środa, 17 lipca 2013

Każdy kocha siebie a ja kocham mnie

Andrew O'Dwyer
niezależny mutant

wiek: trzydzieści dwa lata
wzrost/waga: 188cm, ok. 90kg
kolor oczu: ciemno-niebieskie
mutacja: nieśmiertelność, choć wyłącznie przez wzgląd na brak oznak starzenia się, podatny na obrażenia jak inni
skutki uboczne: osłabienie w obecności mutantów, przy bezpośrednim kontakcie z nimi pojawia się u niego silny, nerwowy ból promieniujący po całym ciele
znaki szczególne: podłużna blizna na ramieniu; skórzane rękawiczki, chroniące go przed dotykiem z innymi mutantami
orientacja: heteroseksualny
schorzenia: astma oskrzelowa
rodzina/przyjaciele: brak
dodatkowe: nie mieszka w zamku

Możesz udawać, że nie czujesz, brać ludzi na dystans i czekać aż znudzeni Tobą sami przestaną prosić o towarzystwo. Odgrywać rolę kogoś, kim nigdy nie byłeś, a przy tym wszystkim pieprzyć życie, nie pieprząc nikogo. W sprzeczności z pierwotnymi instynktami (potrzebą seksu, władzy i akceptacji), dusisz się we własnych ograniczeniach. Wiesz, że nie możesz pozwolić sobie na przynajmniej dwa z tych elementów, więc tylko jedno Ci pozostało - obojętność. Tak sądzisz, prawda? Ze świadomością o tym jak bardzo spaczył Cię brak cielesnego kontaktu, zdajesz sobie sprawę z tego, że w ten niewytłumaczalny chory sposób nakręca Cię samo kłamstwo o tym, że przestało Ci na tym zależeć. Są to słowa, w które sam chciałbyś uwierzyć, ale niestety wiesz, że nie ma w nich ni krzty prawdy. Zawsze kochałeś gwałtowne uniesienia w spazmach rozkoszy. Współżycie w pełnym tego słowa znaczeniu. Pieprzony lowelas... już nim nie jesteś. Obsadziłeś się w innej roli. Grać wycofanego indywidualistę, przestraszonego życiem do granic możliwości, nie jest trudno. Ale zapomnieć? Tego nie potrafisz. Nękasz się z myślą o tym, co straciłeś, a kiedy myślisz, że możesz wrócić do bycia sobą, pojawia się ten nieznośny ból. Kurewsko mocny, na tyle silny by odwieść Cię od próby powrotu do dawnych namiętności. Jak widać z dobrego podrywacza zostało Ci tylko przystojne oblicze, resztę podkopał wirus. To dlatego tak bardzo nienawidzisz mutacji. Powoli przestajesz lubić też siebie, bo tracisz wszystko to, co w sobie ceniłeś. Charyzmę, pewność siebie i uwielbienie kobiet. Niewiele Ci już pozostało. Nadal chcesz z tym walczyć?

17 komentarzy:

Irony pisze...

[Dobra, to teraz próbuję coś wymyślić, aby stworzyć jakiś związek na miarę naszych dziwnych, patologicznych powiązań... Nic mi do głowy nie przychodzi, dlatego ja zacznę, a Ty kombinuj, o :D]

cisza. pisze...

[Witam :) Przyznam się, że podglądałam i spodobała mi się KP. Może jakiś wątek? Miałabym nawet pewien pomysł, ale nie wiem, czy się zgodzisz. Katherine potrafi tworzyć wyimaginowaną rzeczywistość, więc może od czasu do czasu uda jej się dzięki swojej mocy stworzyć tak jakby bańkę, w której będzie mogła dotknąć Andrew'a bez zadawania mu bólu. Byłyby to jednak bardzo rzadkie momenty, ponieważ pochłaniałoby to sporo energii dziewczyny, a i jej dar później by nieco wariował.
Ewentualnie, jeśli chcesz, żeby jednak nikt z mutantów nie mógł go dotykać, to mogę pomyśleć nad czymś innym ;)]
Katherine

Irony pisze...

[Tak! Utarczki słowne, szczególnie że Lilya próbuje pokazać wszem i wobec, że jest człowiekiem, a nie jakąś tam maszyną stworzoną przez ruskich. No i teraz pozostaje pytanie (a raczej pytania): co, gdzie i jak? :3]

zawrót głowy. pisze...

[witam i chciałabym wątek! ;D]

Amelie.

Aleksandra Krajewska pisze...

[Uwaga Ogłoszenie!

Calipse jednak postanowiła dziś się zgłosić pod kartą. Ba! Ma nawet pomysł.
Treść telegramu:
"Co ty na to, by znaleźli się w takiej sytuacji. Lokalizacja : Miasto. Warunki pogodowe: Deszcz co za tym idzie Calipse zamienia się w potwora, zostaje zauważana przez mieszkańców, którzy chcą się jej pozbyć w dość nieprzyjemny sposób, a że Calipse miała być maszyną do zabijania, mogłaby się zdenerwować i wtedy mógłby jakoś jej pomóc. "

Koniec telegrafu

z poszanowaniem Calipse

cisza. pisze...

[Może zaczniemy od jakiejś sprzeczki, bo Kat to taka narwana istota, a później zaczną się do siebie przekonywać. A pokłócić mogliby się o jakąś głupotę, jak to zwykle bywa :) Hm, myślę, że czasem mogłaby to robić z własnego kaprysu, żeby zirytować mężczyznę, który raczej nie będzie przyzwyczajony do dotyku mutantów, a czasem za jego pozwoleniem. To już wyjdzie w trakcie. Pewnie mam zacząć, co? ;P]
Katherine

Irony pisze...

Niektórym zdaje się, że są tak naprawdę całkowicie bezkarni. Że nigdy nic ich nie dosięgnie, czy to sprawiedliwość wymierzona przez prawo, czy najczystszy samosąd lub karma, w którą coraz większa ilość wierzy. Niektórzy uważają, że zło nigdy ich nie spotka, że są nietykalni. I mają rację. Do czasu.
Lilya zastanawiała się, czy przypadkiem w poprzednim wcieleniu (o ile takowe posiadała) zrobiła coś naprawdę złego, że teraz musiała pokutować tak bardzo. Jak inaczej wytłumaczyć wszystko, co się jej przydarzyło? Jak przetłumaczyć tej skrzywdzonej doszczętnie przez ludzki świat dziewczynie, że sobie prawdopodobnie zasłużyła kiedyś na to, co odczuwała teraz? Jak pokazać jej, że to całe cierpienie, zło, jakiego doświadczyła, a także fakt, iż straciła najdroższą jej osobę dlatego, że kiedyś popełniła jakąś straszliwą zbrodnię, o której nie pamięta i nie ma pojęcia w ogóle o jej istnieniu?
A przynajmniej, tak było o wiele łatwiej wszystko wytłumaczyć. Znaleźć powód na doznanie tego wszystkiego. Czy nie bolałoby właśnie bardziej, gdyby okazało się, że była niewinna? Że tak naprawdę nie zasłużyła w jakikolwiek sposób na to wszystko?
Uciekając z Rosji miała jeden cel: zapomnieć o wszystkim, co ją spotkało. Zapomnieć o strachu, bólu i cierpieniu. Niestety, panika nie odchodziła ani na krok, a sama Lilya przeżywała wszystko na nowo każdej nocy, demolując wszystko zupełnie nieświadomie. Emocje kierowały nią, czy tego chciała, czy nie. Nie potrafiła tak po prostu zasnąć i obudzić się bez widoku rozpieprzonego sprzętu użycia codziennego gdzieś na podłodze. Dziwne, że za te szkody jeszcze jej nie wyrzucili z Recifle.
Jednak będąc w tym miejscu, musiała się jakoś zachowywać. A raczej - starała się dostosować do norm, które tutaj panowały.
Co z tego, że niby nikt już nie podłączał jej do jakichś elektrod, ani nie wstrzykiwał substancji radioaktywnych, przepełnionych wirusem, skoro i tak się musiała słuchać i pilnować? Może za próbę ucieczki nie groził jej odstrzał, ale wciąż jakoś czuła się osaczona. Na przykład na korytarzu pełnym ludzi.
Obawiała się tłumów i ciasnych pomieszczeń. A tłum na środku wąskiego korytarza to coś, co sprawiało, że jej panika i czujność wzrastały do maksimum. Trzymając mocno zaciśnięte palce na torbie, próbowała jakoś dojść na drugi koniec budynku, w którym czekały ją zajęcia, zupełnie nieświadoma tego, kto za nią stoi, ani do czego doprowadzi wszechobecna nieprzyjemna atmosfera, czy wzajemne ocieractwo (nawet, jeśli nie było umyślne). Czy to tak wiele? Chciała tylko dojść na miejsce. Bez zbędnych utarczek, czy blokowania.

Sasha pisze...

[Wątek z Sashą? Może Andrew nakryje go, jak Sashka trenuje swoją umiejętność?]

alkohol, prochy i ja pisze...

[ Czytałam kartę jeszcze na podglądzie :D Jak myślę nieśmiertelność to od razu przed oczyma mam serial misfits ^^]

gąbeczka Cora

alkohol, prochy i ja pisze...

[ On jest świetny <333 A tak się spytam czy masz jakiś pomysł na powiązanie. Bo ja w sumie mam ale nie wiem czy to będzie Ci pasować. ]


gąbeczka Cora

alkohol, prochy i ja pisze...

[ Cora będzie wybywała z instytutu by znaleźć swojego 'stwórcę' bo będzie coś od niego potrzebowała. Ale najpierw będzie musiała się gdzieś dostać i może Andrew jej pomoże? Można założyć, że już jakiś czas się znają po prostu. ]


gąbeczka Cora

Jaspis pisze...

[Witam! Nie wspominasz w karcie, skąd Andrew pochodzi. Stąd nie wiem czy taki pomysł na wątek by Ci odpowiadał, lecz mimo wszystko przedstawię moją propozycję :) Może Elizabeth i Andrew, jako że są w podobnym wieku, znaliby się z przeszłości? Ze szkoły, studiów, byliby niegdyś sąsiadami? Łączyłaby ich taka zwykła, szara rzeczywistość i teraz bum, spotkaliby się znowu, kiedy to żadne z nich nie znajduje się w komfortowej sytuacji i musieliby poznać się z zupełnie innej strony. Co Ty na to? :)]

Elizabeth Thomson

Sasha pisze...

Na podwórku było szaro i chłodno. Większość siedziała w swoich pokojach, albo była na zajęciach. Jeżeli chodziło o mnie to wybrałem tą pierwszą opcję. Jednak po kilku godzinach pobytu w swoim pokoju i wertowaniu minirozmówek angielskich, uznałem, że mógłbym trochę się przewietrzyć, a tym bardziej poćwiczyć swoją umiejętność. Ostatnimi czasy już coraz lepiej z nią radziłem, jednakże napady furii utrudniały mi skok na kolejny szczebel.
Szedłem prosto przed siebie. Idąc w równym tempie. Ściągnąłem skórzaną kurtkę i odłożyłem ją na bok. Skupiłem się i ułożyłem dłonie tak, że te ułożeniem przypominały pistolet. U czubków palców wskazujących uformowała się niebieska kula, którą puściłem prosto w drzewo. Ta rozbiła się na drzewie wywalając w nim dziurę. Z resztek wielkiej kuli powstały mniejsze, które zaczęły pękać i zalewać wszystko różnymi kolorami farb.

cisza. pisze...

Zorganizowali im wyjście ze szkoły. Tym razem nie przydzielali nikomu partnerów. Całkowita wolność, a co za tym idzie - odpowiedzialność za swoje czyny oraz moc.
Katherine leniwie wlokła się na samym końcu grupy. Nie miała nic konkretnego do zrobienia. Żadnych planów, żadnych pomysłów. Po prostu szła za resztą, niczym maszyna, której wskazali kierunek. Kiedy inni rozmawiali ze sobą, ona przyglądała się chmurom. Leniwie toczyły się po niebie; białe obłoki, które niekiedy przybierały jakieś kształty. Black uśmiechała się do siebie, jakby miała jakiś powód. Najwyraźniej już zapomniała o paśmie porażek, które ją dotknęły tego dnia. To już była przeszłość, po co się martwić?
Nagle zorientowała się, że została tylko z opiekunem. Wszyscy uczniowie rozeszli się po miasteczku. Zamrugała parę razy, wzięła od mężczyzny mały zegarek i ruszyła przed siebie. Oglądała wystawy sklepowe. Większość z nich ją nudziło, ponieważ ciuchami zbytnio się nie interesowała. Uwagę Katherine przyciągnął jednak mały sklepik. Antykwariat. Już same przedmioty, które widziała przez szybkę, wydawały się wyjątkowe. Na dodatek wnętrze świeciło pustkami, coś dla niej.
Weszła do środka. Jej przybycie oznajmił mały dzwoneczek, który wesoło zakołysał się w powietrzu, wprowadzony w ruch drzwiami.
- Dzień dobry - przywitała się z mężczyzną, stojącym przy kasie. Chyba niezbyt kontaktował z otoczeniem, ponieważ nawet na nią nie spojrzał. To nie zraziło Black, która ruszyła wgłąb sklepu.
Oglądała wszystko zaintrygowana. Te małe, jak i duże cudeńka, na których czas odcisnął swoje piętno. W pewnym momencie jej wzrok padł na ogromną szafę. Podeszła do niej z ciekawością, pociągnęła za klamkę i... wpadła do środka, popchnięta przez kogoś! Drzwi się zamknęły, a ona wylądowała na drewnianym wnętrzu mebla.
- No cholera - wymamrotała pod nosem, starając się wydostać. Wszystko na nic. - To ma być jakiś żart? - spytała, podnosząc się. - Niech mi ktoś otworzy - wymamrotała, przykładając czoło do drzwiczek. Ach, ona i ta jej skłonność do ładowania się w tarapaty.

[Nie myślę już, wybacz ;_;]
Katherine

Jaspis pisze...

[Właśnie, Andrew nie mieszka w zamku i tutaj mamy mały problem, bo Elizabeth rzadko kiedy opuszcza swój pokój...^^ Mam jednak pewien pomysł! Adrew na pewno ma kontakt z jakimś z uczniów Recifle College, prawda? Zatem od tej osoby mógłby usłyszeć plotki o dziwnej kobiecie zamieszkującej zamek, której opis odpowiadałby Elizabeth, więc wiedziony ciekawością zechciałby to sprawdzić? Wtedy mógłby przyjść prosto do jej pokoju :) Jeżeli coś takiego by Ci odpowiadało, chętnie zacznę, jednak dopiero wieczorem :) Chyba że Ty miałabyś/miałbyś (nadal nie wiem czy jesteś autorką, czy autorem^^) ochotę zacząć wcześniej ;)]

Elizabeth Thomson

cośtupowinnobyć pisze...

[cho na piwo dobry człowieku! Greg ma czasem dość zamku, więc chetnie wyskoczy gdzieś daleko... xD]

Aleksandra Krajewska pisze...

[Wiem okropna jestem, że cie tak zmuszam do zaczecia xD]
Calipse - > czekam :D