decyzja, a on nie umiał takowych podejmować. Za duże ryzyko, chociaż z drugiej strony... Bez ryzyka nie ma zabawy, co nie?
F. E. Maverick
- I co jeszcze mądrego mi powiesz?- westchnęłam kiedy wypowiedział ostatnie zdanie. - Świetnie. Jeszcze tego brakowało. - warknęłam. - I przestań tak patrzeć jakbyś z wariatkowa uciekł. - trzepnęłam go w tył głowy.
Panna Am
[Bardzo chętnie! :3 A masz może jakiś pomysł? :)]
Maya
Pokazałam mu język a kiedy kazał zwiewać po prostu rzuciłam się biegiem w kierunku pierwszego zakrętu. Oparłam się o ścianę, żeby złapać oddech. Nie miałam siły biec. Ściągnęłam szybko buty.
Panna Am
- Patrzeć powiadasz - zaśmiał się razem z nim.
Potem jakoś szło. Reid starał się wszystko tłumaczyć tak, żeby Sasha zrozumiał. Nie wiedział, czy mu się udawało czy nie. Miał nadzieję, że jednak tak. Co jakiś czas musiał odejść i obsłużyć uczniów, ale szybko wracał do swojego ucznia.
- Dobra, na dzisiaj to tyle. Polecam oglądać filmy z napisami. Osłuchasz się i tak dalej. Wiesz, o co chodzi - uśmiechnął się.
- No wiem, przecież nic nie mówię - uśmiechnął się do niego. - Chodzi o to, że jesteś wzrokowcem, to szybciej zapamiętasz to, co jest na kolorowo. Czyli całą dzisiejszą lekcję - złożył kartki i podał mu je. - Że tak powiem: miłej nauki - zaśmiał się. - A tak na serio, to kiedy widzimy się następnym razem? Ja cały czas jestem w bibliotece, jakby co, więc wiesz, gdzie mnie znaleźć - puścił mu oczko.
- No wiem, o co ci chodzi - uśmiechnął się szeroko. - To też jest dobry pomysł. Chociaż nigdy nie próbowałem, ale widziałam na filmach, że tak robią. Ale ta metoda, której się nauczyłem od mojej nauczycielki, też jest dobra. Zresztą, przekonasz się o tym, jak zaczniesz się uczyć - dodał, popijając już zimną herbatkę. - Więc co z tą następną lekcją? Kiedy ci pasuje? W końcu macie tyyyyle naaauuuki - zironizował, nadal się uśmiechając. To pewnie robiło się powoli irytujące, no ale... Reid to Reid - albo pokochasz albo znienawidzisz.
- Rzucają kulkami z papieru? Jaka dziecinada - uniósł brew wyżej. - Ale tutaj jest spokój. Jak chcesz, możesz przychodzić tutaj, ja się nie pogniewam. Jest dużo miejsca, jest cisza - uśmiechnął się delikatnie. - Pomógłbym ci, ale pewnie większości już nie pamiętam. Chyba, że będzie to matematyka lub fizyka, to wal jak w dym. Z innymi przedmiotami nie przyłaź, naprawdę. Lektur nie czytałem, chyba że Makbeta. No, to wszystko - zaśmiał się na sam koniec.
[Nie zgodzi się? A to przekora :3 Pomysł Twój, więc zaczynam :)]
Kiedyś myślała, że tylko ona posiada pewne nietypowe zdolności. Umie coś, czego nie potrafił ani doktor Ainsworth (nie potrafi już inaczej myśleć o mężczyźnie, którego niegdyś uważała za ojca) ani jego asystentka Maire i że podobnych do niej ludzi nie ma. Tak jej właśnie powtarzali. Im dłużej jednak przebywał w Recifle i im więcej ludzi związanych ze szkołą poznawała, tym bardziej zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo w gruncie rzeczy jej umiejętności są przeciętne w porównaniu z innymi, czasem całkowicie szalonymi talentami lub mutacjami, które zupełnie zniekształcały ciało człowieka i sprawiały, że już na pierwszy rzut oka widać było, że jest inny. Nigdy jednak nie narzekała. W życiu nie zamieniłaby się z kimś innym na cokolwiek. Dane jej było wiele, jednak skromność do owych darów nie należała, a Maya przekonana była o własnej idealności, cóż. Lubiła jednak popatrzeć na arsenał sztuczek znajdujących się w rękawach mieszkańców zamku.
Na chłopaka posiadającego dość specyficzną relację ze sztuką natrafiła przypadkiem, gdy podczas jednego ze swoich wieczornych spacerów w poszukiwaniu przynajmniej odrobiny mocniejszych wrażeń usłyszała szmer i podążyła w jego kierunku. Znajdował się tam pośród kartek, które ów szelest wywoływały.
- Co robisz? – wypaliła, nie zawracając sobie głowy przedstawianiem się i innymi konwenansami i w ułamku sekundy, niemal bezszelestnie znalazła się przy nim, zerkając mu przez ramię. To mogło być coś ciekawego.
Maya
- Jajecznica będzie okej! - oznajmił i uśmiechnął się, najwyraźniej bardzo usatysfakcjonowany umiejętnościami kulinarnymi Sashy. Jemu tyle naprawdę wystarczało. Na jajecznicy dało się wyżyć, a na dodatek była całkiem smaczna, jak umiało się ją zrobić i pożywna, więc nie chciało się po pięciu minutach lecieć do automatu i kupować za ostatnie grosze jakiegoś batona czekoladowego(bleh!).
- Widzisz, jaki jestem boski? Ja nie umiem wcale nic robić oprócz kanapek i pasty jajecznej - stwierdził. No, tak. Pasta mu jeszcze wychodziła, ale to raczej nic trudnego. Ugotować jajka na twardo, potem obrać ze skorupki, drobno pokroić, dodać majonez, jak ktoś lubi to jakieś przyprawy albo zioła i voila! Było można jeść.
Tylko ten jeden przepis znał na pamięć. Jego matka często robiła taką pastę kiedy wracała późno do domu i nie było co jeść, a wszyscy narzekali, że głodni.
F. E. Maverick
- No ja sam sobie nigdy włosów nie obcinałem... Chociaż nie, raz, miałem wtedy dziesięć lat i włosy mi wpadały do oczu - zaśmiał się. - Pamiętam, że poszedłem do łazienki, otworzyłem szafkę, znalazłem nożyczki i jakoś poszło. Moja mama miała ze mnie niezły ubaw, kiedy mnie zobaczyła - uśmiechnął się na wspomnienie swojej matki. - Potem zabrała mnie do fryzjera, który zrobił ze mnie ponownie człowieka - znowu się roześmiał.
- Na kiedy indziej? - spytał i uśmiechnął się do niego. Uwiesił się chłopakowi na ramieniu jakby chciał go o coś dyskretnie spytać, chociaż tego nie zrobił. Głupio byłoby mu się spytać, czy Sasha chciałby się poświęcić i nauczyć go robić jakieś inne jedzenie oprócz kanapek, które faktycznie mogły się już człowiekowi nosem odbić, kiedy jadł je któryś dzień z kolei bez przerwy i żadnego urozmaicenia.
- Z dziesięciu jajek? - powtórzył po nim wyraźnie zaskoczony taką ilością. Uniósł odruchowo lewą brew i spojrzał na chłopaka, jakby ten uderzył głową o słup przydrożny. Odchrząknął cicho i usiadł tyłkiem na blacie stołu.
- Aż szok, że jeszcze nikt tego nie potłukł - stwierdził, starając się nie wybuchnąć śmiechem. Jakieś dwa miesiące temu próbował zrobić w kuchni ciasto, ale niestety nie wyszło mu i skończyło się na tym, że masa była wszędzie, a ciasta - zero.
F. E. Maverick
Reid, słysząc jego historię, również się roześmiał.
- No wcale ci się nie dziwię. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mi ścinał włosy żyletką. Masakra - znów się śmiał.
No, w sumie ten koleś był całkiem w porządku. Śmiali się, dogadywali. Ba! Będą się nawzajem nauczać języków obcych! No to się nazywa początek dobrej przyjaźni! To teraz jeszcze muszą się iść napić i...
- Ile ty masz lat tak swoją drogą?
No tak, przecież nie może rozpić nieletniego... To by było niepedagogiczne... Z drugiej strony, przecież Reid nie był żadnym pedagogiem, więc chyba nie było problemu.
- Też nigdy na takowej nie byłam. Ale czy istnieją jakieś reguły? Wątpię, to chyba jest i tyle, nie ma zasad, każdy tworzy własne - wzruszyła ramionami. Nie było co się nad tym zastanawiać. Katherine po prostu nie chodziła na randki i wątpiła, że ten stan zmieni się w najbliższym czasie.
- Ja na festynie byłam dwa razy - uśmiechnęła się lekko, rozmyślając nad tamtymi wydarzeniami. - Później nie miałam już okazji, ale pamiętam wesołe miasteczko. Zawsze chciałam chodzić na te najgroźniej wyglądające atrakcje, jednak mama mi nie pozwalała, a szkoda.
Przeciągnęła się i weszła w tłum. Cały czas starała się nie stracić z oczu swojego towarzysza. Jeszcze tego brakowało, żeby się nawzajem pogubili.
- To co najpierw? - spytała, podchodząc bliżej niego. Przy okazji rozglądała się dookoła.
Katherine
Krzyknęłam kiedy ten stwór mnie chwycił, ale zaraz zamilkłam. Kiedy wylądowaliśmy myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Oparłam się o ścianę. - Kurwa. Nigdy więcej. - szepnęłam.
Panna Am
- Nie zwróciłam ci uwagi. Mówiłam do siebie. - podeszłam i prawie wyrwałam mu papierosa z ręki. Zaciągnęłam się głęboko i wypuściłam szary obłoczek dymu. - I wiesz, nie powinno cie obchodzić jakie buty noszę. I co teraz mam ci dziękować za zgrywanie bohatera? Mam klękać i całować cie po stopach? - zapytałam z sarkazmem.
Panna Am
- Nie zwróciłam ci uwagi. Mówiłam do siebie. - podeszłam i prawie wyrwałam mu papierosa z ręki. Zaciągnęłam się głęboko i wypuściłam szary obłoczek dymu. - I wiesz, nie powinno cie obchodzić jakie buty noszę. I co teraz mam ci dziękować za zgrywanie bohatera? Mam klękać i całować cie po stopach? - zapytałam z sarkazmem.
Panna Am
[Ta, wybacz, ale to chyba ja cię pominęłam. Boże, głupia jestem >.<]
- Ej, poczekaj! Po prostu chcę ci pokazać, że to nie ten numer pokoju... Ej... Ej no, nie... Nie na moim ramieniu, błagam... Człowieku! - wrzasnął poirytowany, wywracając oczyma. Szlag by to trafił. Czemu takie rzeczy przytrafiają się tylko jemu? Westchnął ciężko, próbując zepchnąć kolesia znowu na jego łóżko. No cóż, nie będzie teraz nic kombinował, zbyt późna pora, żeby budzić cały akademik. Pozwoli mu zrobić sobie darmowy nocleg w jego ukochanej pościeli, kiedy on będzie siedział na podłodze i klął coś po francusku.
Charles
- Ja tam też wolę się oddać specjaliście i mu za to zapłacić, niż sam sobie zrobić krzywdę i płaciłbym gorzej - westchnął. No, serio, lepiej było wydać parę groszy więcej, niż mieć coś zrobione nie do końca. A potem się z tym użerać. Może dlatego oddawał samochód do mechanika, a nie sam próbował robić nie wiadomo co. No dobra, znać też się za bardzo nie znał, bo nie był typem faceta, którego to jara. Z drugiej strony, coraz rzadziej jeździł, więc może ten przykład był niezbyt doby. - To ile masz lat w końcu, bo chyba nie dosłyszałem, a chciałbym pójść z tobą na piwo.
- Nie obchodzi mnie co sądzisz. - warknęłam. Może to był szok? Nie, jednak aż tak bardzo go nie lubiłam. Taaak, to była czysta nienawiść. Tylko skoro tak go nie lubiłam to czemu wciąż tam sterczałam zamiast odejść leniwym krokiem jak to miałam w zwyczaju? A no tak, buty. Usiadłam na ławce obok Sashy i założyłam jednego sandałka a zaraz potem drugiego. Zapięłam i wstałam.
- Do zobaczenia jutro. - mruknęłam i ruszyłam w stronę akademii.
***
Następnego dnia obudziłam się o siódmej. Wstałam i poszłam od razu się wykąpać. Spod prysznica wyszłam po godzinie. Później ubrałam się i pomalowałam aż w końcu dochodziła dwunasta. Chwyciłam żarcie, które dostałam ostatnio od rodziców i wyszłam. Już na korytarzu słychać było rozmowy chłopaków.
Panna Am
Weszłam do pokoju. - Cześć Wam. - uśmiechnęłam się delikatnie. Spojrzałam na ściany.- Chyba lepiej nie wiedzieć co robiłeś. - mruknęłam. Odgarnęłam zabłąkany kosmyk za ucho.
Panna Am
Spojrzałam na Jenny. - Ja pierdole. - wyciągnęłam ją z pokoju i zamknęłam za nami drzwi. - Nie mówiłam że macie przyjść! Prosiłam? Nie, więc idź stąd. Masz inne zajęcia. Ktoś musi zaplanować... No wiesz. Zbierz dziewczyny i coś wymyślcie a jak tu skończymy to przyjdę do ciebie. - spojrzałam ponaglająco.- No idź już. - dziewczyna ruszyła ze zwieszona głową do pokoju Moniki i Caroline a ja wróciłam do chłopaków i usiadłam na ziemi pod ścianą.
Panna Am
Spojrzałam na dziewczynę nieźle wkurwiona. - Mówiłam ci coś. - warknęłam. Owszem kiedyś mówiła, że podoba jej się Sasha, ale myślałam iż jej przeszło.
- Ale ja naprawdę dobrze gram.- posłałam jej mordercze spojrzenie. Nie chciałam jej tu i dobrze o tym wiedziała.
Panna Am
[Sorki, że dopiero teraz, ale musiałam iść do apteki:/]
- Zajebiście. - mruknęłam cicho wkurzona. Owszem, wiedziałam, że gra dobrze. Kto nie wiedział? Oparłam się plecami o ścianę przy której siedziałam i przymknęłam oczka.
Panna Am
Dziewczyna bardzo cieszyła się z nadchodzącego weekendu. Już od środy planowała wyjście i zakupienie jakiś słodyczy w swoim ulubionym sklepie w centrum i przejście się uliczkami w poszukiwaniu nowych inspiracji, do szkiców, do fotogafi. Oczywiście, naładowała już dwie baterie w razie czego. Zazwyczaj jedna starczała jej na kilka dni, ale pozorny zawsze ubezpieczony prawda?
Kiedy tylko nadeszła upragniona sobota ubrała się, umalowała i ruszyła zadowolona w miasto. Obkupiła się słodyczami, które powinny jej wystarczyć na kolejny tydzień.Oczywiście, zrobiła także masę zdjęć i niektóre na prawdę wyszły jej ładne i tylko czekała by wrócić do domu i moc je zgrać na telefon. Wtedy zauważyłakilku mężczyzn, którzy prawdopodobnie od dłuższego czasu ją śledzili. Naprawdę się wystraszyła i zaczeła biec.
Calipse
Kiedy dziewczyna usiadła obok mnie wywróciłam jedynie oczami. Jenn mogła się już pożegnać z moją przyjaźnią. Weszła na teren, na który nikt nie miał wstępu. - Nie wiem co ty w nim widzisz.
- A co ty widzisz w Ianie, co? - spojrzałam na nią wkurwiona.
- Ty się lepiej zamknij Jennifer. - warknęłam i wróciłam wzrokiem na ekran.
Panna Am
- Haha. Może. - mruknęłam. - Najgorsze jest to, że on w ogóle nie zwraca na mnie uwagi. No spójrz. - wskazałam ręką na Iana, który zaśmiewał się z czegoś co powiedziała Jenn. - To okropne! - jęknęłam.
Panna Am
- Okey, mam już pewien pomysł. - uśmiechnęłam się trochę złowieszczo. - A nic takiego. - uśmiechnęłam się lekko do Sashy, który w końcu poprzedniego dnia uratował mi życie. - Nie podziękowałam ci jeszcze za wczoraj, no i sory za moje zachowanie. - uśmiechnęłam się przepraszająco. - Ej, Jenny. Chodź no tu na chwilę. - zawołałam Jenn patrząc porozumiewawczo na Joela. Odciągnęłam dziewczynę na bok. - Wiesz, że Sasha jest gejem, ale tak na prawdę. Joel mi przed chwilą powiedział że on i Sasha są razem. - szepnęłam na co dziewczyna zrobiła wielkie oczy. Wiedziałam że jest przeciwniczką związków homoseksualnych dlatego wiedziałam, że od razu jej przejdzie. - Tylko nic nie mów, nikt o tym nie wie i chcą żeby tak zostało, mówię ci to tylko dlatego że jesteś moją przyjaciółką. - w oczach dziewczyny pojawiły się łzy i zaraz wyszła z pokoju. Zrobiłam smutną minę. Wymówkę na jej zachowanie miałam.
Panna Am
- Nie mów, że cię uderzyła? - zaśmiałam się i wzięłam szklankę od Joela. Coś czułam, że to początek przyjaźni. Napiłam się trunku i od razu zaszumiało mi w głowie. - Najgorsze jest to, że to jeszcze prawdą nie jest to co jej powiedziałam. - skrzywiłam się. Wypiłam resztkę alkoholu. - Mam mocną głowę, chyba. - usiadłam na pustej kanapie.
Panna Am
Zaśmiałam jeszcze głośniej. - Jo to twoja chwila, nie spieprz tego. - puściłam mu oczko. - Ja się tłumaczyć nie będę. - wzruszyłam ramionami i założyłam dłonie za głowę.
Panna Am
Zrobiłam wielkie oczy i spojrzałam na Iana. Toż wymyślił. - On mu nigdy nie powie. - szepnęłam do Iana, który usiadł obok mnie. Oboje wiedzieliśmy, że Joel kocha Sashkę. Oparłam się plecami o Iana wciąż patrząc na tamta dwójkę.
Panna Am
To fakt, nie czułam się najlepiej mimo iż wypiłam naprawdę mało. Ian pomógł mi wstać z kanapy. - Biedny Sasha, ale będziesz miał bardzo fajne towarzystwo. - poklepałam go po ramieniu i zaraz wyszliśmy z pokoju. Jeszcze przed zamknięciem drzwi powiedziałam bezgłośnie 'Dziękuję'.
[Coś nowego?]
Panna Am
Ian odprowadził mnie do pokoju po czym padłam na łóżko. Rano obudził mnie budzik. Wykąpałam się i wyszłam. Kiedy Jenny na kolejnej przerwie palnęła tę głupotę wybuchnęłam śmiechem. - Ja pierdole Jen! Ogarnij się! Już ci to wyjaśniałam! - przez całą lekcję wyjaśniałam jej o co chodziło i wydawało mi się, że zrozumiała.
Panna Am
- Musiałaś wszystkim powiedzieć?- zapytałam wkurzona. Przecież to było kłamstwo, przynajmniej na razie. - Możesz stąd iść. - powiedziałam poważnie.
- Ale Am...- przerwałam jej gestem.
- Powiedziałam, że masz nic nie mówić. Zawiodłaś mnie. Idź. - dziewczyna wzięła swoje książki i przesiadła się do ławki obok. Na jej miejsce szybko usiadła Caroline.
- O co poszło? - zapytała zaciekawiona.
- O nic, nie ważne. - mruknęłam.
Panna Am
Przysłuchiwałam się im rozmowie przez dłuższą chwilę. W końcu się odwróciłam. - No co tam?- uśmiechnęłam się promiennie i zebrałam włosy w kitkę. Dzisiaj były wyjątkowo proste. Byłam chyba zbyt skacowana żeby je kręcić. Jeszcze nie równe by wyszły i co?
Panna Am
- Normalnie. - wzruszyłam ramionami. - odprowadził mnie do pokoju a potem... Poszedł do siebie. - mruknęłam i posmutniałam. Nie rozumiałam o co chodziło. - Próbowałam wszystkiego a on nic. - uderzyłam dłonią w stół. - Co jest ze mną nie tak? - po raz pierwszy zaczęłam w siebie wątpić. To nie było fajne.
Panna Am
- Oj, nie dobrze z tobą. - zaśmiałam się. - Ty a co to jest? - wskazałam głową torebkę i fiolkę, którą mi wsunął. - W sumie ktoś mógł wykorzystać tą twoją "dziurę".- zaśmiałam się i dopiero teraz skojarzyłam co jest w fiolce. - Aaaaa... Nie chcę. - wyciągnęłam fiolkę. - Nie chcę tak.
Panna Am
- Poradzi sobie. Twardy chłop jest. - zachichotałam. - Masz to coś nie chcę tego. - podałam fiolkę Joelowi. Chciałam żeby to było naturalne a nie...
Panna Am
- Zaraz i ty dostaniesz w twarz. - zaśmiałam się kiedy przechodzili obok Jen. Kiedy wyszli Jennifer od razu do mnie podeszła. - To była prawda, to co mówiłaś?
- Oczywiście, że tak. nie kłamię w takich sprawach. - odpowiedziałam i zapatrzyłam się w okno.
Panna Am
- Jen, szybciej Joel by cie rozszarpał niż pozwolił spojrzeć Sashce na kogoś innego nie mówiąc o dziewczynie. - powiedziałam do dziewczyny spokojnie. - Mówiłam ci, daj sobie spokój. Tak będzie lepiej.
Panna Am
Byli juz na korytarzu gdy to mówił. Nie mogła sie oprzec by sie nie roześmiać.
- jestes szurnięty ale tez i zabawny. - rzuciła rozbawiona - nadawałbyś sie idealnie na komika. Myślałes juz o przyszłym zawodzie? - zapytała zaciekawiona.
Raven
- No wiesz, nie każdy lubi coś takiego, ale mogę ci przysiąc, że nie masz szans. - uśmiechnęłam się pocieszająco. - Coś długo ich nie ma. - mruknęłam po czym się roześmiałam.
Panna Am
Kiedy weszli do klasy nauczyciela nadal nie było. Chyba nas olał. Spojrzałam na Sashę i ten jego wyraz twarzy. Oj jak ja taki wyraz nie raz spotykałam. - No właśnie widzę, że mu lepiej. - zaśmiałam się. - Przyklep trochę te włosy, bo się domyślą. - powiedziałam półgębkiem do Joela.
Panna Am
- nie martw się. Czasem sama miewam kłopoty z tym językiem. Wolę mój własny.
Podeszli do okienka, by wydano im przepustki. Swoja schowała do kieszeni, gdy tylko opuscili zamek. Odetchnęła głęboko, az jej mrówki po ciele przeszły.
- jak miło... chyba nie bedzie padac nie? Kurcze.. nie patrzyłam na pogode - przygryzła wargę.
Zaśmiałam się. - Oj Sashka, Sashka. Co z ciebie wyrośnie? - w sumie faktycznie relacje moje i Joela zmieniły się drastycznie odkąd zaczęliśmy sobie pomagać.
Panna Am
Pokazałam mu język. - Oj, tak gdyby miała to samo co ty na pewno z łóżka by nie wstała. - uśmiechnęłam się porozumiewawczo do Joela po czym zachichotałam. - Boże Jo, przez ciebie mam zbereźne myśli. - rzuciłam w niego ołówkiem, na szczęści4e był tępy.
Panna Am
- nie przejmuj się - pocieszyła - wolna śli ścieżka w strone głównej bramy wjazdowej. Nie spieszyli się do niczego, gdyz nie było potrzeby - ja nawet lubie rozyjski, lecz jakoś mi ten język nie podchodzi pod naukę. Mam nadzieje, ze cie tym nie uraziłam - usmiechnęła sie trochę niesmiało. W końcu to jego ojczysty język, nie chciała go urazić lub cos podobnego. - chyba brak mi motywacji - dodała cicho.
Raven
- Taaak, poczekaj, aż w będziesz miał więcej i nadal cię będą pytać - zaśmiał się. - Tak jak moją kumpelę. Dawno zaczęła być pełnoletnia, a i tak ją pytali. Nie chcieli nawet legitymacji studenckiej, bo stwierdzili, że może być podrobiona - znów się zaśmiał. Zawsze to robił. I lubił to wytykać tej swojej kumpeli. On na szczęście (nieszczęście) wyglądał staro, no ale co poradzisz... wolałby chyba być pytany o ten cholerny dowód, niż w wieku iluś tam wyglądać starzej... - Świetnie, to pójdziemy sobie na piwko, co ty na to?
Wzruszyłam ramionami i chwyciłam torbę. Całą naszą czwórka wyszliśmy z klasy. - Wiecie o co może chodzić?- zapytałam chłopaków.
Panna Am
On wyglądał jak krasnoludek?! Miałam nieco ponad metr sześćdziesiąt a Ian metr dziewięćdziesiąt. Szliśmy obok siebie nawet sie nie dotykając. Co z nim (albo ze mną) było nie tak!! - Ej, a może jakimś cudem dowiedział się o tym co trzymasz w pokoju. - zapytałam. Gdyby tak było to byliśmy przegrani.
Panna Am
- W sumie to teraz najlepsze rozwiązanie. - powiedziałam bezbarwnym głosem wzruszając ramionami. W torebce wciąż miałam fiolkę, której Joel nie chciał wziąć i ciążyła mi. Normalnie jakbym miała tam broń. - Gorzej jak będzie miał dowody. - mruknęłam.
Panna Am
- Ale przecież ich tam nie było. - pokazałam na Joela i Iana po czym wzruszyłam ramionami. Po dłuższej chwili weszliśmy do gabinetu.
Panna Am
Spojrzałam na niego podejrzliwie. - Ookey. - drzwi od gabinetu otworzyły się i weszliśmy. Dyrektor siedział w swoim fotelu i szperał w dokumentach. Usiadłam na kanapie stojącej na przeciwko jego biurka.
Panna Am
Chciało mi się śmiać. Najnormalniej w świecie wybuchłabym śmiechem gdyby nie to że sytuacja nie była śmieszna. Pokiwałam jedynie głową na informację o przepustkach. Faktycznie nie wykorzystałam swojej sobotniej przepustki. Cały dzień przesiedziałam w pokoju.
Panna Am
Spojrzałam na gazetę a potem odtworzyłam to wydarzenie w głowie. - Tak, i nie ma takich szponów. Tamte były krótsze i mniej ostre. - w końcu trzymał mnie tymi szponami przez cały lot. Nie były takie jak te na okładce.
Panna Am
Przeraziłam się kiedy powiedział o ożywieniu smoka. Nienienienie. Ma szczęście dyrektor myślał tak samo jak ja.
- Możemy już wracać na lekcję? - zapytałam spokojnie.
Panna Am
Spochmurniałam na wieść o wstrzymaniu przepustek. Dyrektor w końcu pozwolił nam wrócić. - Świetnie a miałam spotkać się z rodzicami. - mruknęłam. Teraz nic z tego i znów będę musiała się tłumaczyć co takiego zrobiłam. - W sumie co wy robiliście w mieście? - zapytałam.
Panna Am
[Gerard Way + kocham to imię *-* Oczywiście, wątków nigdy za wiele. Punkty uczepienia... prócz orientacji, Grimshaw też rysuje, nawet dość dobrze. Takie antystresowe hobby. Coś w tym kierunku? Btw, sam wątek, czy z powiązaniem?]
Grimshaw.
- Byłam... Na spacerze. - uśmiechnęłam się lekko. Nie chciałam żeby myślał, że specjalnie dla niego chciałam kupić nową sukienkę! To nie byłoby fajne.
Panna Am
[Hm, niech będzie. Niech się znają tak ledwo, po wymianie zaledwie paru zdań. Co dalej?]
Grimshaw.
Posłałam mu mordercze spojrzenie. - Nie wiesz gdzie szłam ani po co więc się nie odzywaj! - warknęłam i ruszyłam przed siebie.
Panna Am <33
Odwróciłam się. - No co? - zapytałam wściekła. - Mam dosyć tego, że ciągle dorabia sobie jakieś historyjki do każdego mojego słowa lub czynu. - powiedziałam nadal zła. Miała ochotę w coś walnąć.
Panna Am
[O, idę na to.]
Grimshaw.
Kiedy usłyszałam Jen podeszłam do niej i chwyciłam za ramię. - Mówiłam ci coś! Jeśli nie masz nic sensownego do powiedzenia lepiej nic nie mów! - miałam ochotę jej walnąć, ale poczułam czyjeś dłonie na ramionach. Odwróciłam się i zobaczyłam Iana. - No co? Ty też będziesz mnie oceniać, krytykować? - warknęłam i ruszyłam do pokoju. Dopiero tam uspokoiłam się po dłuższej chwili.
Panna Am
Podniosła głowę i chwyciłam zegarek, którym cisnęłam w drzwi. - Odejdź! Nie chcę z tobą rozmawiać. Nic ci nie powiem! - ja pierdole jak on mnie denerwował. Nie chciałam nikomu nic mówić. A już tym bardziej nie jemu. Co miałam mu powiedzieć? Że nagadałam Jen niestworzonych historii o tym że jest z Jo a ten go potem pewnie wykorzystał? Nie no po prostu nie, no!
Panna Am
Jęknęłam i wstałam z łóżka po drodze zbierając budzik. Otworzyłam drzwi. - No co? - zapytałam. - Chcesz wiedzieć czemu Jeny cię tak traktuje? A powiedz jak ma się czuć osoba, która kogoś kocha a jej uczucia nie są odwzajemniane? Wiesz do czego jest zdolna? - odwróciłam się i weszłam do pokoju znów lądując na łóżku.
Panna Am
- Nie mogę. Joel mnie zabije jeśli ci powiem. Jeżeli on nie ma odwagi ci powiedzieć to ja tym bardziej nie będę ci nic mówić. Chociaż już ci powiedziałam tylko najwyraźniej za wolno myślisz. - powiedziałam i zaraz ukryłam twarz w poduszce. Zaraz jednak odwróciłam sie na bok i wsparłam głowę na ręce. - Wiesz, że podoba mi się Ian, jak myślisz ile byłabym w stanie zrobić żeby go zdobyć? Jak myślisz czy miałabym opory żeby wyeliminować konkurencję? - powiedziałam uśmiechając się chytrze.
Panna Am
- Dlaczego? Bo twój przyjaciel cie kocha! - krzyknęłam mu prosto w twarz i dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego co powiedziałam. - Kurwa, teraz to juz po mnie. Joel mnie zabije. - jęknęłam i usiadłam na łóżko. - No co tak patrzysz? Joel jest w tobie zakochany i chciał się pozbyć konkurencji w postaci Jen, więc powiedziałam jej.. coś tam. On w zamian za to miał mi pomóc z Ianem.
Panna Am
- A jak myślisz po co odciągał cie od naszej dwójki, po co powiedział żeby Ian mnie odprowadził? Po co dał mi tę durna fiolkę, w której cholera wie co jest? - wrzasnęłam. Byłam wkurzona. Miałam już t5ego dosyć. - wiesz, lepiej już idź, bo nie tylko budzik ucierpi.
Panna Am
- Nie mów mu, że ja ci powiedziałam. Proszę. Błagam. - po raz pierwszy w swoim życiu błagałam kogoś o coś. W oczach miałam łzy. Nie wiedzieć czemu bałam się reakcji Joela i tego, że być może będzie chciał się zemścić czy zrobić cokolwiek innego. - Nic nie rozumiesz. Jen... Ona za dużo zrobiła żebym mogła ją traktować inaczej.
Panna Am
Wyostrzone zmysły wcale nie oznaczały, że nic na lekcji nie miało prawa ci umknąć. Tak naprawdę było tak, jak ze zwykłym, szarym uczniem. Wystarczyło odłączyć mózg od rzeczywistości – co w takim miejscu, z takimi ludźmi i słuchając takich rzeczy, wcale nie było trudne – i ta cisza, która tak rzadko składała ci wizytę, gwarantowana. Miałem tak na praktycznie każdej lekcji, chyba że była mowa o jakimś temacie, który naprawdę mnie interesował – ale nie ma co ukrywać, że było ich niewiarygodnie mało. Byłem raczej ciekawy aktualnego, realnego świata, tego blisko mnie, a nie historii Greków, geografii Indii czy mitologii rzymskiej. Mimo tego, że uwielbiałem rysować, nawet lekcje sztuki nie potrafiły wyłapać mojej uwagi. Bo rysowanie, a śledzenie tych lekcji były tak jakby rozdzielone przez Pacyfik. Ja rysowałem rzeczy, które były alegoriami, zagadkowymi reprezentacjami tego, co czułem w środku – i, w związki z tym, najczęściej były to istoty niewytłumaczalnie dziwne i przerażające, lub tak samo mroczne sceny wojny, życia codziennego lub nawet fauny – natomiast lekcja sztuki polegała albo na słuchaniu historii jakichś wielkich dzieł i budowli, albo na rysowaniu tego, co wyznaczał nauczyciel. Czyli nic oryginalnego, czy nawet inspirującego. Większość lekcji przesiadywałem na niemym odtwarzaniu w mojej głowie ulubionych piosenek, niezauważalnie, rytmicznie się przy tym poruszając, wykonując drobne szkice na białych kartkach, lub bawiąc się w przenikanie do cudzych umysłów. Oczywiście tylko do tych, które były tak samo zainteresowane lekcją, jak ja. Ocknąłem się dopiero wtedy, kiedy nauczyciel zaczął wypowiadać jakieś imiona, i zrozumiałem że przydzielał nas w pary. Śledziłem wzrokiem i słuchem każdego, aby wiedzieć, kto miał być ze mną, bo tak naprawdę nie znałem imion połowy ludzi z mojej klasy. W końcu okazało się, że miałem zrobić coś, czego nie usłyszałem, z kimś o imieniu Sasha. Mój wzrok szybko zlokalizował chłopaka, jednak nie ruszyłem się ze swojego miejsca, sam nie wiedząc, jakie dokładnie miało być nasze zadanie.
Grimshaw.
- Z Jen przyjaźniłyśmy się od początku mojego pobytu tutaj. Szybko zyskałam wysoką pozycję a ona jakoś nigdy nie narzekała na to co robię. I dobrze. Wtedy byłam z takim jednym chłopakiem na którym na serio mi zależało. Byłam w nim zakochana po uszy. Niemal tak samo jak w Ianie. - przerwałam na chwilę powracając do tamtego dnia. - To się stało w pewną sobotę. Znajomy urządzał u siebie imprezę, więc poszliśmy. Było grubo po północy. Nigdzie nie mogłam znaleźć Jeremiego i Jen. Przeszukałam chyba każdy kąt w domu aż znalazłam ich... W gabinecie ojca kolegi. - spojrzałam na niego ze łzami w oczach. - Reszty możesz się domyślić. Zdradziła mnie jak przyjaciółka. Ufałam jej a ona zrobiła coś takiego. Nie chciałam żeby wybuchła afera, więc wszystko załatwiłam po cichu. Wszyscy myśleli, że po prostu się nim znudziłam i że Jen jakoś tak stała się bardziej potulna. - wzruszyłam ramionami i ukryłam twarz w dłoniach.
Panna Am
Zaśmiałam się. - Tak, masz rację. Lepiej już idź. - szepnęłam i położyłam się na łóżku twarzą w poduszkach. - Tylko pamiętaj, nie wiesz nic ode mnie.
Panna Am
[ Taktak. A masz jakiś pomysł?:)]
Panna Am
[ Dobra, zaczynam :3]
Tydzień. Równo tyle minęło od kiedy wyjawiłam tajemnicę Joela. Przez cały ten czas nie spotkałam go ani razu. Jakby się pod ziemię zapadł. Stosunki z Jen nie były już żadnymi stosunkami. Nie jadała z nami, nie chodziła z nami. Już nie była jedną z nas. Sashkę mijałam jedynie na korytarzu i na lekcjach. W sumie tak było lepiej. Nie wchodziliśmy sobie w drogę i nikt nie cierpiał z tego powodu. W końcu nadszedł długo wyczekiwany piątek. Przerwa obiadowa. Weszłam do stołówki i mój wzrok od razu przykuła osoba przy moim stoliku.
- Moni sałatkę i wodę. - powiedziałam a dziewczyna szybko poszła do kolejki a ja podeszłam do stolika. Saska. - Co ty tu robisz?
Panna Am
Pochyliłam się nad nim. - Kochanie, to mój stolik, moje terytorium. Nieupoważnionym wstęp wzbroniony! A ty jesteś nieupoważniony. Wyjazd. - gdyby spojrzenie mogło zabijać Sasha pewnie by już nie żył. Nienawidziłam kiedy ktoś zajmował moje miejsce. Na samym początku zdarzało się to dosyć często, ale z czasem ludzie przywykli do tego, że siadam przy tym stoliku ze znajomymi i dali sobie spokój.
Panna Am
Jestem oazą spokoju
- Okey. Niech ci będzie. - nie miałam zamiaru się z nim dzisiaj kłócić. Zajęłam miejsce na przeciwko niego a Caroline po mojej prawej. - Gdzie ona jest? - jęknęłam. - Caroline idź po Monicę. - dziewczyna wstała z miejsca i poszła w kierunku kolejki.
Panna Am
- No widzisz jaki zaszczyt cię kopnął. - odpowiedziałam. Dziewczyny zaraz wróciły z jedzenie. - Dzięki. - uśmiechnęłam się lekko i wzięłam od Moniki sałatkę i wodę. Zaczęłam jeść swój obiad. - Dobra, nie wiem o co chodziło dzisiaj Jeny, ale nie podobało mi się to. - mruknęłam do dziewczyn.
- Może jest po prostu wściekła, że chcesz ją zastąpić.- powiedziałam Caroline
- Och proszę cię, już od dawna wiedziała, że nie jest moja przyjaciółką. To była kwestia czasu. Z resztą nie ważne.
Panna Am
- Jest Rosjaninem, co się dziwisz? Oni są dziwni. - mruknęła Monika. Nie odzywałam się, bo wiem, że zaczęłabym bronic Sashy z niewiadomych powodów.
- Jak ci idzie nauka angielskiego? - zapytałam niby swobodnym tonem.
Panna Am
- To ja miałam u ciebie apaszkę? - zmrużyłam oczy. - Kurwa, nie pamiętam. Chyba mi się film urwał. - skrzywiłam się. - No, ale mniejsza o to. Przyjdę po nią po południu, okey? - nabiłam na widelec kawałek pomidora i włożyłam go do ust.
Panna Am
- Piłam. I przyglądałam się jak gra z Joelem i Ianem w cs'a.- mruknęłam przełykając pomidora. - A z reszta co was to obchodzi? - warknęłam.
Panna Am
Miałam ochotę parsknąć śmiechem na jego słowa. Na słowa dziewczyn wzruszyłam ramionami. - Jak chce, niech je. - powiedziałam.
- Czemu nam nie powiedziałaś...
- Bo to nie wasza sprawa., jasne?
Panna Am
Spojrzałam na dziewczynę zdziwiona. No tego to ja sie nie spodziewałam. Przecież Monia nigdy nie tknęłaby czegoś co nie jest chude i niskokaloryczne. - No wiesz, a myślałam że chcesz mieć rozmiar zero. - zaśmiałam się.
Panna Am
Wzięłam od niej widelec i włożyłam jedzenie do ust. - Ej, no serio.- Wzięłam z jej talerza jeszcze trochę. Jedynie Caroline patrzyła na nas jak na wariatki kiedy my zażerałyśmy się stogonowem. - Od dzisiaj w każdy piątek jemy strogonowa. - zaśmiałam się.
Panna Am
Nie lubił zbyt długo towarzystwa ludzi, może dlatego że nierozumiał ich nieraz. Nie pojmował tych relacji między innymi. Poznał co to przyjaźń, ale i tak nie chciał by zbyt wiele osob zbliżyło się do niego. Wiedział również co to zauroczenie...nie wyszedł na tym za dobrze.
Dziś jednak miał jeden z tych gorszych dni, czuł się osaczony i zagubiony kiedy wokół niego była większa grupa. Dlatego też odpuścił sobie zajęcia i poszedł na salę gdzie jak usłyszal od jednego nauczyciela może siedzieć dopóki nie poczuje się na siłach by wrócić między innych.
Bawił się akurat ogniem, jednak nie zwykłym, a niebieskim. Stworzył z niego tygrysa. "Zwierzak" łaził po sali i od czasu do czasu ocierał się o niego, unosił łeb jakby miał zamiar ryczeć.
Misza nie mogąc się powstrzymać uśmiechnął się wesoło, pierwszy raz od dłuższego czasu. Zmniejszył ogień na tyle by mieścił się w dłoni i wygasił chwilę przed tym jak zorientował się że nie jest sam.
Odwrócił się by spojrzeć na towarzysza.
- Nic takiego, ale jak chcesz to mogę - powiedział po rosyjsku. Po akcencie chłopaka zorientował się że to też rusek.
Podniósł nieco rękę, a na wewnętrznej stronie jego dłoni pojawił się niebieski ogień. Puścił go na ziemię i ukształtował na psa. Psisko zamerdało ogonem, ale nie odeszło od niego.
- chyba cos w tym jest - równiez zauwazyła rozbawiona. Doprawdy, to chyba był dobry pomysł na wycieczkę do miasta, gdyż przy nim poprawiał sie jej humor - wiesz w tym ostatnim to nie do końca tak jest. No bo zauważ takze, że ten co nic nie robi i czeka az inni zrobią, tez popełnia jakis niezauważalny na pierwszy rzut oka błąd. Ci koło niego co robia dla przede wszystkim siebie, maja jakiś cel i motywacje do doskonalenia. - przedstawiała swój punkt widzenia dalej az w końcu doszła do końca - rosyjski to nawet interesujacy jezyk, ale ja zawsze miewam najwięcej problemów z gramatyką. - westchnęła.
Nie zwróciłam większej uwagi na to co się stało, bo byłam tak zafascynowana nową potrawą. - W sumie ostatnio coraz więcej dziewczyn rezygnuje z rozmiaru zero. - mruknęłam do Moni. Sama jakoś nie bardzo pilnowałam diet, ale jadłam mniej i zdrowiej.
Panna Am
[Rusek! Buzz kocha Rusków, więc bardzo chętnie przyczepi się do Sashy, zwłaszcza jeśli dodatkowo będzie mógł go dożywiać. Toż to skandal, że jeszcze nie przytył. :D]
Buzz
- W sumie krągłości są coraz bardziej modne.- odpowiedziała Moni. Spojrzałam na dziewczynę. - Cześć. - uśmiechnęłam się szeroko.
Panna Am
- No widzisz, może niedługo będą ci dawać zniżki - zaśmiał się, wstając. - No to chodź, nie ma na co czekać. A bibliotekę i tak muszę zamknąć za piętnaście minut, więc idealnie - sam poszedł już do swojego biurka, aby wyłączyć komputer i tak dalej i rak dalej. - Znasz tutaj w okolicy jakiś dobry pub? Bo ja w sumie nie chadzam na piwo. Nie pijam. Wolę inne trunki - uśmiechnął się do niego.
No tak, a takie trunki to kupował sobie w markecie i pił z przyjaciółmi. Stąd, pełnoletnimi... Niekoniecznie w szkole, ale w mieszkaniu tych przyjaciół. No, nie często przesiadywali w barach i pubach, więc.
Pokazałam mu język. - W sumie nie wiem. - wzruszyłam ramionami. Skończyłyśmy jeść i teraz talerz stał pusty z dwoma widelcami. - Obżarłam się. - jęknęłam i rozłożyłam się na krześle.
Panna Am
- uwierz mi nie chciał byś, ogień to zniszczenie...tylko i wyłącznie zniszczenie - stwierdził. Przykucnął by dotknął łba psa, nie wiedział czemu ale niebieski ogień zawsze był chłodny gdy go dotykał.
Po czyjej stronie był? Teraz raczej jakoś tak po środku, ale jeszcze kilka miesięcy temu nie był po dobrej stronie.
Podniósł na niego wzrok, złota i szara tęczówka wbiły się w chłopaka. Wręcz przeszywały spojrzeniem. Za to ognisty pies stał się czarny i wyglądal teraz jak sam szkielet stworzony z ognia. Zmienił się tak samo jak uczucia chłopaka, których wiele nie było.
Teraz jednak czuł niepokój, ta nazwa zawsze tak działała na niego. Budziła strach i zagubienie.- Tak stamtąd jestem - odparł cicho, szkielet kolo niego machał ogonem i kłapał szczękami raczej nie przyjaźnie. Poza tym Misza był zdziwiony że czarny ogień jest teraz tak potulny i nie wyrywa się spod jego kontroli.
Słuchał go, beznamiętnym spojrzeniem przeszywał chłopaka. Wyprostował się, lewą ręką zgasił czarny ogień przez co szkielet psa zniknął. Czuł ból w ręce i wiedział że gdyby spojrzał na nią teraz zobaczył by popatrzenie. Jednak przywykł już do tego.
- no to widzę że nie tylko ja miałem tak beznadziejnie - mruknął.- mój ojciec był głównym naukowcem w Żeleznogórsku, zrobił ze mnie eksperyment bo nie miał kogo innego wziąć - dodał, pierwszy raz chyba z taką lekkością powiedział o tym komukolwiek.
Zbliżył się.- Misza - odparł i uścisnął mu dłoń. Cofnął się o krok i skrzyżował ręce na torsie.
- a ty co potrafisz ? - spytał z ciekawości.
-Jak ty możesz tyle jeść? - zapytałam zdziwiona. Ja zjadłam jedną porcję i to na pół a ten trzy i jeszcze miał miejsce? To było nienormalne, ale tutaj każdy był nienormalny.
Panna Am
Roześmiałam się i pokręciłam głową. - Nie wierzę. I że ty nie tyjesz! - jęknęłam. - Ja się tu katuję, praktycznie nic nie jem a ten je ile wlezie i nie tyje. No nie po prostu nie, no!
Panna Am
Usiadł na ławce zachowując lekki dystans do niego. Zastanowił się nad czymś.
- ciekawa umiejętność i przydatna jak się chce coś mieć - mruknął. Zawsze się zastanawiał czemu niektórzy moga miec tak nieszkodliwe i nieraz cieszące ich umiejętności a on dostał niszczycielski ogień, brak uczuć i wpojoną sztukę zabijania na wiele sposobów.
- dobrze masz bo chociaż wiesz kiedy gdzieś nie iść, jakich miejscu unikać i nikomu krzywdy nie zrobisz przy tym - powiedział spoglądając na niego już nieco spokojniej, mniej wrogo.
- taka umiejętność potrafi pomóc przetrwać - mruknął widząc jak orzeł pojawia się.- masz jakieś ograniczenia ? - spytał miał jedną rzecz którą chciałby mieć z powrotem, ale posiadał jedynie jej szkic gdzieś w pokoju bo przedmiot przepadł kilka lat temu.
Spojrzal na niego uważnie, chłopak mógłby naprawdę przydać się w tej kwestii.
[Miejsce, miejsce... Może wyjdziemy poza ramy kuchenne i sprawimy, że Buzz postanowi porwać Sashę na miasto? c:]
Buzz
I tym razem, czekałem na dzwonek z głową chmurach, która powróciła z wielkim łomotem na ziemię tylko gdy zbliżył się do mnie chłopak, który przedstawił się, z mocnym rosyjskim akcentem, jako Sasha. Spojrzałem na niego, nadal myślami między ziemią a niebem, i postarałem się odwzajemnić jego delikatny uśmiech, wypowiadając cicho swoje imię. Tak, często zdarzało mi się zapomnieć, że tylko ja miałem tutaj wyostrzone zmysły, i że ludzie mogli nie dosłyszeć to co mówiłem w tonie, który dla mnie wydawał się normalny. Chłopak jednak nie spojrzał na mnie zmieszany, marszcząc brwi, więc nie przyszło mi to do głowy. Musiałem naprawdę pokazywać, że nie należałem do końca do tego świata, bo ten domyślił się, że coś było ze mną nie tak. Wstałem, zauważając że byłem od niego trochę wyższy, i wziąłem do dłoni moją ukochaną, skórzaną torbę, którą założyłem sobie na ramię.
- Cóż, ode mnie nie dowiesz się, co takiego mamy do zrobienia – powiedziałem tym samym, nieco zbyt słabym tonem, aby potwierdzić jego myśli.
Grimshaw.
- No to wygląda na to, że idziemy na poszukiwania pubu - oznajmił, idąc do drzwi. - Chodź, chodź, najwyżej się zgubimy, ale to nic. Mam skrzydła, zawsze mogę polecieć do góry i obczaić drogę - powiedział, pewny siebie.
Zgasił światła, zamknął za nimi drzwi na klucz. No. Było okej. Skierowali się do drzwi.
- Nie martw się o wyjście, w końcu idziesz z pracownikiem tej szkoły - machnął ręką i wzruszył ramionami. No co, może i był tylko bibliotekarzem, ale jakąś władzę też posiadał.
[Bardzo chętnie co do wątku. A tak w ogóle to gratulacje ciekawego pomysłu na postać ;) To masz jakiś pomysł na powiązanie czy może mam się tym zająć ja? ]
Isobell
- Och tak! Możemy się zgubić! - powiedział baaardzo entuzjastycznie, ponieważ pomysł mu się bardzo spodobał. - Kiedyś zgubiłem się z kumplem w centrum handlowym. Poważnie. Centrum było małe, a sklepy do siebie podobne. I tylko dwa wyjścia. I zawsze trafialiśmy do tego złego o dziwo... Jak my to zrobiliśmy, to mnie nie pytaj, nie wiem tego do dzisiaj - uniósł brew wyżej. - No ale kupiłem sobie wtedy... a nie, nic sobie wtedy nie kupiłem - westchnął. - Dobra, chodź, bo pewnie sobie już myślisz, jaki ze mnie kretyn - zaśmiał się i tak jakoś objął go ramieniem za szyję, jakby byli najlepszymi kumplami. A znali się jeden dzień. No cóż, może Reid od razu nie dostanie po łbie czy coś.
[A miałam Amandę Collins ;) więc sądzę, że też tam przebywałaś?
A co do spotkania to ok, no i z tego co rozumiem mają się też znać ;)]
Mimo, że od pół roku można powiedzieć panowała nad swoimi mocami to i tak przy takiej liczbie ludzi jaka znajdywała się na stołówce w dni kiedy Bell naprawdę bolała głowa nie mogła utrzymać wszystkiego w rydzach. Dlatego nie raz można było ją zobaczyć na ławeczce ze swoim lanczem przed stołówką. Było tam o wiele spokojniej, ludzi tam nie przychodzili bo nie było gdzie siedzieć, ale jej wystarczał murek i widok na horyzont. Nie spodziewała się nikogo, nie miała zbyt wielu sprzymierzeńców w tej szkole choć była tu od roku. Dopiero słysząc zamykające się drzwi szklane, które uwolniły szum rozmów ze stołówki ocknął ją i odwróciła się w tamtą stronę gdzie zobaczyła znajomą twarz
-Cześć -przywitała się próbują sobie przypomnieć czy znów przeoczyła jakieś spotkanie czy może wspólne ćwiczenia opanowania mocy, a to często się jej zdarzało -Chyba nie ominęłam niczego dziś co? -spojrzała na niego pytającym wzrokiem
Isobell
[chyba jednak nie - kurcze...]
- cieszę sie, ze nie jestem w tym odosobniona - uśmiechnęła sie do niego. Wyszli juz za bramę i teraz szli wysypana kamykami ścieżka, prowadzaca do miasta - Sasha... - zaczęła tak troche niesmiało - a nie chciałbyś mi pomóc w nauce twego języka? - zerknęła a potem trochę spłoszona patrzyła przed siebie. - oczywiscie nie zmuszam czy coś.
Raven
Odetchnęła szczerze z ulgą gdy chłopak oznajmił jej, że o niczym nie zapomniała. Dzisiaj naprawdę nie miała siły na kolejne pogadanki z nauczycielami. Spojrzała na chłopaka i na to jak uwodzi swój posiłek po czym uśmiechnęła się pod nosem i lekko pokręciła głową
-Ok, wiesz co? Mi to się wydaje, że cię źle szkolą. Jakby dobrze poszło byś pół wojska zjadł i jeszcze zapytasz o deser -powiedziała lekko rozbawiona jego wiecznym apetytem, chyba za każdym razem co go widziała to coś miał w buzi albo zaraz miał zamiar coś zjeść.
Isobell
- nigdy sie nie dowiesz jak nie spróbujesz prawda? Tylko proszę cięo cierpliwość. Czasem jestem opornym uczniem - odpowiedziała z lekką samokrytyką - wal smiało, gdybyś miał dosyć - spojrzała na niego - i dzięki, że chciałeś ze mną dzisiaj wyjść. Niewielu sie w ogóle odwaza zagadać a co dopiero wyjść na miasto.
Pokręciła rozbawiona głową -Pół ludzkości byś zeżarł w jednej dzień -stwierdziła bo tak było dużo łatwiej niż wyliczać po jednym na każdy posiłek. Jednak jej jeść się nie chciało tylko pić i to hektolitrów wody. W końcu cierp ciało co chciało jak to się mówi. Spojrzała na jajecznice po czym pokręciła lekko głową
-Nie, dzięki. Ja dziś zostanę przy wodzie -uśmiechnęła się i lekko uniosła swoją butelkę z tym cudownym mokrym napojem. -To co, jakieś plany na dzisiaj? W sumie to niedługo też już jest weekend -uśmiechnęła się bo chyba tylko ta myśl trzymała ją przy życiu co dziwne, bo dziś powinna właśnie ją dobijać.
Isobell
- Oj, tak porywczy to on jest. - mruknęłam. - A co zrobiłeś z... No wiesz. - spojrzałam na niego wymownie żeby się domyślił, bo po jego minie było widać, że coś nie łapie o co mi chodzi.
Panna Am
Sam Charles przysnął na dwie godzinki. Dziwnie było spędzać noc na podłodze, podczas kiedy jakiś gościu leżał w twoim łóżku. Chłopak miał nadzieję, że do rana uda mu się wytrzeźwieć i sam się zorientuje, że jest w nie swoim pokoju. Wybiła godzina szósta, słońce powoli wstawało, tak jak Francuz. Wziął on szybki prysznic w nadziei, że za ten czas Rosjanin się nie obudzi. To wszystko było takie pogmatwane. Aż za bardzo.
Charles
[Będzie próbowała przekonywać, a pewnie! I przepraszam za zwłokę, ostatnio miałam mniej czasu i jednocześnie niestety mniej weny na Mayę :c]
Co racja to racja, Maya sama doskonale potrafiła docenić wartość odpowiedniego treningu, a po wielu latach swojego życia, podczas których przyzwyczaiła się do trenowania praktycznie nieustannie i bycia w ciągłej gotowości ze względu na szalony tryb życia, jaki zapewniał jej doktor Ainsworth, brak jakiejkolwiek aktywności był dla niej nie tylko czymś nietypowym i dziwnym, ale czymś wręcz nie do zniesienia. Nie potrafiła siedzieć w miejscu dłużej niż przez krótką chwilę, musiała biegać, skakać, wykonywać salta lub siłować się na rękę z osobami obdarzonymi podobnymi do niej mocami. Musiała jednak przyznać, że to, co zobaczyła na własne oczy było całkowicie nietypowe. Nic, co do tej pory widziała, nawet w tym zamku, nie było przynajmniej w drobnym stopniu podobne do ogromnego smoka, który na jej oczach zyskiwał trzeci wymiar. Stała absolutnie oniemiała i przez chwilę przypatrywała się temu stworzeniu, a uśmiech na jej twarzy stawał się z każdą chwilą coraz szerszy. Niezwykłe! I pomyśleć, że ona sama potrafiła tylko wyginać się we wszystkie strony i bez uszczerbku na zdrowiu wyskoczyć oknem z piątego piętra, nawet jeśli było zamknięte i wykonane z niezwykle grubego szkła.
- To są twoje umiejętności? – obserwowała uważnie jego dzieło i nawet przeszła kilka kroków, aby przyjrzeć mu się ze wszystkich stron. Z czasem coraz mniej rzeczy ją zaskakiwało, jednak ta się do nich zdecydowanie zaliczała. – Nieźle – wyciągnęła dłoń w kierunku stworzenia, jednak nie odważyła się go dotknąć. Kto wie, jakie jeszcze mógł mieć właściwości oprócz tego, że zdawał się być prawdziwy i może nawet w rzeczywistości był?
- Potrafisz ożywiać coś jeszcze, czy ograniczasz się tylko do smoków? – zagadnęła, powracając znów bliżej chłopaka i przyjrzała mu się uważnie, wzrokiem, którym byłaby w stanie przewiercić się przez stal. To by była ciekawa umiejętność i całkiem przystająca do pozostałych, które miała w swoim arsenale. Szkoda, że akurat ta ją ominęła… Chociaż w sumie, potrafiła przebić się przez stal bez problemu, więc taki wzrok nie był jej aż tak bardzo przydatny. Badawcze spojrzenie natomiast opanowane miała do perfekcji.
Maya
Pokręciła głową z uśmiechem i spojrzała na jego jajecznicę, no naprawdę wyglądała smacznie chyba dlatego wzięła od niego widelec i posmakowała jego zdobyczy.
-Nawet, nawet -powiedziała i oddała mu widelec choć widząc jego minę nie mogła się po prostu nie uśmiechnąć -No co? Sam się pytałeś czy nie chcę to teraz nie patrz na mnie jakbym ci zjadła matkę czy żonę -powiedziała rozbawiona i usiadła sobie na murku przy którym stali
-Weź coś zrobimy, nic tu się nie dzieje można po prostu oszaleć, potrzebuję rozrywki -spojrzała na chłopaka -Wiesz, że nie mogę siedzieć w zamknięciu bo mi odbija..
Isobell
Oczywiście, że to początek przyjaźni! I to do końca życia! Bo Reid zabije, jeśli Sasha wygada coś ważnego, co dotyczy osoby Aniołek, także tego, niech się ma na baczności, ot co!
A tymczasem szli przed siebie w poszukiwaniu jakiegoś pubu, gdzie mogliby się napić, niczym przyjaciele od zawsze. A oni dopiero zaczynali aczkolwiek kogo to obchodzi? No właśnie.
Nie odbyło się oczywiście bez pytań ludzi o drogę, ale w końcu banda jakiś nastolatków znała się na rzeczy i wskazała im odpowiedni kierunek. Tam też poszli.
Weszli, a Reid rozejrzał się zaciekawiony.
- Ej, chyba już tu kiedyś z kimś byłem.
Kiedy chlopak zamilkł, Aristow też się nie odzywał. Nie wiedział czy powinien teraz cokolwiek powiedzieć. On w napadzie wściekłości zabił niewiele osob, ale dużą liczbę ludzi okaleczył nieraz trwale.
Przygarbił się opierając łokcie na kolanach.
- wszystko ma swoje minusy, ale myślałem że gorzej to odczówasz...chociaż furia zawsze jest niebezpieczna - mruknął.
Znał osoby, które przez skutki tego co potrafią mogą wyrządzić wiele krzywd. Będąc zamkniętym w Żeleznogórsku napatrzył się nieraz na to co może się stać. Najgorsze było chyba tylko to że nie mozna było się opanować, potrzeba było czasu by wszystko ustąpiło.
-Ok, no jak mi zrobisz taką samą na kolację to powiem, że pyszna -zaśmiała się pod nosem i znów spojrzała przed siebie. Widziała przy bramie od szkoły facetka, który jej pilnował więc jak on chciał gdziekolwiek się wybierać
-Weź, spójrz tam -kiwnęła głową na bramę a potem spojrzała na Sashę -Jak niby chcesz się wydostać? Chyba znają już wszystkie moje sztuczki i w ogóle a ja nie mogę rozumiesz? Uschnę tutaj i wyginę przez tą nudę.. Jeśli mnie stąd wyrwiesz albo rozerwiesz to zrobię wszytsko, nawet oddam ci moje desery! -powiedziała już zdesperowana
Isobell
No tak, miała uważać, dostawała przepustki, ale bardzo rzadko, ze względu na jej moc. Na brak pamięci, każdy mógł jej wcisnąć coś drożej, zrobić ją w głupa. Ona po prostu była jak dziecko, ktoś musiał na nią uważać, powinna iść z opiekunem, który w każdej chwili zadbał by o bezpieczeństwo tej malutkiej, delikatnej osóbki, która takiego bezpieczeństwa notabene potrzebowała. Udało jej się jednak namówić psychologa, że sama da sobie również radę, że nie jest aż taka głupia i poradzi sobie.On niewiadomo dlaczego się zgodził, wiedząc jaka jest powaga sytuacji. Biegła szybko i nagle poczuła jak ktoś łąpie ją za ręke i ciągnie w jakieś miejsce. Przesraszyła się na żarty i dlatego też zmieniła swoją postać.
-Zostaw mnie!- krzyknęła kiedy naglę usłyszała swojego oprawce. Wyglądała okropniem, nienawidziłą tej postaci.- Pomóc?- zapytała cicho.
Calipse
Niektórzy mogli uznać to za objaw pedofilii, ale Buzz naprawdę lubił zadawać się z uczniami. Byli mniej sztywni, formalni, posiadali cechę określaną dzisiaj jako pełne korzystanie życia (okej, część z nich). Nic więc dziwnego, że często porywał się do pracy jako opiekun tych młodszych lub po prostu zagadywał każdego, kto ośmielił się koło niego przejść. Część jednak nie uciekała, kiedy już usłyszała część jego słynnych żartów. Ową grupkę dodatkowo uwielbiał torturować swoją obecnością – między innymi przysiadając się do nich podczas posiłków czy oferując mniej lub bardziej legalny wypad na miasto. Reasumując – Sasha albo miał normalne poczucie humoru, albo był masochistą.
– Ja? Zawsze – wyszczerzył się. Dopiero po chwili zorientował się, że wciąż ma na sobie biały fartuch. Przez chwilę patrzył na niego w skupieniu, przechylając głowę to w jedną, to w drugą stronę. Kiedy już zakończył kontemplację obiektu, wzruszył ramionami, zerwał go i rzucił za siebie. Może gdzieś tam przechadza się jakaś jego fanka, która potraktuje własność Buzza jako cenny przedmiot kolekcjonerski?
– Mój mózg przypomina jajecznicę od ciągłego siedzenia w zamku. Świeże powietrze, zapach kwiatów, widok zwykłych ludzi… Tak, to idealne lekarstwo. A ty odpoczniesz sobie od widoku zgrzybiałych profesorów.
Buzz
-Myślałam, że jesteś jednym z nich- szepnęła cichutko starając się zmienić, znów w postać normalnej dziewczyny. Na całe szczęście zdołała się uspokoić. Spokój jedynie mógł pomóc jej w takiej sytuacji, bardzo dużo ćwiczyła nad powracaniem do swojej normalnej postaci, a jeśli mieli uciec to tylko w taki sposób, przecież jako potwór nie zdołąją uciec, a bardziej zachęci naukowców.
-Jak chcesz to zrobić?- zapytała cicho obserwując go uważnie, bardzo się denerwowała, a musiała być przecież spokojna. Kiwneła głową i ruszyła za nim pewnym krokiem
Calipse
Zaśmiała się pod nosem i spojrzała się na niego -Ty to jesteś udany agent -przyznała -To ja sobie opracuję menu na wieczór a ty teraz kombinuj jak się stąd wydostaniemy żeby najlepiej nikt nas nie złapał, mam dość spędzonego czasu w kozie i marnowanie się siedzeniem tam.. -skrzywiła się lekko na samo wspomnienie.
Isobell
Prześlij komentarz