poniedziałek, 15 lipca 2013

WILLIAM O`DONNEL - Jest żeby pomóc, jest żeby pogadać, jednak prosze nie zdenerwuj go bo będzie mu z tym źle.

Witam, w dniach od 09.08.2013 do 11.08.2013 nie będę online na blogu, wyjeżdżam na konwent do Wrocka. Wiąże się to z tym, że nie będę mógł odpisywać w tym czasie. Po powrocie postaram się jednak szybko odrobić zaległości.

WILLIAM O`DONNEL
32 lata
szkolny psycholog
pokój w akademiku: 1 dla personelu.


"Forget the horror here
Forget the horror here
Leave it all down here
It's future rust and it's future dust
I'm the fury in your head
I'm the fury in your bed
I'm the ghost in the back of your head
Cause I am...
I'm the fury in your head
I'm the fury in your bed
I'm the ghost in the back of your head
"



Moc
- Pirokineza (władza nad ogniem i temperaturą) Moc, która idealnie wbiła się w jego życie przez to jaki jest na prawdę, niepewny w utrzymaniu swojej psychiki tak jak gasnący płomień. Jednocześnie jednak łatwo wyprowadzić go z równowagi jednak obecnie panuje już nad tym darem.
- "wyczuwanie intencji" talent nad którym Will pracuje, polega on na wyczuciu intencji i emocji 2 osoby -  czyli coś co bardzo pomaga i pomogłoby mu w dalszej pracy z osobami przebywającymi w zamku.


Coś o nim
Typ samotnika, trzyma się na uboczu i zazwyczaj jest dość milczący. Po szkole snuje się jak cień. Wychodzi ze swojego gabinetu najczęściej wtedy, kiedy czajnik elektryczny odmówi mu posłuszeństwa lub w szkole odbywa się jakaś poważniejsza sprawa, która wymaga jego wglądu.

Uwielbia spokój i ciszę.

Irytują go bójki, ale generalnie to w każdej rzeczy umie znaleźć coś, co mu się nie podoba. Często można odnieść wrażenie, że do pracy przychodzi za karę lub z łaski, bo momentami pomimo swojej niechęci do aroganckich odzywek sam używa ich w rozmowach z uczniami. Z trudem hamuje wściekłość oraz złość. Łatwo go rozgniewać, dużo trudniej przekonać do siebie po wcześniejszym, celowym zirytowaniu. Człowiek-zagadka, bo znaczna część uczniów nie wie poza nim nic, oprócz tego jak się nazywa.

Przez parę ostatnich lat stara się jednak coraz bardziej pomagać dzieciakom i każdemu kto akurat potrzebuje jego interwencji, bądź po prostu czasu do rozmowy. Bardzo lubi słuchać, dopóki nie opowiadasz głupot. Właściwie wychował się w tej szkole, był tu już od wczesnych lat dzieciństwa i najzwyczajniej nie chcę, aby kogoś spotykało coś złego jeżeli można temu jakoś zaradzić.


"Quiet the fury in your head
Quiet the fury in your bed
I'm the ghost in the back of your head
Cause I am...
Quiet the fury in your head
Quiet the fury in your bed
I'm the ghost in the back of your head"


============================================================
Cytaty pochodzą z piosenki zespołu Foals "Spanish Sahara"
Data aktualizacji: 08.08.2013



112 komentarzy:

kiraj pisze...

[ Doczekałam się mojego Williama! Miło, że ktoś zdecydował się go przejąć. Ajaj, wątek koniecznie. Pogadanka z Fabianem po bójce będzie okej, czy chcesz coś innego? ]

F. E. Maverick

Irony pisze...

[Hugh Dancy! Od razu mam przed od oczami jego kreację w "Hannibalu". To co? Wątek może?]

Irony pisze...

[Skoro to szkolny psycholog, to na pewno ma styczność z Lilyą. Może będzie próbował jakoś na nią wpłynąć, robić z nią terapie? No i będzie się dowiadywał stopniowo o tym, przez co przeszła. Co Ty na to?]

Annie M. pisze...

[Witam. Uwielbiam postacie psychologów, toteż nieśmiało pytam o wątek. Sądzę, że mojej Ann przyda się rozmowa ze specjalistą c:]

zawrót głowy. pisze...

[witam serdecznie!]

Amelie.

kiraj pisze...

Krzyki Fabiana było słychać na pół szkoły. Wykorzystywał do tego odrobinę swojej mocy, ale oczywiście nie przyznał się do tego, bo miałby przez to lekkie problemy nie tyle z nauczycielami co z dyrekcją szkoły. Może nawet wezwaliby rodziców? Pierwsze spotkanie oko w oko od roku. Aż wzdrygnął się, co jakiś czas pociągany za bolące ramię przez nauczyciela który odciągnął go od drugiego delikwenta.
- Cześć, Willu~ - mruknął nie siląc się na uśmiech, wyrwał się nauczycielowi i zawarczał na niego nisko. Widocznie ten nie miał ochoty wdawać się z nim w dyskusję i poszedł do drugiego awanturnika. Cóż, tamtym też wypadałoby się zająć, co nie?
- Też cholernie miło cię widzieć. Co do sprawy to sam zaczął, nie zadawaj tych głupich pytań po raz enty - burknął na powitanie. Nie znosił wywiadów Williama, ale rodzice nakazali mu się z nim spotykać, żeby ktoś miał na niego oko podczas kiedy oni będą zbyt daleko, aby to zrobić.
- Gdyby nie nazwał mnie pedałem, to nie dostałby w ryj, sam się poprosił, to teraz ma złamany nos - parsknął w dość opryskliwy sposób. Fabian był porywczy, a takie docinki ze strony tamtego chłopaka po około pół roku dały o sobie znać i oto skutek. Chłopaka musi opatrzyć pielęgniarka, a może nawet lekarz, podczas kiedy Fabian tylko się złości i parska jak niezadowolony kocur.

F. E. Maverick

Paskudny Sierściuch pisze...

[Hej, nie widzę zdjęcia, to smutne... Ale wątek i tak chcę.]

Santiago

cisza. pisze...

[Serdecznie witam na blogu ;)]
Katherine

Paskudny Sierściuch pisze...

[Mogą sobie pogadać, jak psycholog z psychiatrą z wykształcenia :) Czy coś w tym stylu.]

Santiago

cisza. pisze...

Została wezwana do gabinetu psychologa. Nie miała pojęcia dlaczego i po co. Przecież niczego nie zrobiła. Ostatnio była nawet wyjątkowo grzeczna, a jej moc była spokojna. Zapewne chcieli tylko zrobić rutynowe badania uczniom. W końcu to nie była taka zwyczajna placówka kształcąca.
Niepewnie weszła do gabinetu, po czym zajęła ogromny fotel. Miała wrażenie, że się w nim topi, a przecież wcale taka malutka nie była.
Przypatrywała się mężczyźnie z zaciekawieniem. Wyglądało na to, że miała rację. Po prostu miał z nią porozmawiać i tyle.
- Dobrze? - odpowiedziała z wahaniem. Przecież nie będzie mu opowiadała o wszystkim, co się działo przez ostatnie dni. - Ładny zegarek - wypaliła w pewnym momencie, zerkając na nadgarstek mężczyzny. Wątpiła, że to na długo odciągnie jego uwagę od rozmowy o niej, jednak dzięki temu Kat zyskałaby chociaż trochę na czasie.
Nie lubiła mówić o sobie. Zarówno o przeszłości, teraźniejszości, jak i o planach na przyszłość. Takie rozmowy często przyprawiały ją o zły humor i przeważnie tylko czekolada pomagała jej odzyskać dobry nastrój.

Katherine

Pandora Psyche Kuro pisze...

[ Jakiś wątek z nieśmiałą panią profesor ? Pandora ma manie bycia potrzebną ale w prywatnych kontaktach z innymi nie radzi sobie zbyt dobrze do tego ma medycynofobie i jak tylko widzi lekarza przechodzą ją ciarki i zwiewa, gdzie pieprz rośnie. Jest to dość ciężka przypadłość, gdyż jako nauczyciel sztuki obrony czasami zostaje ranna podczas swych zajęć. Jednakże psycholog nigdy nie kojarzył jej się z doktorem w białym kitlu dlatego też w stosunku do niego jej fobia nie działa. Może kilka sesji okiełznało by trochę jej zdziczałą Psyche ]

zawrót głowy. pisze...

[chyba mam pomysł, ale musisz mi powiedzieć czy pan William mógłby sobie pewnego razu lunatykować?]

Amelie.

Aleksandra Krajewska pisze...

[No Calipse do psychologa chodzić musi, ale biedny Will - będzie opowiadać głupoty]

Porcelanowy Chochlik pisze...

[O rany! Nie spodziewałam się, że ktoś wykorzysta ten wizerunek! Wielki, gigantyczny plus za to :)
A jako, że Alicia czasami bywa u psychologa, jak osoba aspołeczna i małomówna, można wykorzystać to w wątku. Chociaż z pewnością masz już mnóstwo takich propozycji. Możemy więc przenieść to gdzie indziej... Np. Ala może dostać krwotoku z nos (dość silnego) i William zauważy kropeczki krwi na ziemi i idąc ich śladami wejdzie do łazienki i zobaczy naszą biedaczynę, która na jakąkolwiek propozycję pomocy zareaguje agresją.
Co Ty na to?]

Alicia

kiraj pisze...

- Strasznie wylewny jesteś dzisiaj - burknął, odchylając się lekko na krzesełku. Westchnął, serio nie miał dzisiaj ochoty wykłócać się z Williamem. Normalnie nie miał na to ochoty, a dzisiaj w dodatku jeszcze sił również mu brakowało. Nawet posiadane argumenty nagle wydały mu się być głupie i zrezygnował z ich powtarzania jak co każdą bójkę w której brał czynny udział.
- A ty co byś zrobił gdyby nazwali cię "pedałem" albo "ciotą"? Cieszyłbyś się, czy starał obronić własny honor jak ja? - warknął w końcu, uznając że to będzie chyba najlepszy sposób na przekonanie mężczyzny o swojej choćby częściowej niewinności.
- Jesteś okropny, wiesz? Tylko mnie tak niańczysz i robisz to żeby mnie zdenerwować czy jesteś taki cholernie lojalny moim rodzicom, co? - parsknął.

F. E. Maverick

Aleksandra Krajewska pisze...

Kiedy dostałą zawiadomienie, że powinna przyjść, zjawić się w jego gabinecie, nie wahała się. Miała nadzieję, że ktoś w końcu jej pomoże, przywrócić pamięć, zrobić coś by przestałą być dzieckiem, by w końcu zaczęłą wszystko pojmować, jak normalny człowiek - nie robot. Na prawdę jej na tym zależało.
-Z-kt345- to jedyne inne moje imię, ale chyba wole Calipse... brzmi bardziej człowieczo?- westchnęła cichuteńko rozglądając się po jego gabinecie. Może to tak nie wypada, gapić się na wszystko co się tu znajduje, ale skąd ona mogłą wiedzieć co wypada, a co nie?
-Zrozumiałam - odpowiedziała, jak robot przyjmujący kolejne wiadomości do zakodowania
-Nawet dobrze, choć nie lubie jak wyzywają mnie od dzieci.

Pandora Psyche Kuro pisze...

To było zalecenie od dyrekcji. Niby nikt jej nie zmuszał, niby pozostawiono jej wybór. Jednak wiedziała, że jeśli nie spróbuje to potem będzie mogła mieć pretensje tylko do siebie samej. Choć pewnie gdyby gabinet szkolnego psychologa wyglądem przypominałby jeden z tych, które odwiedziła w Japonii to uciekłaby bez słowa. Jednak pokój ten odbiegał bardzo od standardowych pomieszczeń szkolnych. Można powiedzieć, że wręcz zachęcał do tego aby pozostać w nim na dłużej. Emocje towarzyszące jej przed wejściem nieco opadły a uśmiech, którym mężczyzna ją przywitał troszeczkę ją ośmielił.
- Hai, proszę się mną zająć - powiedziała jeszcze lekko drżącym głosem ukłoniwszy się jak to było w japońskim zwyczaju

Porcelanowy Chochlik pisze...

Kap, kap...
Z ust drobnej, wychudzonej kobieciny wyrwał się głośny jęk. Niech to szlak! Zaś jej trupio-bladą twarz wykrzywił grymas złości. A ręce i uda pokryła gęsia skórka, kiedy ta ujrzała swoje zamglone odbicie. Rozczochrane włosy, podkrążone oczy;, drżące, sine dłonie; ogromna garść szarego papieru; szkarłatna krew widniejąca nie tylko na twarzy czy brodzie, lecz również na koszulce, umywalce oraz śnieżnobiałej posadzce. Istne pobojowisko! Jakby ktoś zarżnął w łazience biednego świniaka.
- Błagam, dosyć. - Alicia cicho sapnęła, odchylając głowę do tyłu i starając się zatamować niekończący krwotok z nosa. A jej słaby, zachrypnięty głos nabrał płaczliwej (może nawet histerycznej) nuty. Jeżeli zaraz nie weźmie się w garść to dostanie spazmów i zacznie się dusić. Oddychaj głęboko! Wszystko będzie dobrze. - Tylko nie wpadaj w panikę. - dokończyła, wypowiadając owe zdanie na głos i przymykając powieki. Nie chciała tego widzieć. Mdliło ją od metalicznego zapachu krwi, która cienkim strumyczkiem ściekała jej pomiędzy palcami wprost na ziemię.
I właśnie wtedy usłyszała skrzypienie drzwi, a jej oczy napotkały spojrzenie szkolnego psychologa. O nie! Tylko nie to! Ala po raz kolejny cicho jęknęła, biorąc kilka świeżych listków papieru, który niestety niewiele zdziałał w konfrontacji z fontanna krwi.
- Sądzę, że już teraz ma Pan doskonały widok, prawda? Brakuje jeszcze kubełka popcornu i poczułby się Pan jak w kinie grozy. - wydukała, nie siląc się na grzeczność, na którą nie miała teraz po prostu siły i chęci. O ironio! Aby tylko nie zemdlała!

Alicia

Jaspis pisze...

[Witam :) Cóż, pan psycholog bardzo Elizabeth się przyda, nawet jeśli ona uzna to za totalną głupotę... Można uznać, że skierowano go do niej dopiero pierwszy raz, więc zobaczymy, co by nam z tego wyszło :) Na dodatek pan psycholog ma na imię tak samo jak jej zmarły przyjaciel, a w sumie to i ukochany, więc tym bardziej zareagowałaby na jego obecność dość impulsywnie. Jeśli taki pomysł by Ci odpowiadał, zapraszam pod kartę Elizabeth :)]

Elizabeth Thompson

Abigail pisze...

[Wątek z szaloną panią od PO?]

cisza. pisze...

Magiczny zegarek? To by było coś! Katherine nawet by się niespecjalnie zdziwiła, gdyby przedmiot posiadał jakieś tajemnicze moce. W końcu byli w szkole dla mutantów, tutaj mało co potrafiło zadziwić.
- Wiem. Wybacz, że utrudniam pracę, jednak nie lubię opowiadać o sobie - wzruszyła ramionami. Większość psychologów kojarzyła jej się z wrednymi osobami, wyciągającymi pieniądze od jej matki. Nie umieli jej pomóc i tak właściwie do niczego się nie przydawali. Banda kretynów, goniących za bogactwem. - A może, panie psychologu... - położyła na to słowo nacisk, będąc wyraźnie rozbawioną. - spróbujesz coś zrobić, żeby zachęcić mnie do mówienia. Zawsze ciekawiły mnie te sławne metody na upartych, o których słyszałam - uniosła brew do góry, patrząc na niego wyzywająco.

Katherine

Abby pisze...

[Może wypad na kawę? Albo jeszcze lepiej ;)]

cisza. pisze...

Nie chciał się z nią bawić, szkoda. Coś czuła, że w ich relacjach cały czas będą mieli pod górkę. Ale trudno, nie zawsze może być łatwo, czyż nie?
- Bo tak jest łatwiej - powiedziała, opierając głowę o dłoń. Przypatrywała się cały czas mężczyźnie. Wydawała się czujna, jakby czegoś się obawiała. - Z mocą jest w porządku. Przynajmniej na tą chwilę - odparła, tupiąc stopą w podłogę. W tym momencie tylko ten dźwięk rozchodził się po gabinecie.

Katherine

Aleksandra Krajewska pisze...

Odwzajemniła delikatnie uśmiech i spojrzała w końcu na niego. Może zorientowała się w końcu, że właśnie tak wypada? Kto wie.
-O wiele lepiej- przytaknęła delikatnie głową i zagryzła wargę. Jak już miała w zwyczaju.
-Nie mogę mówić, że jest aż tak źle. Racja, są osoby, które uprzykrzają mi życie, ale są też tacy, co są mili - przyznała i pokiwała głową spoglądając na jego złączone dłonie. - Mogło by się wydawać, że jesteśmy podobny, bądźmy szczerzy jesteśmy inni...- powiedziała i zerknęła na figurkę na jego biurku - przypuśćmy, że taką ma. Obserwowała ją uważnie. Jak jakąś ciekawostkę.
-A Co pan może? Jak mi niby pomóc?
Calipse

Abby pisze...

Z kantorka z wiatrówkami wyszła jedynie dlatego, że zabrakło jej kawy. A w pokoju nauczycielskim mieli jej pod dostatkiem. Akurat miała tak zwane okienko. Zaparzyła sobie kawy z automatu, napawając się jej zapachem.
- Aloha- przywitała się, śmiejąc się- A nic ciekawego. Oprócz tego, że dzieciaki znowu o mało co nie zrobili sobie z tyłków cedzaków, to ogólnie jest dobrze- upiła łyk napoju- A co Ciebie tutaj sprowadza?

cisza. pisze...

- Tak się mówi - odparła na jego słowa. Wiele osób jej mówiło, żeby zaakceptowała swoją przeszłość, ale czy oni o niej wiedzieli? Łatwo było rzucać słowa na wiatr, kiedy nie miało się złych wspomnień. Przecież innym zawsze lepiej jest mówić.
Nie chciała go zdenerwować, jednak jak widać jej irytująca osobowość musiała dać o sobie znać. Katherine postanowiła, że nie będzie niczego ułatwiać psychologowi. W końcu powinien sobie radzić z trudnymi przypadkami.
- Testuję jej zakres do czasu, gdy nie postanawia się ze mną pobawić - powiedziała z radosnym uśmiechem, w którym już na pierwszy rzut oka można było dostrzec fałszywą nutę.

Katherine

M. Aristow pisze...

[Hej, może wątek? Miszy przydała by się rozmowa z psychologiem(albo może z psychiatrą bardziej), nie mniej jednak jakaś rozmowa z kimś kto będzie słuchał może się przydać, o ile zechce gadać.]

Aristow

Abby pisze...

- Po prostu zaprowadziłam dzisiaj pierwszaków na strzelnicę, co chyba nie było zbyt dobrym pomysłem, bo zachowywali się jak banda dzikusów z buszu- powiedziała zażenowana ich postawą- A w kantorku mi zabrakło kawy. W prawdzie ta nie jest jakaś super-ekstra-odlotowa, ale da się przeżyć. Jak to mówią moi chłopcy z trzeciej 'a'... Ujdzie w tłumie. I niestety muszę Ciebie rozczarować, ale nie ma tutaj normalnej kawy. Ale możemy na nią wyskoczyć, jeżeli masz ochotę.

cisza. pisze...

- Niby jakieś doświadczenie powinieneś mieć - przyznała, niespodziewanie przechodząc na "ty". Jakoś nie lubiła tych wszystkich formalnych zwrotów. Szczególnie, jeśli ktoś chciał wyciągnąć z niej jakieś informacje.
Wyczuła podwyższenie temperatury w pomieszczeniu. Może nie zrobiło się jakoś specjalnie gorąco, ale nawet takie drobne zmiany nie umykały uwadze panny Black, która nauczyła się całkiem dobrze obserwować otoczenie. Musiała to robić przy tylu ludziach z różnymi mocami.
Zaciekawiona wychyliła się w swoim fotelu dzięki czemu ujrzała dwie kulki za plecami psychologa. Po chwili wróciła do poprzedniej pozycji, patrząc z zaciekawieniem na mężczyznę. Jej brew uniosła się w irytujący sposób do góry.
- Czyżby ktoś chciał pomagać innym, samemu mając problemy? - spytała z rozbawieniem. W końcu nie stworzył tych kul, ot tak, dla zabawy. Przynajmniej tak jej się wydawało. Gdyby było inaczej, nie chowałby ich za plecami.

Katherine

M. Aristow pisze...

Kiedy kazano mu iść do psychologa mało się nie roześmiał. Nie wiedział szczerze poco ma tam iść, nie chciał z nikim gadać.
Usiadł na krześle i skrzyżował ręce na torsie, samą już postawą okazywał nieufnąć i ostrożność. Słuchał słów mężczyzny, gdy ten zamilkł zapadła po prostu cisza.
Patrzył na niego, ale spojrzenie miał nieobecne. Nagle jednak coś się zmieniło, złota tęczówka pociemniała nieco, a on zamrugał.
- co ja na to? a co mam powiedzieć, muszę odpowiedzieć na to co pan chce, pewnie i tak moja odpowiedź zostanie zapomniana jak usłyszy pan kilkanaście innych - odezwał się z wyraźnym akcentem. Jego głos nie miał w sobie żadnych emocji, był pusty całkowicie. Może dlatego że chłopak czuł się jakby znów był w Rosji, w miejscu którego szczerze nienawidził.

Abby pisze...

- Ja znam jedno takie dosyć dobre i spokojne miejsce, gdzie można byłoby napić się porządnej kawy- powiedziała, uśmiechając się, po czym podeszła do wieszaka, a jej kucyki śmiesznie podrygiwały. Wzięła swoją kurtkę- No to chyba nie ma na co czekać?- zapytała- Pięć kilometrów od akademii jest miła kawiarnia.

cisza. pisze...

- Wariat leczy wariatów - wymamrotała pod nosem, jednak nie miała żadnej pewności o tym, czy mężczyzna usłyszał jej głos.
Przyglądała się z uwagą kulom. Zapewne władał ogniem albo jego moc polegała na czymś, co szło w tym kierunku. Katherine wpatrywała się z zainteresowaniem w ogień, na chwilę zapominając o tym, gdzie się znajduje. Żywioły zawsze ją fascynowały. Były niebezpieczne i nieprzewidywalne. Zupełnie jak jej moc, kiedy wyzwalała się bez jej woli.
- Czy ja ją kiedyś opanuję? - spytała w pewnym momencie, zerkając w oczy psychologa. Trudno było powiedzieć, czego w nich szukała. Może jakiegoś zapewnienia lub obietnicy na lepszą przyszłość? Kto wie? Nie skonkretyzowała swojego pytania, ale widząc w jakim kierunku poszła uwaga Black, łatwo można było się domyślić, co dziewczyna ma na myśli.

Katherine

M. Aristow pisze...

Obserwował go chwilę, później nieco się przesunął. Przygarbił się i oparł łokcie na kolanach. Na chwilę wbił wzrok w podłogę.
- a jaką ma pan moc ? - spytał nagle, wbijając w niego wzrok.- wątpię by pan mógł mi pomóc w jakikolwiek sposób - stwierdził po chwili. Nie chcial pomocy od nikogo bo nie ufał innym i nie chciał mówić o tym z czym ma problem.
- ankiety są beznadziejne, dziewięćdziesiąt procent osób będzie pewnie robiło na odwal - mruknął poważnie.

Porcelanowy Chochlik pisze...

Zajebiście. Normalnie zajebiście. - to właśnie ów myśl przemknęła przez głowę naszej kruszyny, kiedy ta poczuła ciepłą dłoń mężczyzny na swoim ramieniu. I chociaż jeszcze kilka sekund temu planowała go odepchnąć przy jakiejkolwiek próbie pomocy to zachowała się wręcz odwrotnie, kurczowo przylegając plecami do jego torsu. Natomiast głowę ułożyła na jego ramieniu, wpatrując się w śnieżnobiały, lekko popękany sufit oraz oddychając zgodnie z cichym, rytmicznym dźwiękiem pstrykania. Raz za razem. Czując jak szkarłatna ciesz spływa między palcami, lepiąc się i przyprawiając o mdłości.
Kap, kap. Kap, kap...
Alicia przymknęła powieki, przekładając cały ciężar ciała na biednego psychologa, który popełnił przeogromny błąd decydując się na tak heroiczny czyn. Nie tylko straci cenny czas, lecz również otrzyma jedynie wdzięczność i ubrudzoną koszulę. Nic więcej. Nie m to jak udany dzionek, prawda?
- Zimno mi. - bąknęła, a jej głos był nosowy i lekko stłumiony poprzez garść szarego papieru, który na reszcie zdołał powstrzymać morderczy krwotok. Jednocześnie zaczęła drżeć nadal nie otwierając oczy, jak gdyby czekała na jakiś sygnał czy znak, iż może się wyprostować i zmierzyć z własnym, żałosnym odbiciem w lustrze.

Alicia

Jaspis pisze...

Nikt nie powiedział jej o wizycie psychologa. Nikt nie wspomniał ani słowem o tym, że dzisiejszego popołudnia ktoś ją odwiedzi. Może to i lepiej? Gdyby ją uprzedzono, Elizabeth protestowałaby głośno. Nie miała ochoty na to, by ktoś badał jej wnętrze i zagłębiał się nad jej jestestwem. Sama dobrze wiedziała, co jej jest i tak jak nie była pewna co do tego, czy jej ciało kiedykolwiek zostanie uleczone, tak wiedziała, że w przypadku duszy wystarczy czas. Dużo czasu.
Kiedy do jej pokoju wszedł obcy mężczyzna, kobieta akurat przeciągała się leniwie, siedząc po turecku na podłodze. Usłyszawszy dwa kluczowe, wypowiedziane przez niego słowa: Will oraz psycholog, zamarła z wyciągniętymi rękoma, wlepiając w niego wzrok, a w jej jasnych, zielonych oczach wyraźnie malowała się panika. Powoli opuściła ręce, dłonie zaś ułożyła na kolanach i zacisnęła wargi, które przypominały teraz białą kreskę.
Dziś był jeden z tych lepszych dni, kiedy to ciało zbytnio jej nie doskwierało, kiedy nie wstrząsały nią drgawki, kiedy miała siły i nic nie bolało. Kiedy mogła w miarę normalnie funkcjonować.
- Dzień dobry - rzuciła chłodno, nie chcąc pokazać, jak bardzo poruszyła ją jego obecność. A raczej jego imię. Fakt ten przyćmił nawet to, że miała do czynienia z psychologiem, czego za żadne skarby nie chciała. Jednak jego imię...
William. Mój William. Ale jego już nie ma...
Wtem spojrzenie kobiety stało się wrogie. Jakby mężczyzna z tym imieniem, z tym tak okropnym imieniem chciał wepchać się z buciorami w jej życie.

Elizabeth Thompson

Abby pisze...

- Zobaczysz, jeszcze kiedyś mi za ten spacer podziękujesz. I Twoje kości także- zaśmiała się- Spacery są dobre dla zdrowia i dobrze wpływają na kondycję. A jak tak będziesz cały czas siedział, to na starość będzie Ci ciężko- wyszli z pokoju nauczycielskiego.

M. Aristow pisze...

Popatrzył na kule ognia, jego do tej pory matowe oczy teraz zalśniły wyraźnie, zwłaszcza złotawa tęczówka. Znał wiele osób które bały się ognia, ale on szczerze uwielbiał. Machnął lekko ręką, kule zmieniły się w jedną dużą. Przyciągnął ją do siebie i wsunął rękę w ogień który nagle stał się niebieski.
- nie wątpię w chęć pomocy, ale w to że możesz mi pomóc - odparł poważnie. Wygasił ogień i skrzyżował znów ręce na torsie, siedział wygodnie na krześle.- Jak czuję się w szkole, cóż nie jest źle...wolę tutaj być niż w jakimś innym miejscu, a jak radzę sobie z opanowaniem mocy, bardzo dobrze dopóki nie próbuje wytworzyć czarnego ognia - odpowiedział mu na te dwa pytania by nie przeciągać tego.

Anonimowy pisze...

[ Może pogadanka ze szkolnym psychologiem po tym jak poraziła dziewczynę prądem? :D ]


Gąbunia Corunia

M. Aristow pisze...

Zerknął na świeczkę, zaraz wrócił wzrokiem do mężczyzny.
- jak dla mnei ten ogień powinien pozostać w mitach, jest zbyt destrukcyjny - mruknąl ponuro.- co z nim nie tak....głównie to że nie można go opanować, wyrywa się spod kontroli i pochłania wszystko na swojej drodze - odparł. Przysunął sie z krzesłem do biurka, oparł łokcie na krawędzi blatu. Złączył nieco dłonie by zaraz odsunąć sie powoli od siebie. Między jego dlońmi pojawił się czarny płomyk, szybko sie powiększał.- na początku niebieski ogień parzył strasznie, ale później to minęlo...to samo jest z tym, jednak im jest silniejszy tym mocniejsze oparzenia się pojawiają - powiedzial spoglądając na mężczyznę. Powiększył jeszcze płomień, a później wygasił gwałtownym gestem. Odsunął się.- naprawdę myśli pan że może mi pomóc? nie zna pan tego ognia - mruknął. Zastanowił się chwilę.- nie znam też emocji, uczuć tych które każdy zwyczajny człowiek, a nawet mutant powinien znać...wyciszono to u mnie na prawie osiem lat - dodał. Nie wiedział czemu nagle tak o tym mówi, wcześniej raczej unikał rozmów na ten temat.

Anonimowy pisze...

Czy Cora wszystkim musiała tłumaczyć, że to był przypadek? Przecież nie była taką psychopatką aby kogoś razić prądem i do tego na terenie gdzie jest pełno osób w tym nauczycieli. Dlatego gdy usłyszała słowa szkolnego psychologa poczuła jak zaczyna trafiać ją cholera. Pomiędzy jej palcami pojawiła się niebieska wiązka ale panna Brigth szybko zacisnęła dłonie w pięści i starała się jej pozbyć. W końcu tego jeszcze brakowało aby poraziła szkolnego psychologa.
- Mówiłam już chyba ze sto razy, że to był przypadek. Nie wiem od kogo mam tą zdolność. Zdenerwowałam się. Nie celowałam w nią to samo wyszło ze mnie. - powiedziała na swoje wytłumaczenie. Wszyscy nauczyciele zdawali sobie sprawę z jej daru i byli nieco przerażeni.


Cora elektorda

Anonimowy pisze...

Cora westchnęła cicho i usiadła na tym jednym z krzesełek koło jego biurka. Co mu miała powiedzieć? Zastanawiała się jak to ująć w słowa.
- Po prostu usłyszałam złe słowa na mój temat, zdenerwowałam się i to samo wyszło ze mnie. Nie wiem co to, skąd to mam ani od kiedy. A wyglądało to całkiem normalnie. Stoję, słyszę, denerwuję się i BAM. A tak właściwie to od mojego przyjazdu ile już nowych mocy zanotowaliście? Co wam to daje skoro nie znacie nawet połowy z nich? - spytała patrząc na niego tymi swoimi ciemnymi wiecznie podkrążonymi oczyma.

Gąbunia

Czwarta Rata pisze...

Alice stała jak wmurowana. Za dużo. Za dużo słów i gestów naraz. Jeszcze to, że był mężczyzną. Jak mogłaby takiemu zaufać i opowiadać o czymkolwiek? Przecież Ojciec był mężczyzną. Mężczyzną, który ją zostawił i nie miał zamiaru nawet udawać, że ją wychowuje, czy sprawuje nad nią jakąkolwiek pieczę. Jak mogłaby zaufać komuś, kto ot tak potrafi zostawić? Opuścić?
-Nie sądzę, by było to potrzebne- powiedziała cicho i rozejrzała się nerwowo po gabinecie- Właściwie, to chciałabym wyjść. Sądzę, że z moimi odczuciami dam sobie radę sama, mocą również- wyszeptała spoglądając na mężczyznę.

Alice

abby pisze...

Na zewnątrz po za ośrodek wyszli bez problemów. Abby dosyć energicznie pociągnęła go za rękę wyprowadzając za mury szkoły. Cieszyła się że chociaż na chwile może stąd wyjść. Zbyt często nie wychodziła. Tylko wtedy kiedy odczuwala taka potrzebę.
- prywatne lekcje powiadasz- udała że się zastanawia- to nie jest aż taki zły pomysł- usmiechnela się do niego.

cośtupowinnobyć pisze...

[Gregowi przydałaby się pomoc psychologiczna.. Zdecydowanie XD]

cisza. pisze...

- Och, skończmy te przemyślenia - powiedziała zirytowana. Nie wiedziała po co w ogóle tu siedzi. Ta rozmowa nie miała żadnego sensu, tylko krążyli po dziwnych tematach.
- Gdyby nie było ograniczeń, każdy robiłby to, na co ma ochotę - wyciągnęła nogi przed siebie i przymknęła oczy, opierając głowę o oparcie. - Teraz przydałaby się jeszcze jakaś przyjemna muzyczka - powiedziała, jakby wcale nie znajdowała się w gabinecie u psychologa. O tak, musiała być irytująca. - Opowiedz mi coś o szkole. Jaka była, gdy do niej chodziłeś. Cały czas uczyła ta dziwna babka od biologii? - uniosła jedną powiekę do góry, zerkając na mężczyznę. Jej włosy swobodnie opadły na ramiona, zaś cała postawa dziewczyny wyrażała zrelaksowanie.

Katherine

Porcelanowy Chochlik pisze...

Podłoga była zimna. Niewygodna. Brudna. A zarazem wprost idealna do niezaplanowanej drzemki. Mimo to Alicia uchyliła powieki i spojrzała na własne, zakrwawione dłonie, które nadal - dość kurczowo - zaciskała na szarym papierze.
- Dobrze. - wymamrotała, ściszając głos do półszeptu oraz przekrzywiając głowę na bok w taki sposób, aby móc oprzeć policzek na udzie mężczyzny i obserwować dziwny wzorek na dole drzwi. Jak mogła nie zauważyć go wcześniej? Przestań! Po prostu oddychaj. Dziewczyna zmarszczyła brwi i powoli poruszała stopami, aby po kilku sekundach (a może minutach) niepewnie usiąść. Oczywiście uprzednio zamknęła oczy, aby uniknąć nieprzyjemnego wrażenie, iż wszystko dookoła niej wiruje w jakimś dziwnym tańcu. - Pacjent został uratowany. - bąknęła i odkaszlnęła, ocierając usta wierzchem dłoni, która okropnie drżała. Oho! Jeszcze chwila, a oszaleje i dostanie jakiś głupich spazmów. Nienawidzę krwi. Ala odgarnęła włosy za ucho i przekrzywiła głowę, aby spojrzeć na mężczyznę. Czas odrzucić dumę i wstyd...
- Pomożesz mi wstać?

Alicia

Aleksandra Krajewska pisze...

- Odzyskanie pamięci, jak ja nawet nie wiem czy ona gdzieś tam jest, no bo mówią, że coś powinnam sobie przypomnieć, że napewno mam jakąś przeszłość. Ja jednak szczerze watpie, czy uda mi się przypomnieć- wzruszyła ramionkami i poprawiła bluzkę, która zagięła się niewygodnym miejscu. Też wzrok na nią skierowała. Może to była jakaś ucieczka? Przed jego wzrokiem? Bała się powiedzieć to komuś w twarz, zaufać.
-Robisz to bo musisz, czy dlatego, że chcesz?- zapytała naglę, znów kierując wzrok na pana psychologa. - No wiesz, wysłuchujesz steku bzdur od różnych dziwnych osobników, sprawia Ci to pryzjemność?- może chciała po prostu odwrócić temat, ale także zaspokoić ciekawość.- Może miałbyś ochotę, robić teraz coś całkowicie innego, ciekawszego?

Jaspis pisze...

- Proszę, wejdź - powiedziała ostentacyjnie, mrużąc powieki. Ciekawa była, ile o niej wiedział. Ile sama dyrekcja o niej wiedziała? Trafiła tutaj za sprawą Williama, nie miała pojęcia, jak on to wszystko załatwił, co im powiedział. Nic nie wiedziała. Nawet w liście, który jej zostawił, o niczym nie wspominał. Teraz William nie żył, a jej musiała wystarczyć błoga niewiedza, która podobno czasem bywa błogosławieństwem.
Siedząc wciąż na podłodze, na której chwilowo było jej niezmiernie wygodnie, uspokoiła się nieco. Jej serce wciąż biło jak szalone, kiedy starała się odpędzić kompletnie niepotrzebne w tej chwili wspomnienia, jednak nie potrafiła sobie z tym poradzić. To wszystko było zbyt świeże, przecież rozstała się z Nim zaledwie miesiąc temu... A teraz przyszedł do niej William, na dodatek psycholog.
W nerwach zaczęła skubać zębami dolną wargę, nie odrywając wzroku od mężczyzny. Wpatrywała się w niego wręcz łapczywie, ale też wrogo, jakby chciała wyrzucić stąd tego obcego Williama, gdyż żaden inny nie mógł dla niej istnieć. Wreszcie odwróciła głowę, marszcząc brwi, przez co na jej czole pojawiła się poprzeczna bruzda i pozwoliła, by ciemne loki opadły na jej twarz.

Elizabeth Thomson

kiraj pisze...

Lincz - oto jedno ze słów, na których sam widok Blaise'owi przechodziły nieprzyjemne ciarki wzdłuż kręgosłupa. Już kilkakrotnie padał w poprzedniej szkole ofiarą drwin, wyzwisk i szyderstw. Diabeł, dziwak, demon, żmija, gad...
Dzieci miały to do siebie, że były bardzo krytycznymi i prawdomównymi osobami. Zawsze mówiły wprost to, co o kimś lub czymś myślały, a zazwyczaj potem ten ktoś lub to coś na tym cierpiało. Tak było przynajmniej w przypadku Blaise'a. On bardzo przeżywał to, co sądzili o nim ludzie, a w szczególności rówieśnicy. Im starsze osoby napotykał, tym częściej przekonywał się, że oni go lepiej rozumieją. Pragnął złapać tu dobry kontakt z psychologiem szkolnym. W poprzedniej szkole miał jedną zaprzyjaźnioną panią psycholog, rozmowy z nią zawsze go odrobinę uspokajały. To właśnie ona dała mu radę dotyczącą tego, że ma nie brać do siebie wszystkich komentarzy jakie usłyszy na swój temat oraz tę o ignorowaniu.
Im częściej będziesz ignorował to, co mówią na twój temat, tym oni bardziej będą się nudzić rozsyłaniem plotek o tobie, aż w końcu w ogóle stracą tobą zainteresowanie. - tak mówiła.
Co prawda to nie zawsze (a wręcz prawie nigdy) mu nie pomogło, ale i tak starał się stosować do tej zasady.
- Dzień dobry - mruknął cicho, kiedy psycholog pojawił się pod gabinetem z minimalnym, jednominutowym spóźnieniem. Ciekawe co go zatrzymało na tych sześćdziesiąt sekund...

Blaise Teddy Miller

[ Zaczęłam z tobą wątek w ciemno, mam nadzieję, że się nie obrazisz, czy coś >D ]

alkohol, prochy i ja pisze...

Słysząc jego słowa aż zaśmiała się pod nosem. Ten facet nawet nie wiedział jakiego to uczucie i jak trudno na tym zapanować. Dlatego też spojrzała na niego swoimi ciemnymi oczyma, uśmiechnęła się kątem ust i powiedziała:
- Jeśli znajdziecie sposób aby to opanować to dajcie mi znać. Ostrzegam, że gumowe, skórzane ani cholera wie jakie rękawiczki nie działają. Dlatego pozostaje mi pytanie czego jeszcze pan chce ode mnie?

wredna Cora

wilczyca pisze...

[uwielbiam tego pana >.< on jest słodziutki ^^ i no hej... na wateczek bym sie pisała lecz głowe mam pusta, wspomozesz ;)]

Raven

cośtupowinnobyć pisze...

Greg nie miał bladego pojęcia, dlaczego ktokolwiek chodził do psychologa z własnej, nieprzymuszonej woli. On traktował to raczej jako przykry obowiązek,, który musiał wypełnić żeby dotrzymać warunków prostej umowy: My dajemy ci dach nad głową i spokojnie życie, a ty grzecznie chodzisz do psychologa i pilnujesz, żeby nikt z dzieciaków nie skręcił sobie przypadkiem karku. Niby nic trudnego, ale Greg każdego dnia na nowo żałował podpisania stosownych papierków. Z Williamem widział się już kilka razy, choć zazwyczaj to psycholog mówił, a on milczał jak zaklęty wpatrując się w ścianę albo zegarek stojący na biurku mężczyzny. Tym razem zapewne byłoby podobnie, gdyby nie fakt, że ostatnio męczyły go koszmary, które kompletnie nie chciały odpuścić. Dodatkowo miał wrażeniem, że podczas ostatniej nocnej wycieczki na stację benzynową, między regałami zobaczył młodą dziewczynę, która razem z nim uciekła z japońskiego laboratorium. Problem w tym, że gdy spojrzał drugi raz, dziewczyna zniknęła.
Usiadł na całkiem wygodnym krześle i wbił wzrok w psychologa, przez dłuższą chwilę siedział w ciszy i jedynie wybijał palcami skomplikowany rytm.
- Śniło mi się. - mruknął po czym znowu zamilkł.

greg.

Abby pisze...

- Oj zobaczysz, to minie w try miga- zaśmiała się- Nim się obejrzysz już będziemy w kawiarni. Po za tym idąc z kimś to szybciej droga mija- posłała mu delikatnego kuksańca w bok. Szli teraz lasem, który ona znała już od kilku lat. I dzięki temu wiedziała w razie draki, którędy uciekać, aby najszybciej uciec, albo żeby skrócić spacer.
- Jak byśmy poszli na wschód, to byśmy dotarli w ciągu pół godziny do miasta. Ale nie mów o tym dzieciakom, bo jeszcze gdzieś zabłądzą- zaśmiała się.

wilczyca pisze...

[ ano bo go lubię xD]

Była zdzwiona, gdy ktos zapukał do jej drzwi. W sumie na tyle, zeby podejść trochę do drzwi trochę zaciekawiona i jednocześnie przestraszona. Nikt jej nie odwiedzał a i ona sie nie siliła na poprawę relacji spolecznych. Przed soba miała jakies faceta. Spytała kim jest i chciała zamknąć drzwi momentalnie.
- szybko pan przechodzi do sedna - zauwazyła wpuszczajac go dosyć niechętnie.
W jej pokoju panował istny rozgardiasz, gdyz pochłonęły ja lekcji. Zaproponowała mu krzesło a sama usiadła na łóżku z podwiniętymi nogami.
- jakoś. Jeśli nie liczyć chemii. Zwłaszcza tej praktycznej strony. - odpowiedziała niechętnie. - nie wiem czy nie byłoby lepiej zrezygnować z eksperymentów naukowych.

Raven

kiraj pisze...

- Oczywiście, że żadna. Gdyby mnie nie zdenerwował, to by nie dostał - stwierdził i wyciągnął ze swojej torby notes z tymi śmiesznymi "kółkami" po boku. Wyrwał jedną kartkę i zaczął coś po niej bazgrać ołówkiem. Od biedy i to było lepszym zajęciem, niż słuchanie jęczącego Williama. On czasami potrafił być taki okropnie przewidywalny.
- Jak masz zamiar znowu bełkotać o moim charakterze, to możesz już sobie darować, bo znam to na pamięć - parsknął dość nieprzyjemnie. Podał mu kartkę. Nie umiał rysować, ale przedstawienie chmury z piorunem nie było jakimś szczytem jego możliwości w tej kwestii. Owszem, była trochę koślawa, ale zawsze chmurka!
- Jestem zły, chmurka natomiast jest wkurwiona, Williamie - mruknął z lekką ironią w głosie. Miał dość psychologicznych rad. Jeżeli chciał coś mu powiedzieć, to czy nie mógł tego zrobić po ludzku? - A jak my jesteśmy źli, a ktoś nas jeszcze wnerwi, to dostanie po ryju. Taka jest zasada.

F. E. Maverick

[ Spokojnie, Fabian zostaje. Będę prowadzić dwie postaci. Po prostu miałam ciekawy pomysł na drugą postać i postanowiłam go wykorzystać (x ]

kiraj pisze...

Niecała minuta to naprawdę nie było dużo, nawet jeżeli chodzi o spóźnienie, toteż Blaise nie czekał zbyt długo. Nawet nie zaczął się nudzić, chociaż na początku myślał, że mężczyzna może nie przyjdzie. W końcu czy opłacało się wstawać tak wcześnie na rozmowę z jedną osobą?
Na pewno nie każdemu by się chciało. Większość wolałaby sobie na pewno w tym czasie wykorzystać sytuację i pospać. Dobre i pół godziny snu, co nie?
- Nie ma problemu, każdemu może się zdarzyć - stwierdził, chociaż jemu spóźnienia przydarzały się bardzo rzadko, zazwyczaj wtedy kiedy źle czuł się od rana i musiał chwilę poleżeć, żeby ustały mroczki przed oczami i zawroty głowy.

Blaise Teddy Miller

Abby pisze...

- Ostatnio podobno narysował smoka, którego ożywił i ten smok sterroryzował połowę miasta- powiedziała kobieta, śmiejąc się cicho- Musieli mu zajść bardzo za skórę, skoro posunął się do czegoś takiego- stiwerdziła po chwili zastanowienia- A dzieciaki lubią wymykać się na miasto. Mam nawet taką uczennicę, która dosłownie co tydzień chodzi do miasta tylko po to, aby kupić sobie nową torebkę- uśmiechnęła się lekko- Nie mają chyba już naprawdę na co wydawać swoich pieniędzy. No, ale to już nie mój interes.

Jaspis pisze...

- Jak widać - odparła krótko i przymrużyła powieki, przechylając głowę. Teraz ponownie mu się przyglądała, powoli i skutecznie odganiając strach w kąt, gdyż nie było się czego bać, prawda? Mimo to nie była zadowolona z jego obecności, co zapewne było widać, gdyż Elizabeth specjalnie się z tym nie kryła.
Dźwignęła się powoli, krzywiąc się nieznacznie, kiedy poczuła ból w stawach. Powłócząc nogami, doszła do łózka i przysiadła na jego skraju, czując się teraz nieco bardziej komfortowo, niż kiedy siedziała na podłodze, przez co William patrzył na nią z góry.
Jeżeli chciał rozmawiać, musiał zacząć. I lepiej byłoby dla niego, gdyby zaczął od niezbyt zobowiązującej rozmowy, gdyż na pierwszym spotkaniu Elizabeth na pewno i za nic w świecie niczego konkretnego mu o sobie nie powie.

Elizabeth Thomson

cisza. pisze...

Roześmiała się, słysząc relaksującą muzyczkę. On sobie chyba z niej żartował, naprawdę. Po chwili jej przypuszczenia potwierdził kpiący uśmieszek, który zagościł na obliczu mężczyzny. Postanowiła również nie odpowiadać na zadane pytanie, nie było sensu robienia tego.
- Budynki potrafią wytrzymać szmat czasu w nienaruszonym stanie. Wątpię, żeby wpływała na to moc osób, znajdujących się w nim. Jasne, czasem wpływa, ponieważ nie wszystkie umiejętności należą do łagodnych, z którymi łatwo się obchodzić - założyła kosmyk włosów za ucho i poprawiła nieco swoją pozycję w fotelu. - Ta kobieta wydaje się tkwić w tym miejscu od stuleci, a nie zmieniła się w żaden sposób - westchnęła cicho. Okropna z niej baba. - Kiedy będę mogła stąd wyjść? - zapytała w pewnym momencie. Powoli nudziło jej się siedzenie w jednym miejscu.

Katherine

wilczyca pisze...

- używamy na nich np dwutlenku węgla. A ja nie mogę być za blisko, bo inaczej dochodzi do wybuchu. I to zwykle moja wina, bo to ja to wywołuję. - odpowiedziała zniechęcona - długo będzie to przesłuchanie? Robiłam geografie, gdy mi pan przerwał - dodała świdrujac go wzrokiem - kontaktów? a widzi pan tutaj kogoś innego oprócz nas dwóch? Chyba pomylono poijęcia, gdyz nie mam zadnych kontaktów pozaszkolnych. W zasadzie nie potrzeba mi tego do szczęścia. - odpowiedziała butnie na kolejne pytanie - jakos sobie z nia radzę. Jesli nie liczyć nieszczęsnej chemii.

Raven

Aleksandra Krajewska pisze...


Wysłychałą go uważnie z uśmiechem na twarzy, nie spodziewała się odpowiedzi. Raczej jakiegoś słowa na zbycie jej i nic więcej, a tu proszę – pan psycholog postanowił odpowiedzieć jej na nurtujące pytanie. A ona często tak miała i naprawdę, rzadko ktoś jej odpowiadał. Zawszejej pytania trafiały na ten twardy grunt. Tam gdzie nie powinny, były prywatne i bardzo często bolały, a ona nie zdawała sobie z tego spray.
--To chyba dobrze, jeśli robimy co lubimy – uśmiechnęła się leciutko ponownie. Och czy nie za dużo uśmiechu?- Ciężko mi mówić, jeśli sama nie wiem o co chodzi.

Abby pisze...

[A może zrobić by taki mały romans z Abby i Willem?]

- W sumie powiedziawszy to już niedaleko, bo rozpoznaję drzewko ze swoją rycinką- zaśmiała się cicho- Jeszcze z jakiś mniej więcej kilometr- stwierdziła, prowadząc go dalej- Tak prowadząc Ciebie do tej kawiarni to się czuję niczym wódz, który prowadzi swoje plemię do upragnionego celu- zachichotała, a później się uspokoiła i spojrzała na mężczyznę.

kiraj pisze...

- Hmm... Szczerze? Przy pierwszej wizycie tutaj spodziewałem się jakiegoś siwiejącego faceta, który będzie nerwowo postukiwał paluchami o blat biurka, a jak mu na jakieś pytanie nie raczę odpowiedzieć, to żeby jednak zdobyć moją opinię na dany temat będzie w stanie mnie oblać gorącą kawą, natomiast kogo spotkałem? Marudnego, niezdecydowanego, ale nadal faceta. Ty co prawda jeszcze nie siwiejesz, ale pocieszę cię: już za parę lat... - mruknął i chyba wcale nie musiał dokańczać, bo wyszczerzył tylko do niego zęby w kpiącym uśmieszku.
- A tak na serio... liczyłem, że będziesz jednym z tych normalnych, którzy nie będą mówić tonem ważniaków, tylko wprost powiedzą czemu nie popierają danego zachowania i tyle. Jesteś bardzo trudny w obsłudze, mówił ci to już ktoś, Willu~?

F. E. Maverick

kiraj pisze...

- Wie pan, określiłbym to powodami oficjalnymi. Dyrekcja mnie tu przysłała. Mam jakiś kwitek - stwierdził i wyciągnął z torby kartkę A4 złożoną na pół. Nawet się nie wygniotła! No, ale w przypadku Blaise'a to było całkiem normalne. On lubił porządek i nie znosił, jak coś było zniszczone, podarte, czy pogniecione. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik, zupełnie jak jego koszula, którą przyszło mu wczoraj o pierwszej nad ranem prasować.

Blaise Teddy Miller

Abby pisze...

[Ok. Rozumiem. Ale spróbować zawsze można ;D]

- Kawiarnia ta jest jedną z lepszych, w których miałam przyjemność bywać. Może jest niepozornie mała, ale serwują tam zarąbiste espresso. No i jeszcze w godzinach od dziesiątej do trzynastej mają promocję na szarlotkę z bitą śmietaną i lodami- uśmiechnęła się na myśl o słodyczach.

wilczyca pisze...

- pewnie ma pan racje - westchnęła tylko - tylko po co mi chemia? Na wiedzy o wartości chemicznej powietrza raczej nie wyzyje - zauwazyła butnie. No bo po co jej to? Nue przepadała nigdy za chemią.
Założyła ręce przed sobą.
- ale tak to wyglada przez psychologów. Czego pan ode mnie oczekuje? Wylewania zali i pretensji? Nie potrzeba mi kontaktów. Nikt tu nie zaglada, bo sie boja że im cos zrobię. Nie zebym robiła z tego jaka aferę.

Raven

M. Aristow pisze...

- jak mam trenować nad nim jak go nie kontroluję? Ten ogień nawet mnie parzy...już nei raz wychodziłem z takich treningów z popatrzeniem na dłoniach, albo i całych rękach - mruknął patrząc na niego.
- ty panujesz nad nimi dzięki mocy, a ja nie znam większości....co mi da moc jeśli większości nie mogę zrozumieć - rzucił wyraźnie ponury już.
Wiedział ze ta rozmowa nic nie zmieni, mężczyzna pewnie nie zrozumie jak to jest przez wiele lat nic nie czuć patrzeć na wszystko pustym wzrokiem, a później nagle zaczyna pojawiać się to czego nie zna. Czuje i nie wie czy to dobrze czy źle.

Abby pisze...

- Raczej nawet gdyby dysponowali taką opcją, to nie wiem czy dyrekcja wyraziłaby na to zgodę- zaśmiała się cicho- Wiesz, nie ściągać podejrzeń. Im mniej ludzi o nas wie, tym lepiej. I takie tam popierdółki- uśmiechnęła się. Zrównała z nim krok- Chwilowo mam już dosyć wodzowania. Idziemy razem, o- zachichotała cicho.

M. Aristow pisze...

Słuchał go, ale widać było że raczej jest sceptycznie nastawiony. Rozumiał o co chodzi mężczyźnie, ale wątpił by to pomogło. Jednak może i spróbuje tego jak znajdzie wolną chwilę.
Obserwował to co Will robił, kiedyś coś takiego widział ale mimo że próbował kiedyś to nigdy nie umiał i może nawet lepiej. Już wystarczająco niebezpieczny był z trzema rodzajami ognia.
- a co jeśli moja moc przestaje mnie słuchać w niektórych momentach lub budzi się gwałtownie wyrywając z pod kontroli chociaż nic takiego się nei dzieje ? - spytał od tak.
- domyślam się że w sprawie emocji nic sie nie poradzi, ale najgorsze jest to że się boję...ciągłe zagubienie nie pomaga. Nie rozumiem tych wszystkich relacji między ludźmi...potrafią sobie ufać, a ja nie mogę nikomu zaufać - mówił cicho. Właśnie pierwszy raz otworzył się przed kimś i mówił o słabościach, mówił szczerze o tym co go męczy.

Abby pisze...

- Po prostu nauczyłam się cieszyć życiem- pomimo tego co przeszła, to nadal potrafiła patrzeć z optymizmem na świat. Nadal potrafiła podnieść się po upadku, twierdząc, że nic gorszego nie może jej spotkać od tego, co przeżyła w laboratorium- A po za tym ciężko mnie jest czymkolwiek zasmucić. Uśmiech zawsze lepiej wygląda niż smutek.

M. Aristow pisze...

- będę musiał sprobować - stwierdził słysząc o zamykaniu dopływu energii. Gdy był w ośrodku raczej nie uczono go tego bo wtedy nie miał uczuć ani emocji więc żadne wybuchy nie miały miejsca, później dopiero robił się coraz gwałtowniejszy i agresywny ale to dopiero po odstawieniu Leku.
- zaufać...nie potrafię nikomu i boję się że jeśli ktoś mnie pozna to zrani, mam dość wewnętrznego bólu...wolę już fizyczne cierpienie bo łatwiej je znieść - przyznał się.- nie wiem jednak czy boję się tego najbardziej - dodał.

Abby pisze...

Mimowolnie chwyciła go za rękę i zaśmiała się cicho. Przypomniała sobie te stare, dobre czasy, kiedy tak chodziła z siostrą. Jak jeszcze była normalnym dzieckiem. I radowała się wszystkim co tylko napotkała na swojej drodze. I teraz też starała się cieszyć z małych rzeczy.
- Tylko martwi mnie jedynie to, że niektóre dzieciaki są takie bez ambicji- stwierdziła.

Aleksandra Krajewska pisze...


Jeśli mam być szczera, to nie zrozumiałam co do mnie mówisz- uśmiechnęła się szeroko słysząc pierwsze zdanie z jego ust, naprawdę, wszystko wydało jej się takie poplątane, pomieszane, pokręcone, ten dobór słów. Przerosło ją.
-Dlaczego by nie, mogę czasem przychodzić, może uda mi się coś przypomnieć- spojrzałą znów na figurkę. - Masz jakiś pomysł?

Makita pisze...

[Co powiesz na psychologiczną rozmowę z Sashą?]

Abby pisze...

- Musisz być dobrą osobą- powiedziała bez ogródek, kiedy ten chwycił ją za rękę- Masz miękką dłoń- uśmiechnęła się. Przed nimi rozciągał się widok na kawiarenkę- I już prawie jesteśmy na miejscu- zwróciła swój wzrok na niego. Wpatrywała się nieco dłużej w mężczyznę, a kiedy ocknęła się, odwróciła się lekko zawstydzona swoim zachowaniem. "Co się dzieje Abby?"- zapytał się jej rozum.

Aleksandra Krajewska pisze...

Ah,no teraz bardziej rozumiem- powiedziała i uśmiechnęła się delikatnie prostując zwiewny materiał swojej sukieneczki, którą dziś miała na sobie.- Dziękuje – dodała jeszcze. Kto wie, może uda mu się jej pomóc, może odkryje co tam jej siedzi w główce.
-Nie wiem co ona przedstawia, nic mi nie przypomina- powiedziała i pokręciła głową zrezygnowana.

Raven pisze...

- szczerze? - popatrzyła na niego przenikliwiej - nie miałam z nimi styczności przez długi czas. Jedyny kontakt był po tym jak dostałam ten "wirus', ale udawałam głupsza by mnie nie wsadzili do psychiatryka. - zaśmiała sie sztucznie - cóż kazdy jest inny prawda? - zbyła resztę jego słów wymownym spojrzeniem - to miłe z pana strony, ale nie jestem typem do wylewania żali komukolwiek, ale będę pamiętać jakby co. A teraz przepraszam bardzo jesli uraziłam. Męczacy tydzień. Kupa sprawdzianów a ostatni mam jutro. Stąd ten mały bałagan.. jak widać.

Shout! pisze...

- Tak. Sądzę, że dobrzy ludzie mają miękkie dłonie- odpowiedziała- Gdy byłam jeszcze wtedy tam... gdzie byłam zanim uciekłam... oni wszyscy mieli twarde i szorstkie ręce- spojrzała na niego- Wszyscy bez wyjątku. Kiedy spotykałam ludzi, którzy w jakiś sposób mi pomagali, to mieli dłonie bardziej miękkie i przyjemniejsze w dotyku- uśmiechnęła się lekko- Coś się stało?- zapytała z nieco zmartwioną miną, widząc dziwne zachowanie mężczyzny.

Abby

Sasha pisze...

Kiedy pierwszy raz przybyłem tutaj było mi niezwykle ciężko. Miałem wielkie trudności z odnalezieniem się w Recifle College. Byłem zamknięty w sobie, unikałem innych. Zamykałem się w pokoju i psiocząc po rosyjsku, nadawałem jaki to świat jest niesprawiedliwy.
Pierwszą wizytę u psychologa także pamiętam i to bardzo dobrze. Nie rozumiałem co on do mnie mówił po temu swojemu angielskiemu. Nie rozumiałem ani słowa. Dlatego też siedziałem cicho. I jaką później dostałem adnotację? 'Jest osobą zamkniętą w sobie. Nie odezwał się ani jednym słowem. Robił dziwne miny'. No, a póżniej to zacząłem angielskiego się uczyć i mówiłem kilka łamanych słów. Albo siedziałem z minirozmówkami i tłumaczyłem sobie co on do mnie mówi.
Dlaczego teraz siedziałem i czekałem u niego przed gabinetem? Sądzę, że to ma coś wspólnego z moją ostatnią furią.

[Nie bij mnie za to xD]

Aleksandra Krajewska pisze...


Słuchała jego opowieści z zainteresowaniem, wszystkie emocje na twarzy naszej Calipse były zawsze szczere. To może zabrzmieć śmiesznie, ale dopiero co uczyła się kłamać, teraz te najmniejsze kłamstewka w jej ustach brzmiały po prostu śmiesznie i od razu można stwierdzić kiedy mówi nieprawdę. Miała tego dość, tej swojej dziecinności, ale cóż poradzić.
-Dlaczego ludzie czczą coś co nie istnieje, czego nie widzą i nie mają dość dowodów, że to jest prawdziwe, czy to nie objaw głupoty?- zapytała ciągnąc temat który naprawdę ją zainteresował.

Shout! pisze...

- Też tak czasami mam- stwierdziła- Wydaje mi się, że opanowałam te swoje umiejętności do perfekcji, a tu nagle dzieje się coś, co nawet mnie samą zaskakuje- posłała w jego kierunku ciepły uśmiech- Gdybyś nie był dobry, to już dawno latałbyś u mnie po ścianach- zażartowała. Jednak fakt faktem, miała już starcie z tutejszymi naukowcami i spotkania te nie zakończyły się szczęśliwie. Oczywiście dla nich.

Sasha pisze...

Nie przepadałem za tymi wizytami. Psycholog chyba to nawet widział. Były dla mnie co najmniej dziwne. Może co innego byłoby, gdyby to nie było robione pod dyrektorskim przymusem. No, ale czy ja bym wtedy tutaj w ogóle zaglądał? Chyba omijałbym to miejsce szerokim łukiem.
- Nie wytrzymałem i po prostu tak to jakoś wyszło- tak to jakoś zawsze wychodzi, że podczas furii demolowałem pokój. Czasami też rzucałem się na osoby, które akurat były w pobliżu. Te furie były niebezpieczne. Nie tylko dla nich, ale także i dla mnie samego. Jednak nie potrafiłem ich opanować.

Abby pisze...

- Myślę, że na początek obrobimy ich z dobrej kawy i szarlotką z bitą śmietaną i lodami waniliowymi- zaśmiała się- A później się dalej zobaczy, co dzisiaj będą serwować- w tym momencie przystanęła, widząc jak jakiś mężczyzna stojący z jakąś maszyną, sprzedaje watę cukrową. Uwielbiała watę cukrową i za każdym razem kiedy tylko miała okazję to ją sobie kupowała i jadła- Ale najpierw obrobimy tamtego pana z waty cukrowej.

Aleksandra Krajewska pisze...


Przyglądała mu się uważnie, zastanawiając się, czy aby to pytanie nie było głupie, albo źle sformułowane, przez tą ciszę, która nastała, kiedy on się zastanawiał. Trudne pytanie? Zawstydziła się, że kolejny raz zadałą komuś pytanie, na które ciężko jest odpowiedzieć. Już chciała mu przerwać i zmienić pytanie na łatwiejsze, ale wsłuchała się w to co mówił.
-Czyli ludzie wymyślają sobie bóstwa by w razie czego mieć się do czego zwrócić, komu wyżalić lub na kogoś zwalić wine?- uniosłą brew i cichutko się zaśmiałą- chyba tego nie pojmnę, a ty w kogoś wierzysz? Masz kogoś takiego?

Shout! pisze...

- Nie wiem jak to bardzo dziwnie zabrzmi, ale dla mnie wata cukrowa była namiastką wolności- uśmiechnęła się- To między innymi był jeden z tych bodźców, które zmotywowały mnie, aby uciekła z laboratorium. I nie żałuję tego wcale.
Podeszli do mężczyzny.
- O, Abigail!- krzyknął uradowany starzec.
- Jeffrey! Kopę lat.
- Ale żeś wyrosła. Tylko z twarzy nic, a nic sie nie zmieniłaś- powiedział Jeff- Sądzę, że przyszłaś po to co zawsze.
- Dwie maxi waty cukrowe poproszę.

Sasha pisze...

Zerknąłem uważnie na niego.
- Wszystko mnie tutaj denerwuje- stwierdziłem nadal łamaną angielszczyzną- Chciałbym być normalny, ale nie mogę. Gdziekolwiek się nie ruszę to zaraz coś ożywiam. To jest moje przekleństwo- powiedziałem, a zaraz zacząłem uspokajać się w myślach- Brakuje mi ich- rzekłem, mówiąc o tej garstce ludzi, z którymi udało i się zaprzyjaźnić w Sankt Petersburgu- Próbowałem z tym sobie radzić, ale nie daję rady. Już nawet samogon mi nie pomaga- samogon przesyłał mi Rodion do sklepu, gdzie pracował syn jego przyjaciela.

Heckins pisze...

[Witam cieplutko ;) Masz może ochotę na jakiś wątek z moją Bell? ;)]

Isobell

Heckins pisze...

[Ja mogę zacząć jeśli wymyślisz jakieś powiązanie i miejsce na wątek :D]

Isobell

Abby pisze...

- Ładnie razem wyglądacie- stwierdził starszy człowiek. Abby poczuła jak na jej twarzy pojawia się lekki rumieniec- No, ale ja już Was nie zatrzymuję. Pewnie macie ciekawsze zajęcia. A i nie idźcie na ostatnią dzielnicę miasta na wschodzie. Za dużo tam doktorków się kręci- ostrzegł ich mężczyzna.
- Dzięki wielkie- uśmiechnęła się lekko, po czym razem z Willem poszła do kawiarni.

Makita pisze...

- Moim podstawowym problemem jest to, że nie czuję się tutaj swojo- odpowiedziałem i zobaczyłem jak ludzik z obrazu, który wisiał na ścianie, wychodzi poza ramy.
- Na kartkę wracaj i to już- rozkazałem. Borze zielony i szumiący... Dlaczego akurat musiałem mieć taki dar? Jakbym nie mógł sobie tak na przykład zamienić się w kota. O, życie kota by mi odpowiadało. Jadłbym, spałbym, wychodziłbym i głaskano i noszono na rękach kiedy bym tego chciał.

cisza. pisze...

- Wujek Will? - prychnęła rozbawiona. - Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, iż brzmisz jak pedofil.
Dziwne było to, że szkolny psycholog sypał takimi tekstami. Naprawdę, jakby nie mógł powstrzymać się od komentarza lub wymyślić czegoś lepszego.
- Właśnie, trzeba mieć podejście, a ja go nie mam i nie mam zamiaru mieć. Jeśli chciałabym się z nią dogadać, musiałabym tańczyć tak, jak mi zagra, a tego nie mam zamiaru robić - nieszczególnie przejęła się zniknięciem kul. Tylko to zauważyła, jednak owa sytuacja nie pochłonęła zbyt wiele jej uwagi.

Katherine

Abby pisze...

- Coś w ten deseń- uśmiechnęła się- Kiedyś on mi pomógł, a później ja jemu, chociaż sądziłam, że nasze drogi się rozejdą- stwierdziła- Ale jak widać... życie jest nieobliczalną zagadką, a na dodatek świat jest mały- weszli do kawiarni. Zajęli jeden ze stolików, który stał w kącie lokalu. Nie chciała, aby rzucali się komuś w oczy. Nie było im to potrzebne.

Makita pisze...

Spojrzałem na niego wzrokiem wariata. Medytacja? Joga? Na litość boską! Ja nie potrafiłem się skupić chociażby na chwilę. Wszystko mnie rozpraszało.
- Sądzę, że to nie jest zbyt harasza idieja- stwierdziłem, a ostatnie dwa słowa powiedziałem po rosyjsku, co nie było w moich planach. Po prostu zapomniałem jak po angielsku mówi się 'dobry pomysł'.

Heckins pisze...

Starała się, przecież ćwiczyła swoje moce i chodziła na zajęcia, które nie lubiła ale wiedziała, że jej pomagały w opanowaniu chociaż samej siebie. Dlaczego w takim razie nauczyciele ciągle wieszali na niej psy, ciągle było coś nie tak i wciąż mieli do niej zarzuty o nie staranie się. Bell miała dość i w końcu powiedziała nauczycielowi co o nim myśli no oczywiście musiało skończyć się to jakąś pogadanką. Sądziła, że znów wyślą ją do dyrektora, ten ją postraszy, ona uda że się przejęła i zapomną o sprawie, ale nie wymyślili coś innego. Bell została skierowana do szkolnego psychologa. Z początku ich wyśmiała no ale nie mogła przecież się wymigać, tylko by sobie pogorszyła.
Po lekcjach, na które i tak nie poszła skierowała się do gabinetu psychologa, oczywiście nie była zadowolona. Sama nie sądziła, że tak im się naprzykrzała czy była aż tak nieodpowiedzialna. Zapukała do drzwi a kiedy usłyszała, że ma wejść po prostu weszła
-Wysłał mnie tu niejaki pan Skott -poweszła do jego biurka i podała mu jakąś karteczkę od nauczyciela -To mogę już iść ? -uniosła lekko brew patrząc się na faceta za biurkiem

Isobell

Makita pisze...

- Gdyby mi to pomagało to po pierwsze primo: nie dostawałbym ataków furii tak często. A po drugie: to nie przysyłaliby mnie tutaj- stwierdziłem. Może nieco bezczelnie, ale inaczej mi nie wyszło- Chciałbym stąd wyjść. Pójść gdzieś przed siebie. Zniknąć i ukryć się przed całym światem. Najlepiej w jakiejś dziczy z domkiem na drzewie- stwierdziłem.

Abby pisze...

- Jeżeli pomaga się komuś z własnej chęci, nie pod przymusem to, to później wraca do Ciebie ze zdwojoną siłą- puściła do niego oczko- Ta kawiarnia ma w sobie pewien urok, klimat. Czasami czuję, że mogłabym tutaj zostać na wieczność razem ze swoimi książkami i laptopem- zaśmiała się- Bo mają tu jak już wspominałam dobrą kawę i smaczne ciasto.

Makita pisze...

Spojrzałem na niego uważnie swoimi piwnymi oczami. Wątpiłem w to, że uda mi się kiedykolwiek to opanować. Zbyt dużo razy to kończyło się moim niepowodzeniem. Starałem się znaleźć na to sposób, jednak nic nie wychodziło.
- A jeżeli nigdy mi się to nie uda?- zapytałem.

Heckins pisze...

Oczywiście dziewczyna nie była ani trochę zadowolona z tego, że miała tam zostać choć minutę dłużej. Jeżeli ten pan psycholożek myśli, że Bell będzie tak bardzo chciała z nim rozmawiać, to naprawdę grubo się myli.
Dziewczyna wywróciła oczami no ale usiadła na tym fotelu na przeciwko niego i lekko wyruszyła ramionami
-Wątpię w to, ale jak tam chcesz.. -powiedziała bez jakiegoś wielkiego przekonania a słysząc dalsze słowa chłopaka westchnela tylko cicho po czym rozejrzala się po gabinecie.
-Jak powiadasz?- powiedziała z uśmiechem na ustach dalej się rozgladajac a gdy jej wzrok trafił na niego uśmiechnęłoa się -Nie ma sprawy powiem ci jak. Ją muszę tu siedzieć a ty udajesz, że cię coś obchodzi co myślę i tyle. Ją chce iść a ty odbebnic to całe spotkanie więc na moje mogę już iść -uśmiech nie schodził jej z ust.
Bell nigdy nie była łatwa do rozmowy a szczególnie jeśli jeden z nauczycieli ją tam wysłał.

Isabelle

Aleksandra Krajewska pisze...

Przyglądała mu się uważnie, jego głos był bardzo przyjemny i ciekawy. Mógłby być nauczycielem, potrafiłby z pewnością zahipnotyzować uczniów, kto wie, może chcieliby się może nawet czegoś nauczyć.
-No właśnie! Tylko dlaczego zamiast psychologa wolą byt nieistniejący, a może to dlatego, że ciężko im mówić do kogoś, lepiej jak ktoś nie usłyszy, człowiek jest dziwny prawda?- zapytała i zmarszczyła maluteńki nosek, jakby starała się coś wymyślić. - Pan w wiele rzeczy wierzy, a w co nie wierzy?
Calipse

YourFuckingSunshine pisze...

[Wątek bym chyba chciała z panem.]

Jose

Abby pisze...

Usiedli przy jednym z wolnych stolików.
- Tak. O ile oczywiście nie rozwaliliby tego miejsca już przy pierwszej swojej wizycie- zaśmiała się perliście. Po chwili jednak położyła mu głowę na ramię. Ot tak, bez powodu.

Makita pisze...

Przysłuchiwałem się jemu z dużym zainteresowaniem. To nie był wcale taki głupi pomysł. Musiałbym tylko znaleźć kogoś, kto chciałby ze mną poćwiczyć.
- Pomożesz mi w tym?- zapytałem niepewnym głosem, wlepiając w niego piwne spojrzenie.

Aleksandra Krajewska pisze...

Uśmiechnęła się nieśmiało, nie często udawało jej się trafnie „strzelać” . Więc kiedy tylko takie stwierdzenie padło z jego ust, zrobiło jej się co najmniej miło. Lubiła go słuchać, już pewnie to mówiłam, ale była zafascynowana tym jak mądrze on mówi. Jakich słów używa i jak wiele wie o ludziach i życiu. W sumie był psychologiem, więc musiał – ale to tylko sprawiało, że była bardziej zafascynowana psychologami.
-To można czegoś o sobie nie wiedzieć?- zdziwiła się i przygryzła wargę – Jak to? Ktoś o nas wie coś więcej niż my sami? To dziwnę.- przyznała.
Wysłuchała go i uśmiechnęła sę szeroko.
-Po patrz, teraz ja stałam się twoim psychologiem.- zaśmiała się cichutko i zgarnęła włosy za ucho.- Zmusiłam cię do zastanowienia się, czegoś o sobie.

Heckins pisze...

Spojrzała na nauczyciela nieco osłupiała, on się tak wyrażał i to w obecności uczennicy? No proszę, proszę. W sumie zaczęło się jej tam nawet podobać. Usiadła sobie wygodniej w fotelu i grzecznie słuchała jak pan profesorek się produkował, Bell uśmiech z ust nie schodził Coś czuła, że nie za bardzo ją polubił a swoim przychodzeniem do niego może mu trochę utrudnić życie co w sumie by się jej nawet podobało. W końcu by miała jakieś zajęcie co JEJ się podoba.
-Dlaczego myślisz, że ja uważam, że rozmowa niczego nie rozwiąże i w niczym nie pomoże? -uniosła lekko brew -Ja tego nigdy nie powiedziałam tylko ty -zauważyła i lekko wzruszyła ramionami jakby na swoją obronę
-Jestem wręcz przeciwnego zdania, można dużo tym zdziałać tylko nie rozumiem po co mam mówić akurat tobie o tym co mnie niby dręczy? -uniosła lekko jedną brew w pytaniu -Nie znam cię, nie wiem kim jesteś i mam ci się zwierzać? No sorry, sam postaw się w mojej sytuacji. -sądziła, że miała rację a facet nie mógł od niej wymagać by powiedziała mu wszytsko o co zapyta.

Isobell

Makita pisze...

- Może tak za godzinę- zaproponowałem mu- Muszę jeszcze do końca ogarnąć swój pokój, a przynajmniej to, co zdążyłem rozpieprzyć- no i oczywiście uporządkować ściany, które były, nie oszukujmy się, w opłakanym stanie.

Abby pisze...

Nie musieli długo czekać, aż zjawi się kelnerka.
- Co dla państwa podać?- zapytała z uśmiechem na ustach.
- Ja poproszę mrożoną latte i szarlotkę z lodami i bitą śmietaną- a co będzie sobie żałować. Swoją figurą się nie przejmowała, bo i tak miała w miarę dobrą.
- A dla pana?

Makita pisze...

- Chyba wolę potrenować na sali treningowej- stwierdziłem pewnym siebie głosem- Chyba nie chciałby Pan mieć zdemolowanego farbą gabinetu- uśmiechnałem sie lekko w jego kierunku.

Abby pisze...

- I kierowniczka jest bardzo przychylna mutantom- powiedziała nieco ciszej. Nie potrzebowali przecież, aby ktoś o tym usłyszał.

Makita pisze...

Ta godzina szybko minęła. Nim zdążyłem się jakoś ogarnąć, to już musiałem iść na salę treningową.
- Już jestem i przepraszam, że musiał pan na mnie czekać- powiedziałem, widząc mężczyznę, który już na mnie czekał.

Abby pisze...

- Przynajmniej z jakieś dwa razy w tygodniu- przyznała się bez bicia- Lubię tutaj przychodzić i nie zamierzam z tego zrezygnować.

Sasha pisze...

- Dziękuję, że Pan to w taki sposób odbiera- uśmiechnąłem się blado do mężczyzny- Ja zazwyczaj ćwiczę w praktyce, że tak to nazwę- stwierdziłem- To od czego zaczynamy?

Shout! pisze...

- Nie, ale czasami łowcy i naukowcy robią nagonkę. Najczęściej są to dni wtorek, środa i piątek. O ile te są parzyste. To jest coś w rodzaju pewnego ciągu i schematu. Dla jednego nic nie zauważalnego, ale dla drugiego owszem. Najczęściej biorą godziny od 12 do 17 w dzień. Wieczorami od 20 do 1 nad ranem.

Abby