B U Z Z B R A D F O R D
... p r z e n o ś n y g e n e r a t o r b r e d n i.
Buzz Bradford wciąż z niedowierzaniem kręci głową, kiedy słupek rtęci w starym termometrze dobija do wartości trzydziestu pięciu stopni. Zdarza mu się bez przerwy wyglądać przez okno, aby ze sceptycyzmem zerkać na skąpane w słońcu szkolne błonia. W Brazylii mieszka od czternastego roku życia, aczkolwiek każdy nowy dzień traktuje niczym swój pierwszy. Zupełnie jakby znowu był dojrzewającym dzieciakiem obdarzonym dziwną zdolnością. Tym samym, który stał przed zamkiem z satysfakcją widoczną w oczach, gryzącą się ze smutkiem goszczącym na pyzatej twarzy. Obie emocje były jak najbardziej zrozumiałe. Nastoletni Buzz nie chciał opuszczać rodzinnego domu w Anglii, znajomych, rodziny. Inne mutanty z Recifle kojarzyły go przede wszystkim dzięki brytyjskiemu akcentowi oraz niezrozumiałej dla nich tradycji - tak zwanego Tea Time. Z drugiej strony jednak nie mógł się doczekać nowych wrażeń, doświadczeń. Nie można zaprzeczyć, iż egzystowanie w miejscu pełnym specyficznych osobowości znanych z nieraz śmiertelnych umiejętności to coś, co potrafi i niepokoić, i jednocześnie napełniać człowieka chorą fascynacją. Oczywiście podobne zjawisko występuje przede wszystkim u ludzi jego pokroju, a więc takich, którzy jeszcze nie zdążyli ogarnąć, że trzydzieste szóste urodziny to odpowiedni czas na wprowadzenie do życia chociaż krzty powagi czy rozsądku.
W gruncie rzeczy on sam nie zna prawdziwej etymologii swego przezwiska, który często nawet w formalnych sytuacjach zastępuje jego prawdziwe imię. Być może powstało ono dzięki temu, iż zwłaszcza za czasów szkolnych zachowywał się niczym natręty brzęczyk - zbyt wiele mówił, zbyt mało myślał, biegał za kolegami oraz maltretował ich albo kiepskimi żartami, albo bezsensowną paplaniną. Wciąż taki jest. Nie potrafi przestawić się na odpowiednie fale, dlatego często wręcz straszy infantylnością. Uśmiecha się szeroko, nie wstydzi się ukruszonej jedynki i nieco krzywych dolnych siekaczy. O dziwo zjednał sobie sympatię pewnej grupy uczniów, ponieważ głośno wyraża niepochlebne zdanie na temat obowiązku uczęszczania na wychowanie fizyczne.
Buzz skutecznie łamie stereotyp przekonujący o tym, że duży facet musi być groźny. On - ze swoim brzuszkiem oraz nawykiem spania z ulubionym pluszakiem - zdecydowanie nie sprawia wrażenia szczękołamacza i bandyty, mimo że urósł prawie do metra dziewięćdziesiąt. Zatrudniony jako przypalający wodę kucharz, aczkolwiek lepiej czuje się w fartuszku szkolnej kelnerzyny. Ze względu na skutki uboczne mutacji zmuszony jest chadzać na sesje psychologiczne. Nie można jednak powiedzieć, aby psycholog był z tego powodu szczególnie usatysfakcjonowany, ponieważ Buzz Bradford charakteryzuje się między innymi skrzywionym poczuciem humoru, skłonnością do pozostawiania po sobie bałaganu oraz przesadną szczerością. Z tą ostatnią cechą wiąże się brak wyczucia w stosunku do kobiet i nieumiejętność dobierania trafnych epitetów przy komplementowaniu. Ponadto należy dodać, że uwielbia prezentować cały arsenał dziwnych min. Ot tak, aby ludzie popatrzyli na niego jak na debila.
________________________________________________________________________________
Kartę sponsoruje drużyna, w której skład wchodzą: Tom Hardy oraz panowie z zespołu Zabili mi żółwia.
Buzz wszystkich kocha, a ja lubię wątki (zwłaszcza te dłuższe) i ciekawe powiązania.
Ostatnia aktualizacja: 4.08.2013
Czeeeść po raz drugi, bawmy się dobrze!
Ahoj, (niechciana) przygodo! Do zobaczenia w przyszłą środę!
Buzz wszystkich kocha, a ja lubię wątki (zwłaszcza te dłuższe) i ciekawe powiązania.
Ostatnia aktualizacja: 4.08.2013
Czeeeść po raz drugi, bawmy się dobrze!
Ahoj, (niechciana) przygodo! Do zobaczenia w przyszłą środę!
29 komentarzy:
[Dobry :) Wątek z Sashą?]
[ Jaki ten pan jest cudowny! Jeśli jest chęć na wątek, ja coś wymyślę do mojego powrotu z urlopu, ale nie pogniewam się, jeśli Ty też zarzucisz jakimś pomysłem albo szalonym powiązaniem ^^ ]
Cain i Anton
[ No to może kucharz będzie mi tu uświadamiać moją Calipse kulinarnie?:D Np pokazywałby jej różne smaki dziwne itp? :D ]
[Jego mutacja i jej koszmary?
Wróżę wątek.]
[ *Nie śmieje się z żartów bo zazwyczaj wie wcześniej jak się żart skończy więc w sumie mało co ją śmieszy. Buszowanie w kuchni nie jest złe, szczególnie jeśli do towarzystwa ma sie kucharza. A, że moja droga Charlie rozmawia zaledwie z personelem to czemu by nie zrobić z nich przyjaciół? Ona mogłaby być tą markotną dziewczyną, która zawsze wyjada jego ulubione lody, a On kucharzem który zawsze umie poprawić jej humor ; ) Poza tym jeśli Buzz uczył się w szkole zanim został tutaj kucharzem, a Charlie jest w szkole niemalże od urodzenia więc chcąc nie chcąc zna ją od najmłodszych lat. Also, ohmydeargod. Aktor to ciacho, grał w filmie superagenta i nie mógł być seksowniejszy. Fuck yeah. Helloł ;D ]
Charlotte
[ano byłam ;>]
Raven
[Bosko! Kurs gotowania u Pana Buzza i wyszło by naprawde coś spalonego :D I co do tych snów, to naprawdę może być ciekawie wiesz taki wątek rozrywkowy z nutką jakiejś powagi kiedy wyczyta jej sny idealnie, powiedz jaka długość wątku i zacznę :D]
Calipse
Była już tu dość długo. Wystarczająco tyle, by obeznać się z otoczeniem, z miejscami i ludźmi. Chodź z nimi dość dużo nie rozmawiała i zostawało wciąż ją z tysiąc dziwnych spraw. Czuła, że tu nie pasuje - a przecież to było miejsce dla takich jak ona. Ale czy ona gdziekolwiek pasuje? Nigdy nie potrafiła sobie odpowiedzieć na te pytanie, a bardzo często męczyła się podobnymi pytankami. Wszystko wydawało jej się dziwne, niezrozumiała. Czasami siadała sobie na parapecie wpatrywała się w okno i długimi godzinami myślała. Bardzo chciała odnaleźć siebie, odnaleźć swoją osobowość. Wierzyła, że jeśli jej się to uda, uda jej się zrozumieć otaczający wokół świat. Cieszyła się, że jest więcej osób takich jak ona, to naprawdę było pocieszające. Że nie jesteś sama, że jest więcej osób tak samo dziwnych z podobnym problemem. Każdy tu miał ciężko, bądźmy szczerzy i ludzie mogli pomagać sobie nawzajem. I może gdzieś tak po Cochu liczyła na taką pomoc? Że ktoś otworzy się dla niej i wyciągnie swoją dłoń? Ona zapewnie nie będzie aż taka pewna na początku, ale na pewno nie odmówi niczego.
Dlatego mu nie odmówiła. Lubiła poznawać świat, otoczenie. Calipse to taka mała dziewczynka, zamknięta w ciele kobiety. Poznawała wszystko od nowa. Cokolwiek by to nie było. Dużo rzeczy nie znała i ją zaskakiwały. Czy to smak lodów, czy to jakieś nowe danie i musiała przyznać była zafascynowana kuchnią. To też odciągało ją od nękających ją znów, co dzień powtarzały się owe sny, podobne do siebie i zdecydowanie nieprzyjemne.
Ludzie siedzieli na lekcjach, a ta młoda dama postanowiła się z nich zerwać. Szybciutko schodami udała się w kierunku kuchni. Buzz będzie na nią krzyczał, ale co z tego, że dla niej ciekawsze jest gotowanie od angielskiego? Zapukała więc nieśmiało w drzwi, mając nadzieję, że jej nie wyrzuci.
Calipse
[A to wątek musi być :) Tym bardziej, że mój Sashka to takie żercze dziecię jest :D Jakiś pomysł na miejsce spotkania?]
Musiałem przyznać, że z kuchnią i jej personelem byłem za pan brat. Chyba nikt nie jadł tak sporych ilości jedzenia i nie tył. Ku mojej uciesze, oczywiście. Tak więc, kiedy tylko mogłem, to przysiadywałem w kuchni, próbując to wytworów kucharzy i kucharek, oceniając ich niczym Magda Gessler. No, przynajmniej ja nie rzucałem talerzami na lewo i prawo.
Tego dnia umówiłem się z Buzzem, że pójdziemy na miasto. Akurat miałem zaległą przepustkę, więc musiałem ją wykorzystać. A jak się idzie we dwóch, to jest i przyjemniej i bezpieczniej. No i droga do miasta upływa w znacznie szybszym tempie.
- To co, gotowy iść na podbój miasta?- zapytałem, podchodząc do Buzza.
Sasha
[O mam cię w końcu! :D A znaleźć cię nie mogłam xD A co do wątku to podoba mi się tylko daj miejsce spotkania i czy coś już nam się znają czy nie a zacznę :D]
Isobell
Calipse nie przejmowała się tym, czy ktoś jest kucharką, czy sprzątaczem , czy szanownym dyrektorem. Od niej każdy człowiek otrzymywał tyle samo szacunku, może to było spowodowane jej problemami? Jej brakiem konkretnego kontaktu z realnym światem? Ona miała swój własny, własne zasady, które nakazywały jej jaką droge ma wybrać i czym się kierować. Z jednej strony to wcale nie było takie złe. Nic jej nie ograniczało, nic nie narzucało jej nakazów z góry. Może i jedni spoglądali na to sceptycznie, bo zachowywała się jak nie powinno. Ale przecież każdy z nas miał czasem ochotę tak zrobić, postąpić wbrew kodeksowi, który został gdzieś tam wykreowany, niewiadomo przez kogo i nie wiadomo gdzie. Nawet słowa nie są nigdzie spisane, jednak każdy z nas ma jakiekolwiek o nim pojęcie i wie co wypada, a co nie. Stop ! Nie każdy!
Cieszyła się, że przymyka na niektóre rzeczy oko. Że nie wygania jej, a do tego uczy ją. Wiadomo, nie zawsze wszystko im wyjdzie, ale spędza czas przyjemnie i nie przejmuje się niczym, nawet kiedy patrzy jak rośnie ciasto. Dla niej to wszystko jest takie fascynujące, zaskakujące, Buzz może śmiało zauważyć iskierki w oczach dziewczyny, kiedy poznaje i odkrywa nowe lądy. Może to być też śmieszne, bo fascynują ją naprawdę drobnostki. To właśnie chyba w niej jest takie ciekawe.
-Wiem – przytaknęła głową i uśmiechnęła się przepraszająco – Jednak omawia książkę, którą zam, a ja nie chce marnować czasu – przytaknęła mu głową, czekając czy ją wygoni, a może zaprosi do środka. Spoglądałą na niego, mając ogromną ochotę przejść przez te duże białe drzwi. Kiedy otwarły się na oścież, poczuła ulgę i odwzajemniła jego uśmiech. – dokładnie tak!- powiedziała i zaklaskała by wręce, ale po co? Ruszyła przed siebie, bacznym wzrokiem omiatając każdy blat.
-Co dziś pichcimy?- zapytała przenosząc wzrok na ulubionego kucharza, jej oczy znów świeciły. Widaż, że już nie potrafiła się doczekać, kolejnej lekcji.
[yyyy to... serio? xD Cóż obecna karta zostala zmodyfikowana na potrzeby tego bloga, więc wiesz ^^ A ciebie tez kojarze ;3
cos mozemy, ale ostatnio to jestem .. śnięta i nie myslę - masz cos konkretnego czy w ciemno?]
[Przeciwko lataniu nic nie mam, zwłaszcza po nocach na terenach otaczjących zamek ;-) A Janith ma trochę tej kociej wyrozumiałości, co pozwala wytrzymać, jak ktoś dla zabawy za ogon pociągnie. Wolisz, żeby Buzz znał Janith z widzenia czy jakoś bliżej, w końcu ona uczyła się tu kilka lat...]
Kadra szkoły bardzo działała jej na nerwy, ciągle mówili czego może czego nie, co powinna robić, jak się zachowywać no i tak dalej. Dziewczynie oczywiście nie było to w cale na rękę, zawsze miała swoje drogi, reguły i silną wolę dzięki której łamała wszystko co było jej stawiane. Było niewielu z tych co tam pracowało, na których mogła patrzeć bez krzywienia się i z którymi się dogadywała a do tych ludzi zaliczał się też Buzz.
Buzz bardzo pomógł Bell kiedy tu trafiła, z racji praktycznie takich samych mocy pomógł jej zrozumieć wszystko i zacząć kontrolować siebie, swoje moce a co za tym idzie swoje życie. Dziewczyna ćwiczyła regularnie jednak dalej potrzebowała treningu.
Po odsiedzeniu swojej kary za noc spędzoną na kręceniu się po szkole po ciszy nocnej w pokojach, że też w ogóle dała się złapać, ruszyła w stronę sali gdzie zazwyczaj pół godziny wcześniej niż wczoraj spotykała się z chłopakiem dwa razy w tygodniu by pomógł jej z mocami.
-To nie moja wina -powiedziała od razu widząc, że chłopak jeszcze siedzi w sali do której właśnie weszła. -To dyrektor posadził mnie w kozie, a jak przecież nic takiego nie zrobiłam.. -skrzywiła się lekko i podeszła bliżej. Bell usiadła sobie na ławce obok tej przy której siedział Buzz -No weź no, nie bądź sztywny, nie chciałam noo.. -mruknęła
Bell była niewyspana, zmęczona i do tego cały dzień ktoś się jej czepia jej zdaniem bez żadnego powodu do tego.
Isobell
Jeżeli chodziło o mnie to urodziłem się po to, aby być szczęśliwy, a nie normalny. I coś w tym musiało być. Moje zachowanie było dosyć specyficzne, jednakże nieszkodliwe. Oczywiście dla tych osób, które na to zasłużyły.
- Poczekaj chwilkę- powiedziałem, zmierzając w kierunku lodówki, bo akurat kiszki zaczęły mi marsza grać- Muszę coś chyba przed wyjściem przekąsić- otworzyłem białe drzwi lodówki i rozejrzałem się. Wyciągnąłem pętko kiełbasy, a z chlebaka wziąłem pajdkę chleba- No to teraz to już chyba możemy iść- do miasta był spory kawałek drogi, wiec z pewnością zdążyłbym zjeść to, co miałem w dłoniach. Tym bardziej, że kiełbasa tak bardzo apetycznie pachniała, drażniąc moje nozdrza i wygłodniały żołądek.
- Czyli nie jestem sama! – powiedziała radośnie, skubiąc soją bluzkę. Chyba zauważyła tam jakiś paproszek, a może jakąś plamę i usilnie starała się jej pozbyć, choć w sumie czy był tego jakiś sens? Pewnie nie raz, nie dwa się dziś pobrudzą. I tu miała przejaw tego jaka była przedtem, lekko pedantyczna, starająca się o czystość i prządek samej siebie, a także swojego otoczenia. Gdzie jakikolwiek chaos nie był dla niej mile widziany, ale także ten mały chaosik, mógł być dla niej zabawą. Może ktoś postanowi jej zgotować, umilić życie? – Ja też nie potrafię znaleźć w tym sensu, lepsze są takie życiowe zajęcia, choć pewnie dla większości nudnę…. Lecz masz pewność ja się nie znudzę- powiedziała posyłając mu ładny uśmiech.
Buzz był idealny! Miał w sobie coś z dziecka i właśnie to coś z dziecka pociągnęło tą biedną chudziutką dziewczynkę, która też byłą takim dzieckiem. Choć ona była racej takim niesamodzielnym, gdzie to trzeba było trzymać za rączkę i plinować! Z drugiej strony była też tą smarkują, buntowniczką, chcącą zrobić wszystko na raz. Jak skończy Calpise? No tego nie wiadomo, bo wpierw musi odzyskać pamięc, by móc samodzielnie cokolwiek zrobić. No ale w to nie wątpi wie, że nie może stracić nadziei.
-To można połączyć naleśniki z ciastem?- zapytała zdziwiona i uśmiechnęła się szeroko. Podążyła za nim wśród blatów stołów, wszystko wydawało jej się takie wielkie. – Jeśli ty masz na niego taką ochotę, to pewnie jest pyszne!- powiedziała rozbawiona i zaśmiała się.- Zabijesz się kiedyś!- powiedziała i pokręcia głową pomagając mu przy lodówkowych produktach.
[Tak sobie siedziałam i zastanawiałam się, jak zacząć komentarz i doszłam do wniosku, że migrena w tym nie pomaga xP Mam pomysł na powiązanie, jeżeli jest chęć z twojej strony na wątek. Można by dać coś w stylu, że się znali z dzieciństwa. W sensie "znali", bo są w bardzo różnym wieku xP Więc może miała mu pomagać w kuchni bo coś nabroiła, a generalnie kojarzy go z czasów jak bawiła się w piaskownicy? xP]
Altair
[Ok, to spróbuję zacząć...]
To była zwyczajna noc. Zwyczajna i do bólu nudna, jak pomyślała setny raz Janith, krążąc wokół drzwi zamku. Ręce trzymała w kieszeniach bluzy, ogonem nerwowo uderzała w swoje nogi. Księżyc świecił zbyt silnie, żeby ryzykować wspinaczkę po ścianie zamku, gdyby przypadkiem została dostrzeżona z drugiego budynku, ktoś mógłby wszcząć alarm biorąc ją za włamywacza. Może kilka lat wcześniej dziewczyna uznałaby to za niezły żart, teraz stwierdziła, że nie ma ochoty na raban i zamieszanie. W końcu jej rolą było zapewnienie spokoju, a nie jego zakłócanie.
Janith westchnęła, wpatrując się w odbijające srebrzyste światło okna budynku dla personelu. Starała się trzymać bliżej szkoły, najważniejsi byli pogrążeni we śnie uczniowie. Znów zatoczyła kolejny łuk, depcząc trawnik.
Usłyszała za sobą szelest, postawiła uszy i znieruchomiała. Zmarszczyła czoło. Przez chwilę nic nie robiła, wsłuchiwała się tylko w odgłos kroków na wilgotnej ziemi i trawniku.
-A kogo to niepokój przygnał? -spytała cicho, z nutką ironii w głosie -Mamy problemy z bezsennością?
Słyszała, jak osobnik się zbliżał, jeszcze trochę, a może nawet rozpoznałaby go po zapachu. W końcu większość osób dłużej przebywający w Recife College znała dość dobrze.
Wydała z siebie cichy, koci pomruk i zaczęła się odwracać.
Pokręciła lekko głową z uśmiechem na ustach -Moja wina, że głodna byłam? Ale nie spaliłam kuchni! -powiedziała od razu na swoją obronę a że Bell nie miała za bardzo umiejętności gotowania było to całkiem możliwe. -A tak w ogóle mówisz to jakbyś był starym dziadkiem -zaśmiała się pod nosem.
Bell z ciekawością słuchała jego prośby co do kolejnego wyzwania. No tak, Bell nie musiała ćwiczyć, jej trzeba było rzucać wyzwania albo zakłady, inaczej się po prostu nie dało. Dziewczyna sama była ciekawa jak to w ogóle jest, przecież jeszcze nikt nie próbował się wkraść w jej umysł podczas sny
-Dobra -powiedziała zadowolona z kolejnego wyzwania -To na którą się umawiamy? Wątpię, że teraz zasnę -zaśmiała się pod nosem jak już mięli to zrobić to porządnie, żeby były do tego warunki a nie na szybko. Po prostu musieli przełożyć spotkanie na dzisiejszą noc i tyle .
Isobell
[ W sumie racja. A więc może Buzz będzie jedną z nielicznych osób z którymi Charlie w ogóle rozmawia? Nie ważne, postaram się napisać początek to wtedy łatwiej będzie cie wprowadzić w mój tok myślenia. xD ]
Charlotte
-Inny kucharz to pewnie by z mnie z miotłą gonił więc lepiej by nie – pomachałą mu palcem przed nosem, tak jakby chciała go ostrzec. Przyglądała się uważnie jak żongluje jajkami, z obawą w oczach, że zaraz wytrąci je z ręki, a później się jeszcze na nich poślizgnie! Oj nie dobrze by było! Zaśmiała się wesoło, widząc jego próby.- Sama Ci ten pomnik wyrzeźbię – tak to się mówi?- zapytałą rozbawiona i wzięłą od niego te jajka, tak na wszelki wypadek. – Tytuł to najlepszego nauczyciela w tej szkole i koniec kropka!- powiedziała i zaraz wróciła za nim wzrokiem. Szybciutko pomogła mu wyciągnąć miski i inne potrzebne przybory, by jak najszybciej nauczyć się nowych rzeczy.
-Jak ty wszystko ładnie opisujesz,aż człowiek robi się okropnie głodny, to powinno być karalne proszę Pana!- zawsze kiedy spędzałą z nim czas, jego humor udzielał jej się i naprawdę nie ma się co dziwić jej, że uwielbia tu uciekać z lekcji.
Jego podekscytowanei w głosie tylko wszystko urozmaicało i aż chciało się go słuchać. – Tak więc mów co mam robić- odpowiedziałą opierając bladawe dłonie o marmurowy blat i uśmiechając się od ucha do ucha. Była ilną uczennicą i tylko słuchała poleceń, które zaraz szybko i dobrze wykonywała. A przynajmniej starała się, bo nie raz coś jej upadło, coś nie wyszło, a coś się przypaliło, nie przejmowałą się tym po prostu się bawiła.
- Czy ja wiem, czy to frykas...- stwierdziłem- Ważne, że jest dobra i jest zjadliwa- tak. To bylo chyba moje motto życiowe. Jedzenie to, to co nadaje się do spożycia i na pewno mi nie zaszkodzi. Amen- Ja tam lubię Strogonova, albo bliny...- rozmarzyłem się lekko, kładąc się na stole- I chociażbym nie wiem ile jadł, to nie potrafię przytyć. Przynajmniej od czasu, kiedy jestem tutaj- stwierdziłem, drapiąc się lekko w głowę i zajadając się zdobytą przed chwilą w lodówce kiełbasą.
- Masz może coś dobrego do picia?- zapytałem- Bo mi w gardle zaschło.
Bell wywróciła tylko z rozbawieniem, no tak w marudzeniu i narzekaniu to Buzz umiał prześcignąć nawet ją co niedawno wydawało się jej nie możliwe.
-Dobra, dobra przestań bo jeszcze na serio się załamiesz i obciążysz jeszcze mnie rachunkami od psychiatry -uśmiechnęła się pod nosem
Dziewczyna westchnęła ciężko bo w sumie nie wiedziała o której pójdzie spać więc tylko wzrusz tylko ramionami
-Nie wiem, koło północy? -uniosła lekko brwi i uśmiechnęła się ładnie do niego -No jakoś tak nie lubię szybko chodzić spać więc będziesz musiał się ze mną trochę pomęczyć -zaśmiała się pod nosem -Można załatwić jakieś wino albo coś mocniejszego -uśmiechnęła się do niego i lekko przechyliła głowę na jedną stronę patrząc się na niego. Wiedziała, że ma wolny dostęp do kuchni więc będzie łatwiej jemu niż jej.
Isobell
Zaśmiałą się ponownie. Buzz był osobą, która potrafiła niesamowicie poprawić jej humor. Może z początku dziwiło ją jego zachowanie i niektóre sytuacje były dla niej CO NAJMNIEJ dziwne, ale w tym wszystkim było coś takiego, że ją to przyciągało jak magnez i naprawdę nie było dnia, kiedy tu nie przychodziła. Przynajmniej miałą pewność, że dania są w stu procentach zjadliwe!.- Tak już bywa..- machnęła dłonią podłapując jego miny, tak często się łapała na tym, że zaczyna go naśladować.- Tyle niesamowitych rzeczy, że nie wszystko da się opisać słowami, rozumiem, rozumiem…- powiedziała po czym parsknęła śmiechem. On był świrem! Niesamowitym świrem, nie myliła się uciekając z lekcji angielskiego.
Czym by było, życie bez odrobiny szaleństwa? No to by było takie proste i nudne życie jakie miała zanim go poznała. Robiła codziennie to samo, a rutyna ją zjadała powolutku. A co było w tym najgorsze? A no to, że ona nie znała metod zabawy. Zoo, wesołe miasteczko? To nie było jej znane, dopóki nie poznała różnych fajnych osóbek, odmieniających jej życie w dosłownym znaczeniu. No i Buzz był jedną z nich.
-No tak! Bo po co zachęcać do czegoś ludzi- wybrała dwie miski i zaczęła oddzielać żółtka od białka. Oczywiście już przy pierwszym jajku musiała wydłubywać skorupki z kolorowej miski, no oczywiście starałą się zrobić to dyskretnie, w czym pomogło jej jego wyjście do spiżarni. Nasłuchiwała uważnie i kiedy wrócił odskoczyła od miski i spojrzała na niego uważnie, otwierała już usta kiedy on się odezwał. Pokręciła głową.
-Ja już tam swoje widze niezdaro! – powiedziała i pokręciła głową rozejrzała się za cukrem waniliowym… to ja pójde!- powiedziałą i ruszyła o spiżarni.
Buzz tym razem miał szczęście, trafił na moment, w którym Janith miała pogodny nastrój. Nie miała nic przeciwko słuchanu i przytakiwaniu, w duchu nawet ucieszyła się, że coś urozmaici jej wartę.
Słysząc, jak mężczyzna nazwał ją kotem, uśmiechnęła się pod nosem. Przez chwilę miała ochotę wysunąć pazury i efektownie je zaprezentować, uznała to jednak za zbyt szczeniackie. Ukończenie szkoły zobowiązywało, chociaż dziewczyna czuła, że jeszcze daleko jej do dorosłości.
-Jasne, że nie mam nic przeciwko - powiedziała. Wykonała ręką zachęcający gest, aby podszedł bliżej.
-Zawsze to lepiej niż rozmawiać z samym sobą, prawda? Nie chcemy tu u nikogo zdiagnozować schizofrenii...
Uśmiechnęła się przyjaźnie, naprawdę ciekawa jego bezładnej paplaniny. Lubiła go, jego charakter i sposób bycia. Był na swój niepowtarzalny sposób zabawny.
[Bardzo fajnie odpisane! Tylko jak mi się uda zrobić to samo? Nie mam bladego pojęcia! :D]
Gdyby Buzz mógł tylko wejść w sny Calipse, może miałby szanse jej pomóc? Nękały ją co noc, ciągle te same. Mimo tego, że wiedziała jaki będzie postęp zdarzeń, nie mogła zmienić detali, które były tak ważne. Nie potrafiła wstać z ziemi, uciec z domu, uratować matki, ojca, prosić brata by przestał bawić się swoją mocą w domu. To wszystko ją przerastało i bywały noce, w które nie potrafiła zmrużyć oka, obawiając się kolejnej potwornej wizji. To były tylko ruchome obrazy, tworzące tak bardzo realistyczną rzeczywistość, a jednak nie miała pojęcia, że to wszystko, kiedyś było prawdziwe. Może niektóre niuanse się zmieniały, niektóre szczegóły uległy przekształceniu, jednak wciąż zachowały się zalążki jej dawnego życia, o którym tak bardzo nie miała pojęcia. I nic nie było pewne, że kiedykolwiek dowie się prawdy, chodź tak bardzo chciała. Od wielu lat wmawiano jej, że została urodzona po to by stać się niezwykłą hybrydą człowieka i robota, że taki właśnie był jej cel i coś takiego jak wspomina, rodzina czy uczucia jej nie dotyczyły. I to było najgorsze – kiedy tylko udało jej się uwolnić z łap tego okropnego laboratoryjnego życia, miała wrażenie jakby zderzyła się z twardą Cegłowa ścianą. Naukowcy nie dokończyli swojego dzieła. Mieli w planach usunąć jej całą „pamięć” z emocjami, uczuciami, wszystkim i załadować wszystko na nowo. Tylko te emocje i te uczucia , które przydadzą się do zabijania – zdążyli wykonać tylko pierwszą cześć tego bestialskiego planu. Więc musiałą się wszystkiego nauczyć i szło jej to nawet nieźle. Wciąż jednak przydarzały jej się dziwne, a może lepsze określenie to śmieszne rzeczy. Kiedyś się tego nauczy, w to wieży.
Najbardziej jednak chce się pozbyć tych snów, chce żyć normalnie i raz zasnąć bez żadnych problemów.
Pokręciła głową i uśmiechnęła się z politowaniem.- Jak Ci się udało dostać tą prace?- zażartowała, jego dania były przepyszne! Spojrzała na niego troskliwie- Od dziś to mi zostawiasz drabiny! – przyjrzała mu się raz i uśmiech zszedł jej z buzi.- Jeśli cię boli to pójdziemy do pielęgniarki okej? Spokojnie będę czujna- powiedziała rozbawiona i szybkim krokiem weszła do spiżarni i szybciutko przyniosła, to co zapomniał on.
-O tak to się robi! A u Ciebie na pewno okej? Czy może lepiej przejść się do pielęgniarki?
Calipse
ps. Super karta!
Janith z uśmiechem kiwała głową. Tak, jeśli o to chodzi, Buzz mógł liczyć z jej strony na oczekiwane reakcje. Zresztą miał rację.
-Tak rozumiem -westchnęła. Nie musiała chyba dodawać, że znalazła się w tym miejscu z powodu, jak trafnie mężczyzna to określił, "socjopatycznego kapitalizmu". Wojna i pieniądze. Zysk za wszelką cenę.
-Jaskinia?- skrzywiła się na jego rozważania -Ciemno, wilgoć i twarde podłoże. Już przed czterdziestką doczekałbyś się reumatyzmu i zaburzeń słuchu...
Janith osobiście wolała szukać samotności i spokoju w innej, przyjemniejszej scenerii. Na ostatnie słowa mężczyzny oczy jej zabłysły i całe ciało wyprężyło się, końcówka ogona zadrgała.
-Coś szalonego?- spytała ze szczerym zaciekawieniem -Co przez to rozumiesz?
Brzmiało zachęcająco.
Prześlij komentarz