sobota, 20 lipca 2013

Bang, bang, my baby shot me down.


Maya Ainsworth
I got this feeling on the summer day when you were gone.
I crashed my car into the bridge. I watched, I let it burn.

Nigdy nie była córeczką tatusia, mimo że dostawała tysiące zabawek, barwnych sukienek i wszystko, czego tylko mogła chcieć, aby niczego jej nie brakło i nie szukała więcej na własną rękę. Trzymana pod kloszem i w ryzach ciasnych zasad, których nie można łamać. Całe jej życie było na czas, od minuty do minuty według ustalonego wcześniej harmonogramu. Budziła się na czas i chodziła spać na czas, jadła na czas i bawiła się na czas, zawsze sama lub z Maire, która pomagała tacie w pracy... a przynajmniej tak właśnie się to wtedy nazywało. Nie miała przyjaciół, bo podobno nie było żadnych dzieci w jej wieku w pobliżu, podobno była jedyna w swoim rodzaju, wyjątkowa i właśnie dlatego musiała o siebie dbać i na siebie uważać. Nie wolno było jej wychodzić, nie wolno jej było nawet prosić o to, żeby tata zabrał ją na spacer. Theodor Ainsworth nie miał czasu dla jedynej córki, to się zdarza. Była w stanie to zrozumieć, w końcu był naukowcem, robił rzeczy ważne dla kraju, w którym żyła i w którym się wychowała, więc także dla niej. Poniekąd. Wszystko po to, żeby była idealna. Przecież i tak była! A kiedy nie patrzył, a zmrok zapadał nad ich domem na uboczu, w małym, ciemnym lasku zapomnianym przez wszystkich bogów świata oraz ludzi, wymykała się ze swojego pokoju, aby błądzić nieznanymi ścieżkami wśród drzew i chociaż przez tych kilka chwil, kiedy swoim snom kradła kolejne minuty i godziny, poczuć się wolną, przynajmniej trochę, przynajmniej odrobinę...

Theodor Ainsworth zachłysnął się wiedzą. Chciał zgrywać Boga lub przynajmniej zostać narodowym bohaterem, jednak własne ambicje go przerosły znacznie wcześniej niż zdołał coś osiągnąć. Po tym jak wyrzucono go z laboratoriów w Strefie 51, pozbawiając nie tylko plakietki pracownika naukowego, ale także dorobku całego życia, postanowił działać na własną rękę. Niewielka, bo zaledwie dwuletnia jasnowłosa istotka o całkowicie uroczym uśmiechu, pozbawiona domu, rodziny czy nawet imienia, zdawała się być idealnym materiałem do badań. Ofiarował jej dach nad głową, opiekę, uczył ją, karmił, czasem nawet patrzył na nią przychylnym okiem, gdy robiła postępy w nauce i pozwalał jej żyć w złudzeniu, że była jego córką, a nie jedynie królikiem doświadczalnym. W zamian oczekiwał jednego - że stanie się jego żołnierzem idealnym, drugim Kapitanem Ameryką, lecz bardziej niebezpiecznym, bo skrywającym swą siłę za ciałem delikatnej blondynki obdarzonej oprócz siły fizycznej także bronią uroku osobistego, który zgubił już więcej mężczyzn w historii niż jakakolwiek inna broń. Niestety, nie przewidział, że w przeciwieństwie do świnek morskich projekt Maya będzie chciał wydostać się z klatki.

Maya chciała być wolna. Od zawsze czuła, że za ścianami jej domu znajduje się coś więcej niż tylko przejmująca pustka, o której przekonywał ją ten, którego nazywała ojcem. Posiadała naturalną wolę walki, co w połączeniu z brakiem pokory i pewnością siebie sprawiającą, że żyła w przekonaniu, iż nic nie jest w stanie jej zniszczyć czy zaszkodzić, tworzyło mieszankę, której przeznaczeniem było prędzej czy później wybuchnąć z porządnym hukiem. Nie przyjmowała do wiadomości słowa "nie", musiała postawić na swoim, a kiedy się na coś uparła, nie było odwrotu. Przyzwyczaiła się w końcu do tego, że słodki uśmiech zapewniał jej wszystko i nauczyła się to wykorzystywać. Zresztą, umiejętność subtelnej manipulacji była dokładnie tym, czego od niej oczekiwał, chociaż ona sama wolała działać bezpośrednio, z gracją, jednak nie rozdrabniając się niepotrzebnie. Potrzebowała nieustannie nowych wrażeń, nowych dreszczyków i nie bała się żadnego z postawionych na jej drodze wyzwań. Bezczelnie sięgała po to, co chciała mieć w garści i bawiła się ryzykiem. Czuła zbyt wiele i pragnęła zbyt wiele, a wewnątrz pędziła w niej gorąca krew, która za nic nie chciała okrzepnąć. Nie znała innego życia, więc była posłuszna. Wierzyła w bajkę, w której utknęła i wierzyła w to, że jest człowiekiem, córką, oczkiem w głowie. Kochała i była kochana - to trzymało jej bunt w ryzach. Jednak kiedy okazało się, że wszystko, co kiedykolwiek wiedziała, było tylko kłamstwem, a ona sama eksperymentem, skręciła Tatusiowi kark i podpaliła tę budę. Była wolna.





17 lat,

ponadnaturalne zdolności fizyczne: siła, szybkość, zwinność, przyspieszona regeneracja.

pokój 10.

upiera się, że jej długie nogi, uśmiech i figura są tylko zasługą natury, a nie mutacji...

23 komentarze:

kiraj pisze...

[ Taka ładna karta, jaka brzydka cisza. No cóż, niestety większość ludzi najwyraźniej śpi o trzeciej. Ja piszę co prawda o prawie dziewiątej, ale i tak się przywitam (cześć c:) i zaproponuję jakiś wątek.
Blaise co prawda w Recifle College jest od niedawna, ale jeżeli masz jakiś ciekawy pomysł na powiązanie, to śmiało pisz :> ]

Blaise Teddy Miller

Porcelanowy Chochlik pisze...

[To ja Cie przywitam: dzień dobry i pochwalę za wybór zdjęć! :) W szczególności dwóch ostatnich, które sa po prostu świetne.]

Alicia

Porcelanowy Chochlik pisze...

[Może wystarczy jedynie wziąć to samo zdjęcie ale w większym rozmiarze? :)
No i zapraszam do watku jeżeli masz na takowy chęć i smaczek.]

Alicia

cośtupowinnobyć pisze...

[chodź do taty! <3]
greg.

cośtupowinnobyć pisze...

[na rozpieprzaniu jego ulubionej częsci zamku!]

cośtupowinnobyć pisze...

[no, to jeszcze zacznij i bede szczesliwym człowiekiem xD!]

Ace pisze...

[bang bang, he shot me down
bang bang, i hit the ground
bang bang, taht awful sound
bang bang, my baby shot me down x333]

Porcelanowy Chochlik pisze...

[No to postaram się jakoś sensownie zacząć, jak podałaś taki przyjemny pomysł na wąteczek :). Aha. I ja również widziałam to zdjęciach, gdzieś tam w Internecie, wcięć z pewnością je znajdziesz.]

Nienaturalne. Chore. Popieprzone. Właśnie takie było życie Ali (przynajmniej we własnej, skromnej opinii), która chwiejnym krokiem maszerowała opustoszałymi, ciemnymi korytarzami zamczyska. Czasami mijając jakieś wrzeszczące grupki nastolatków, którzy wracali z wieczornych zajęć lub pojedyncze jednostki, snujące się bezcelowo po marmurowej, lekko popękanej posadzce. A spojrzenie naszej dziewczyny było mętne, nieprzytomne; zaś białe włosy rozczochrane i skołtunione. Tworzące na czubku głowy coś na wzór prowizorycznego, niesfornego koczka, który kołysał się przy każdym - nawet najlżejszym - ruchu głowy. Jednakże dzisiaj nocy twarz Ali wyrażała pewne dziwne podekscytowanie, a ona sama kurczowo ściskała w palcach grubaśny szkicownik, zaś za uchem dziewczyny tkwił ołówek. Natomiast z jej ust - o dziwo! - wydobywało się ciche, ochrypłe nucenie, które przerwała dopiero w chwili, gdy usiadła na niewielkim, aczkolwiek gdzieniegdzie ukruszonym murku, machając beztrosko stopami. Wyglądała teraz, niczym mała dziewczynka lub jakiś przyjazny duszek, kiedy tak siedziała w ciemnościach pochylona nad szkicownikiem, a jej jasne włosy i cera wyraźnie wyróżniały się w mroku.
Stuk, stuk. Stuk, stuk. Pięty butów uderzały i uderzały i murek, a Ala potarła ołówkiem czubek nosa, zerkając na zarys zamku, który był dzisiaj jej modelem. O tak! Noc była piękna i wręcz idealna do uchwycenia szkicu w świetle księżyca!

Alicia

Sasha pisze...

[Wątek z Sashą?]

Sasha pisze...

[Pomysł mam taki, że może Maya zauważy jak Sasha ożywia przedmioty z rysunków i też będzie chciała, aby on jej coś takiego 'wyczarował', a on się nie zgodzi.]

Ace pisze...

[nie podpisałam się? brawo ja...
również masz ciekawą postać, ale jak już zobaczyłam tytuł, to musiałam napisać to, co napisałam ;)]

Reid.

charles pisze...

[To bardzo miła, czytelna, dobrze pomyślana KP. Szacun :)
I wielki plus za tytuł, uwielbiam tę piosenkę!]

Irina

Porcelanowy Chochlik pisze...

Miękki ołówek kreślił z głośnym szmerem grube linie na kartce. Pierwsze kreski dały zarys północnej wieży. Wąska, z niezliczoną liczbą maleńkich okienek oraz szpiczastym zakończeniem dachu. Następnie na kartce pojawił się ogólny zarys zamku, składający się z szybkich, dość chaotycznych ruchów szczupłego nadgarstka. Zaś w centralnym miejscu szkicu zawisła okrągła, jasna plama, która wyłaniała się za popielatych chmur, rzucając srebrne refleksy na powstający dziedziniec. I sekunda za sekundą wszystko nabierało kształtu, smaku i charakteru, stając się doskonałym odzwierciedleniem rzeczywistości. Alicia zadbała nawet o najdrobniejsze szczególiki tj. pokruszone cegły, wijące się ramiona bluszczu czy kocie łby zabawnie sterczące z ziemi i będące zmorą starego ogrodnika. Były tam nawet trzy pojedyncze słoneczniki, jak i krzaki dzikiem róży, które stały tuż obok furtki do szkolnego ogrodu.
- Podoba Ci się? - dziewczyna cicho odchrząknęła i zadała ów pytanie, nie odrywając spojrzenia od grubaśnego szkicownika, który obecnie trzymała na skrzyżowanych, chuderlawych nogach. I nie uczyniła zupełnie nic, aby odgonić niespodziewanego intruza czy choćby go zbesztać za tak bezczelne podglądanie. Zamiast tego cmoknęła i mlasnęła, prostując przygarbione plecy i podwijając rękawy obszernego, beżowego swetra. - Nie uważasz, że światło księżyc powinno również oświetlać ten obszar? - dodała, nie czekając na poprzednią odpowiedź i zakreślając w powietrzu okrąg, aby wskazać odpowiednie miejsce na kartce. Jednocześnie powoli uniosła głowę, przekrzywiła ją na bok i spojrzała na nieznajomą ze zmarszczonymi brwiami i ewidentnym zainteresowaniem. Jak gdyby jej zdanie było dla niej bardzo ważne.

Alicia

Ace pisze...

[ochotę mam, ale gorzej z pomysłem...]

Reid.

Makita pisze...

[Chyba, że jakoś go przekona ;D]

Kolejna paleta zapełniła się żywymi kolorami. Najbardziej dominowały żółty, pomarańczowy i czerwony. Gdzie nie gdzie zielony się przeplatał na skrzydłach ogromnego smoka. Lubiłem smoki. Były takie owiane legendą i tajemnicą, pewnego rodzaju mitem, które ja uwielbiałem obalać.
Na tle innych uczniów wyróżniałem się. Póki co ja i mój dar byliśmy unikatowi. Jedyni w swoim rodzaju. Dlatego też nie chciałem stać w miejscu. Nie lubiłem zastojów. Wolałem iść do przodu, ćwiczyć i rozwijać swoje umiejętności. Pewnego dnia osiągnąć ich apogeum. Na razie czułem, że to dopiero początek mojej drogi. Że jeszcze wiele jest przeszkód przede mną czyha. Ale nikt mi nie mówił, że będzie łatwo. Mówili mi, że będzie warto.
Skupiłem się na rysunku, wodząc po nim palcami dokładnie w każdym zakamarku. Chciałem, aby wszystko było tak jak być powinno. Nie lubiłem niedociągnięć, które później mogły działać na moją niekorzyść. Zawsze tak było. Coś ktoś zrobił niedokładnie i tylko to wystarczyło, aby doszło do jakiejś znowu to nowszej tragedii. Poczułem po palcami jak smok się wypukla i rośnie. Po kilku minutach przede mną stał gigantyczny stwor ze skrzydłami i ogonem. Uśmiechnąłem się lekko do siebie. Cel został wykonany w stu procentach.
- Eee...- zająknąłem się przez chwilę, słysząc pytanie dziewczyny- Trenuję swoje umiejętności- uśmiechnąłem się w jej kierunku- Bo w końcu przecież... trening czyni mistrza, czyż nie?- zapytałem się jej.

Ace pisze...

[nie wiem, czy dobrze zrozumiałam, ale mutację Reida widać i to na kilometr z zamkniętymi oczami po ciemku Oo tak tylko mówię, skoro moja postać cię zainteresowała, no to...]

Porcelanowy Chochlik pisze...

"Dlaczego..." - – sam dźwięk tego pytania rozbudził u Ali mgliste refleksje, które z każdą kolejną myślą wodziła ją za nos, zataczając błędne koło. Oczywiście jest to proste pytanie, na które każdy z nas – Ty, ja czy sąsiad z naprzeciwka – potrafiłby bez problemu odpowiedzieć. Choć z drugiej strony gdyby dłużej się nad tym zastanowić zauważyłbyś, ze nie ma w nim ani grama wspomnianej banalności. Jednak spróbuj zadać sobie to pytanie jeszcze raz. Następnie drugi, trzeci, czwarty…. aż zapadnie Ci ono dobrze w pamięci. Rzekniesz: to głupie! A ja ochoczo przytaknę i z pewnością wspólnie lekceważąco machniemy ręką. A jednak już po chwili wybuchnie w mojej głowie istny armagedon odpowiedzi, które ciężko byłoby uporządkować. Olbrzymi chaos, a w nim kilka cennych perełek.
Tak więc dlaczego kruszynko? Bo tak. Bo lubisz. Chcesz. Kochasz. Bo bezustannie towarzyszy Ci ten irytujący głosik, który szepcze: "maluj! to jedyna normalna rzecz w tym całym szaleństwie!". Totalna paranoja, prawda? Nawet teraz słyszysz jego echo w swojej głowie, wpatrując się w szybkie, stanowcze kreski spoczywające na śnieżnobiałej kartce. Oczywiście jak zwykle nie jesteś w pełni zadowolona ze swojego dzieła, które - nie okłamujmy się - jest cholernie idealne.
- Nie wiem dlaczego rysuje. - wymamrotała, pocierając blady policzek, na którym pozostały ciemne smugi oraz zdmuchnęła jakiś niesforny, biały kosmyk. Jednocześnie zmarszczyła brwi i odwróciła wzrok od nieznajomej, przenosząc go na kartkę. - Może dlatego że nie potrafię grać na skrzypcach lub robić salta. To jedyna rzecz, która naprawdę mi wychodzi. - dodała, a przez jej usta przemknął łagodny, może nawet zadowolony półuśmiech. Tak, malowanie czyniło ją szczęśliwą oraz pozwalało zapomnieć o tym, co złe i bolesne.

Alici

YourFuckingSunshine pisze...

[Ja odnośnie pomysłu, który podrzuciłaś pod kartą. Podoba mi się, mogłaby z tego być nawet ciekawa znajomość.
Tylko u mnie jest pewien problem - zaczynanie. Dlatego może Ty zaczniesz? Proponuję jakąś salę, której nasza dwójka używałaby do ćwiczeń, mogliby być po ćwiczeniach i by odpoczywali, albo nawet w trakcie.
Więc jak będzie?]

Leon

Rukia pisze...

[ A jak najbardziej. Declan nie pogardzi uwielbieniem od takiej ślicznej dziewczyny :) Zresztą, Smitty sam będzie za nią się ubiegał. Może starać się o Mayę, ale ona nie jest szczególnie nim zainteresowana.]

Declan Ward.

Makita pisze...

-Tak. Ja to nazywam umiejętnością ożywiania sztuki. W każdym znaczeniu tego słowa- uśmiechnałem się lekko. Potrafiłem ożywić obrazy, rzeźby i jeszcze inne nieopisane rzeczy. Na początku mnie to przerażało, ale teraz już mniej. Przyzwyczaiłem się do tego stanu rzeczy. Zaakceptowałem u siebie to, że jestem trochę inny od zwykłej, normalnej, szarej maści ludzi. Widząc jak ta podchodzi, smok stanął przy mnie. W gotowości, aby mnie obronić, gdyby ta miała wobec mnie złe zamiary.
- NIe tylko przebudzam smoki. Potrafię też ożywić rośliny, rzeczy. Pomniki też, czy rzeźby- zaśmiałem się cicho- Jestem Sasha, przedstawiłem się, wyciągając w jej kierunku swoją dłoń- A ty jak się nazywasz?- zapytałem z czystą ciekawością w głosie.

Ace pisze...

[ach, on ukrywał swoje skrzydła, jak jeszcze mieszkał w Darwinie xd odkąd jest w Recifle już nie :D więc tak, zdecydowanie tylko pierwsza część xd zaczniesz?]

Reid.

YourFuckingSunshine pisze...

[Pewnie, że może być ♥]

Potrzebował tego palenia w płucach i drżących od wysiłku mięśni. Odczuwał w tej chwili wręcz błogostan, a był przecież prawie na skraju swojej wydolności, wiedział na ile może sobie pozwolić, ale uwielbiał tą granicę przekraczać za co oczywiście płacił już niejednokrotnie.
Dobrze było się zmęczyć, bo to nie pozwalało na myślenie, na rozgrzebywanie wszystkiego po raz tysięczny. Teraz było więc doskonale, nie przeszkadzał mu nawet fakt, że wylatujący z jego ciała, któryś z kolei pociski uszkodziły trochę jego klatkę piersiową, to była norma, o której świadczyć mogły chociażby liczne blizny na jego ciele.
Starał się uspokoić oddech, ale ten jak na złość galopował prawie równo z bijącym mocno sercem. Przesunął palcami po zmierzwionych włosach, które na skutek ćwiczeń zaczęły żyć własnym życiem.
Rozejrzał się po pomieszczeniu i zlokalizował swoją koszulkę, podszedł do niej i narzucił na siebie. Nie było mu oczywiście zimno, jego ciało i tak miało prawie zawsze obniżoną temperaturę, chodziło tu raczej o to, że nie lubił pokazywać swoich blizn za bardzo, bo te świadczyły o jego nieudolności i jeszcze niecałkowitym opanowaniem własnych mocy.
Spojrzał na swój ruchomy cel, na Mayę w chwili, kiedy się odezwała.
- Ta – mruknął tylko w odpowiedzi i w kilku krokach pokonał dystans dzielący ich dwójkę.
Przyklęknął przy siedzącej na parapecie dziewczynie i bez ostrzeżenia zagłębił palce w ranie w poszukiwaniu naboju. Cóż… nie słynął z delikatności, to prawda, chociaż krzywdy dziewczynie też nie chciał zrobić.
Kula jak na złość prześlizgiwała mu się między palcami, była śliska przez krew, ale w końcu udało mu się ją uchwycić. Przyjrzał się jej z zainteresowaniem, wiedział że to mu się nigdy nie znudzi, nienawidził swoich umiejętności, ale potrafił podziwiać to, jak duże zagrożenie tworzą, nawet dla niego samego.
Odłożył pocisk na parapet, tuż obok Mayi i podniósł się, choć tak gwałtowny ruch był w jego przypadku i w tej chwili raczej niewskazany. Jego ciało było chyba w trakcie odpłacania mu za takie mordęgi.
Przymknął powieki, musiał dać sobie radę, bo nie przypadała mu wizja rzygania krwią i nabojami przy blondynce, któryś już raz z resztą. Tak na wszelki wypadek oparł się bokiem o parapet.

[Mam tylko nadzieję, że ja nie spartoliłam.]
Leon

Porcelanowy Chochlik pisze...

Alicia zmarszczyła brwi, a ołówek kilkukrotnie uderzył w brzeg kartki. Jednocześnie dziewczyna zamachała bosymi stópkami, trącając piętami swoje miętowe, znoszone i gdzieniegdzie brudne trampki. Raz z razem. Aż wreszcie uniosła głowę ku górze i spojrzała wprost w oczy nieznajomej. Pocierając przy tym czubek nosa, na którym pozostawiła szare plamy, jak i delikatnie zaczerwienienie.
- Potrafię? - powtórzyła, wydymając policzki i odgarniając pojedyncze, białe kosmyki, które wymknęły się z niesfornego koczka, który kołysał się na czubku głowy naszej chudzinki. - Pytasz o mój dar, prawda? - zapytała po krótkiej chwili, odwracając wzrok na ciemny i lekko rozmazany zarys zamczyska. Zaś jej dłonie nerwowo skubnęły rozciągnięty, obszerny rękaw popielatego swetra, by wreszcie rozmasować prawy nadgarstek o wystających kosteczkach i przebijających przez skórę fioletowych żyłkach.
- Moja moc polega na czymś zupełnie innym, a TO... - tutaj Ala wskazał znacząco na grubaśny szkicownik, jak i własne dzieło, któremu posłała krytyczne, niezadowolone spojrzenie spod przymrużonych, jasnych rzęs. - ...pozwala mi się odprężyć, zrelaksować czy wyciszyć. To coś jak gra w szachy, zbieranie znaczków czy codzienny trening. - wytłumaczyła, podciągając patyczkowate nogi na murek i krzyżując je w taki sposób, aby utworzyć z nich idealna podstawkę na szkicownik, który zaczęła powoli kartkować, pokazując nieznajomej kolejne "obrazy". A były tam nie tylko krajobrazy, martwa natura czy zmyśle abstrakcje, lecz również portrety ludzi.

[Nic się nie stało :)]
Alicia