środa, 17 lipca 2013

A teraz. Panie i panowie, przed państwem Amanda Stiles!!!


Amanda Stiles 

18 lat || Królowa Lata || 3 sierpnia || teleportacja || pokój numer 3

Nad historią Amandy nie ma co się rozczulać. Para pracoholików zrobiła sobie dziecko, które nie wykazywało żadnych nadzwyczajnych cech oprócz tej piekielnej pewności siebie. Od samego początku była popularna w szkole, ale to minęło.  Kiedy? Kiedy dziewczyna od tak zniknęła z lekcji matematyki i pojawiła się w klasie obok. Taka sytuacja powtarzała się kilka razy aż w końcu zdenerwowani rodzice wysłali swoją "chorą" córkę do Recifle. Od tamtej pory podbija swoim blaskiem tę nieszczęsną szkołę. 
Amanda jest bardzo wyniosłą osobą, która nie zapomina nawet na moment o tym, że jest piekielnie bogata. Owija sobie wokół palca każdego kto stanie na jej drodze. Zdaje sobie sprawę, że przez swoje zachowanie nie każdy ją uwielbia, ale jej to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie to dla niej wyzwanie a ona wyzwania lubi. Takim samym wyzwaniem jest dla niej Ian, w którym dziewczyna się kocha i spędza mnóstwo czasu w jego towarzystwie próbując go zdobyć. Jeśli masz zamiar zaleźć jej za skórę, przygotuj się na okrutną zemstę, w której weźmie udział nie tylko ona, ale także jej świta i "poddani". Ona tylko powie co trzeba zrobić a oni to zrobią bez zadawania zbędnych pytań. Są posłuszni jak baranki. Mimo iż może wydawać się osobą bez zalet ma ich kilka. Oczywiście po lepszym jej poznaniu. Jeśli zaprzyjaźni się z kimś pójdzie za nim w ogień. W głębi serca jest wielką romantyczką i marzy, że któregoś dnia wyjdzie za Iana. W końcu każdy się w niej zakochuje w mgnieniu oka.
Am jest niewysoką blondynką o jasnych oczach podkreślonych czarna kredką. Smukła i filigranowa dziewczyna podbija serca każdego po dłuższym lub krótszym czasie. Ubiera się jak najmodniej, w końcu ma do dyspozycji złota kartę rodziców.

_____________________________________
Hej :)
Karta nie wyszła taka jak chciałam, ale przerobię jak tylko internet przestanie się ze mną kłócić. :/
Póki co zapraszam do wątków i powiązań :)

140 komentarzy:

Aleksandra Krajewska pisze...

[Fajnie, że ktoś zdecydowała się na tą postać, no i ja tu chce wąteczek oczywiście choć nie musi tu być nic przyjemnego :D Choć z drugiej strony twoja postać może próbować z Calipse zrobić kobietkę taką 100% - Ona bedzie się dziwiła, co ona tak z tymi chłopcami, a ta sama postara sie by Calipse sie zakochała xD]

Abby pisze...

[Wątek z Abigail?]

Porcelanowy Chochlik pisze...

[Jaki numerek pokoju?]

Abby pisze...

[To ja proponuję coś po lekcjach]

Abby pisze...

Wiedziała, że większość uczennic z tej klasy woli na jej lekcjach albo pospać, albo znowu się umalować. Strasznie ją to denerwowało. Chłopaków już dawno ustawiła do pionu i ci potrafili naprawdę ją mile zaskoczyć. Co lekcja byli zmotywowani i przygotowani. Po za tym jak postawiła kilka jedynek w ciągu dnia, bo ktoś nie potrafił odbezpieczyć wiatrówki, to na drugą lekcję umieli to zrobić. Co do jednego.
Na tej lekcji widziała, że jedna z uczennic nie reagowała na nic. Zupełnie zero reakcji na wszystko co się dzieje. Kiedy zabrzmiał dzwonek zatrzymała ją.
- Ja rozumiem, że masz włączony olewator na to co ja mówię, ale mogłabyś wykazać trochę zainteresowania tym co się do Ciebie mówi- powiedziała Abby- Nie uważasz na lekcjach, a to jest błąd. Notatki też nie widzę- spojrzała na nią wymownie- Czekam po ósmej godzinie lekcyjnej w tej sali. Radzę się stawić- większość, która nie uważała na lekcjach, wiedziała, że trzeba tą lekcję później z nią odpracować.

Aleksandra Krajewska pisze...

Wreszcie przerwa na obiad! Była przeraźliwie głodna, a tego już się nauczyła, jak człowiek głodny to człowiek zły. A ona - stawała się człowiekiem z dnia na dzień. I to waśnie kontakty z innymi ludźmi i niektóre życiowe sytuacje pomagały jej w dostosowaniu się do otoczenia, z czym tak ciężko było jej ostatnio. Zabrała sobie coś dobrego i usiadła przy jednym stoliku. Zazwyczaj siedziała sama i nie przeszkadzało jej to zbytnio. Zdziwiła się, kiedy usłyszała jej głos. Znała ją, kojarzyła ze swoich uporczywych obserwacji i nie sądziła, że kiedyś będzie chciała z nią usiąść pogadać.
-Cześć?- zapytała nieśmiało spoglądając, to na nią, a to na koleżanki.
[Może być :D]
Calipse

Aleksandra Krajewska pisze...

-Umiem, dlaczego by nie?- zapytała zdziwona jej rozbawieniem. Tu musimy pamiętać, że wiele błahych dla nas ludzi zjawisk, było jej obce. Więc nawet takie powiedzonko, które zazwyczaj zostało by skomentowane wywróceniem oczu, dla niej było to po prostu niezrozumiałe, dziwne, obce.Dlatego dla wielu była tak dziwna taka inna. Ona nie znała czegoś takiego jak miłość, zakochanie, nigdy nie miała bliższego kontaktu z chłopakiem i nie było to dla niej dziwne.
- Na zakupy? Dlaczego chcesz iśc ze mną na zakupy?- zapytała i zaczęła jeść swoje jedzenie,

Abby pisze...

- a moim zdaniem twoja mama ma się całkiem dobrze bo przed lekcja rozmawiała telefonicznie z panem od historii na temat twoich ocen- powiedziała- kłamstwo ma piękna okładkę ale słaba treść- spojrzała na nią znacząco- przyjdziesz dzisiaj na zajęcia. A jeżeli nie to i tak będę ciebie z tym ścigać.

wilczyca pisze...

[hmm ostatnio ciagle się na siebie natykamy .... ogolnie to hej.
A pomysł... hmm to cos co ostatnio mi nie wychodzi.. więc nie wiem. Cos prostego czy wymyślać się na coś skomplokowanego? Albo tez jakies wybuchowe zajęcia/ucieczka/wspólne zajęcia etc]

Raven

Abby pisze...

Kiedy dziewczyna weszła, ona akurat kończyła zajęcia z innymi uczniami.
- Proszę pani... bo ja chyba nie wystartuję w zawodach- powiedział jeden z jej chłopaków.
- Co się dzieje?- zapytała
- Z facetem od matmy mam kłopot- zaczął.
- Już ja to załatwię. Jeżeli to tylko tyle, to możesz już iść- spojrzała na chłopaka, a ten minął Amelię, która stała za nim w kolejce.
- Nie. Nie sprawia mi to przyjemności, a Ty masz umieć to co jest w programie. Jeżeli nie, to musisz jeszcze raz to wszystko opracować. Ale żaden uczeń nie daje radę w pojedynkę- Abigail spojrzała na blondynkę

Sasha pisze...

[Może jakieś spięcie między nimi? Na przykład na lekcji sztuki xD]

wilczyca pisze...

[ja sie cieszyć, ze sie ty cieszyć ;) oki to weźmy na to że juz sie kiedyś natknęly na siebie, wymieniły zdawkowe uprzejmości i tyle. Reszta wyjdzie w praniu ;) oj my biedne.... ;)]

Ostatni tydzień był trudny. Lekcje chemii, kończace sie wybuchem, potem uniki tychze lekcji, by na koniec dac upust swej mutacji, zakończona poparzeniem rąk. Dobrze, ze nie była sama, gdyz wznieciła przy tym pozar jednym ze swych piorunów, lecz przypadkowy kolega (pogodynka) ugasił i zawlókł ja z powrotem fo zamku.
A potem zaczął sie hałas i pytania, czego nie znosiła. Po obandazowaniu wymusiła na pielęgniarce, by ta ja wypuściła zaraz po zdarzeniu.
Zignorowała tłum gapiów i weszła powolnym krokiem, w duchu krzywiąc się z bólu, na schody a od nich korytarzem do siebie. Twarz zakryła mokrymi jeszcze od deszczu włosami, tak by zakrywały oczy.
Gdy doszła do pietra była przeszczęsliwa.

Raven

Sasha pisze...

Słysząc uwagę dziewczyny spojrzałem na nią spojrzeniem typu 'WTF?'.
- Nie martw się Sashka- powiedział Joel, który siedział przede mną- Na pewno ma albo okres, albo te swoje kobiece PMSy czy jak to tam kto zwał- na jego słowa zachichotałem cicho. Z Joelem, jako jedynym w klasie dogadywałem się bardzo dobrze. Inni woleli robić sobie ze mnie głupie żarty.
- Ciekawe co nam dzisiaj Czarnobyl zasponsoruje- mruknął jakiś wysoki osiłek.
- Ja już nie powiem kto ma World Trade Center między nogami- odgryzłem mu się.

Abby pisze...

- A więc co pamiętasz z poprzednich zajęć?- zapytała brunetka, mając nadzieję, że ta chociaż odrobinę coś zapamiętała. Sama zaś poszła do swojego kantorka z bronią na zapleczu. Wyciągnęła z niego wiatrówkę i ustawiła tarczę.
- Jeżeli rzeczywiście uważałaś na lekcjach to nie będziesz miała problemu z ustrzeleniem celu. Tak jak to robiliśmy na lekcji- wiedziała dobrze, że ten kto nie ćwiczył tego to będzie mu trudno to zrobić.

Sasha pisze...

Prychnąłem cicho na ich stwierdzenie. Były dziwne. Spojrzałem przez okno, kładąc głowę na ramieniu Joela, który się przysunął do mnie.
- My faceci jesteśmy o wiele lepsi. Potrafimy ugotować kiedy trzeba, naprawić coś kiedy trzeba i w ogóle do szczęścia nam wiele nie potrzeba. A jak któryś ma taką samą koszulkę czy buty, to nie rzucamy się sobie do gardeł, ale zostajemy kumplami- stwierdziłem, przymykając oczy.

Abby pisze...

Podałam dla niej wiatrówkę.
- Ustaw się tak jak powinnaś i staraj się uchwycić cel. Jeżeli Twoje pytanie brzmi, po co Ci to do szczęścia jest potrzebne, to zapytaj o to, gdy będziesz uciekała z pistoletem pełnym nabojów przed naukowcami, którzy będą chcieli zrobić z Ciebie królika doświadczalnego- powiedziała. W tej chwili wszedł do klasy jeden z moich wychowanków.
- Psze pani, bo ja potrzebuję podpisu od pani na te zawody- powiedział.
- Połóż na biurko i uciekaj z linii strzału, jeżeli nie chcesz mieć sitka z majtek- stwierdziłam.

Sasha pisze...

O ile ja byłem biseksualny, tak Joel był homoseksualny. Ale nam to jakoś nie przeszkadzało. Na początku przejmowałem się tym co ludzie mówią o mnie. Jednak później przestałem. Joel uśmiechnął się chytrze.
- Uważaj, bo zaraz ci z tych biletów nie zostanie nic- powiedział, a ja otworzyłem oczy do połowy.
- Co, noc była upojna?- zapytała mnie jakaś z koleżanek Am. Wiedziałem o jej wybryku z alkoholem, który wydarzył się kiedyś tam.
- Bo jedni wolą spać,
a inni chlać po parkach.
A my wolimy grać
po nocach w Counter Strike'a- zanuciłem rytmicznie pod nosem, a tamta wyglądała tak jakby jej ktoś strzelił z liścia w twarz.

Sasha pisze...

- Nie, dzięki. Wolę grać w CS'a- odpowiedział. W tym momencie dosiadł się do nas Ian.
- A macie jakiś serwer?- zapytał nas chłopak.
- Pewnie. Nawet już sprawdzony i opłacony- powiedziałem, uśmiechając się lekko- Teraz planujemy rozgromić jakąś grupę z Japonii, bo rzuciła nam wyzwanie. Więc zbieramy graczy- stwierdziłem- W piątek o dwudziestej naszego czasu.
- A u kogo?- Ian wydawał się być tym zainteresowany.
- Pewnie u mnie, bo wy w jedynkach śpicie, a u mnie jest znacznie więcej miejsca- dodałem. I to pewnie dziewczynie nie pasowało, bo pokaz był w tym samym terminie. Ale ze mnie kanalia.

wilczyca pisze...

To dziwne jak ich myśli chodziły tymi samymi torami - obie pragnęły zostać nie zauwazone. Ale oczywiście marzenia tego typu, zostaja tylko marzeniami. Zauważyła ja jednak, ale mało ja obchodziło co tu robiła. W końcu gdzie był tu zakaz spotykania sie ze znajomymi lub dajmy na to przyjaciółmi. Czy to było wazne? Raczej nie..
Uniosła trochę głowę, gdy doszła do swoich drzwi. Gdy wyjmowała klucze spadły jej. Próbowała je podnieść, ale gdy tylko się schyliła by je podnieśc obolałymi rękoma, zaczęło jej się kręcić w głowie.

Abby pisze...

- Może być- powiedziała od niechcenia- Musisz tylko ustawić się tak jak powinnaś. Jedna nogą w przód. Łokieć podparty na kości biodrowej. Ręka bardziej stabilnie. Wtedy masz mniejsze szanse, że odrzuci ciebie gdzieś- w prawdzie odrzut z wiatrówki nie był duży, to jednak przy takim Kałasznikowie bywał zbyt duży.

wilczyca pisze...

Chwile tak trwała nieświadomie a potem poczuła potrząsanie.
Mózg leniwie dostarczał bodźców, lecz nie ma co sie dziwić, ze po dzisiejszej akcji w lesie, czuła sie jakby przejechał ja czołg. Tyle, ze o omdleniu nie pomyslała.
- zostaw - mruknęła cicho z lekka zadyszką w głosie jakby przebiegła maraton. Zamrugała parokrotnie az w koncu dosyć ostroznie otworzyła oczy. Kątem oka zauwazyła kilka osób, które zerkały w jej stronę, lecz szybko udawały, ze sie jej nie przygladają, jak sama je na tym przyuwazyła.

Raven

wilczyca pisze...

- naprawdę ... - próbowała przekonać. - pokój mój tutaj - wskazała palcem, chyba jedynym nie poparzonym, na drzwi - i tak sie musze przebrac i umyć. O przeziębienie nie trudno po darmowym "deszczu" - zachichotała cicho.
Wzięła klucze ponownie do ręki, nim ta jej pomogła się podnieść.

Raven

Sasha pisze...

- A to co? Już występ jakiegoś fashionisty odpadł w zapomnienie?- zapytałem nieco zgryźliwie.
- Kto się czubi ten się lubi- stwierdził Ian.
- Tylko trzeba uważać na wysoki ping. Bo już od setki wywalają, zakładając bana na adres IP- powiedziałem.
- Widzę, że Ty to już jesteś obeznany w temacie- zaśmiał się Joel.
- No, a jak. Musiałem sprawdzić czy eta wsjo w poriadkie- powiedziałem po rosyjsku- A, no i zainstalowałem tym razem dobrego Steama- uśmiechnąłem się lekko- Jeśli nie będziesz przeszkadzać, to możesz przyjść- wzruszyłem delikatnie ramionami- A, i podobno będzie albo cs_max albo ratsy.

wilczyca pisze...

- ale.. ja.. - chciała zaprotestować, lecz poczuła rwanie w ramionach. Syknęła cicho, gdy ta ja złapała za nie.
Ewidentnie przydało by sie jej łózko. Ale nie. Nim sie obejrzała, szła chwiejnie do pokoju jakies dziewczyny. Ponownie sie lekko zaparła przed pokojem. - ale.. - znowu zaczęła i znowu jej przerwała.
Zniechecona zabrała pożyczone ciuchy i weszła do jej łazienki pod jej czujnym okiem. Po przymknięciu drzwi jako tako zaczęła ściagac nowe a w zasadzie "stare" juz ciuchy.
W pomieszczeniu było lustro. Az bała sie w nim siebie zobaczyć.. jednak gdy tak sie juz stało... Jęknęła przeciagle. Trudno było opisać ten obraz nedzy i rozpaczy. Pewnie za 24 h będzie wszędzie kolorowa z przewaga koloru niebieskiego, fioletowego czy wręcz sinego.

Ravik, wyglądająca "dosłownie" jak po przejściu tornada.

Sasha pisze...

Doskonale wiedziałem, że ona nie wie o czym my mówimy. Było to widoczne po jej twarzy. W sumie to ten widok sprawiał mi jakąś przyjemność. Przynajmniej chociaż raz mogłem jej dopiec.
- Leci na Ciebie- powiedziałem do Iana- Dobra chodźmy, bo zamkną nas w klasie- stwierdziłem i zebraliśmy swoje manatki.
- Sashka a będzie to co ostanio?- zapytali Joel i Ian, a oczy aż im zabłyszczały.
- Będzie. Najczystszy i najlepszy w całej swojej okazałości- uśmiechnąłem się- Rodia przesłał ostatnio. Tylko do paczkomatu trzeba będzie skoczyć, ale pogadam z tą nową z sekretariatu- akurat przeszliśmy obok Amandy i jej 'psiapsiółek'.
- Am, czy oni mówią o alkoholu?- zapytała ta co wyglądała na najbardziej niekumatą w całym zespole.

Abby pisze...

- Może być- spojrzała w dziennik- Na kiedy Max Ci mam to podpisać?- zapytała chłopaka.
- Najlepiej na dzisiaj- wzięła od niego kartki i je podpisała- Przyjdź jutro na trening z rana- chłopak posłusznie skinął głową.
- Jak ci się podoba lekcja z moją wychowawczynią?- zapytał żartobliwie dziewczyny- To najbardziej zajebista babka w całej szkole.

wilczyca pisze...

No dobra... oblukała się we wszystkie strony i stwierdziła, ze przynajmniej twarz jest cała. Westchnęła cięko. Połozyła gdzies ciuchy i podeszła do prysznica.
Po kilkunastu minutach wyszła, wytarła sie w ręcznik a potem ubrała. Z ociaganiem wyszła z łazienki.
- sorki za ręcznik. - mruknęła gdy ja spostrzegła. - moze i lepiej ale tylko na zewnatrz - skomentowała ale nim wzięła jej kubek do ręki i usłyszała pytanie, lekko sie zdzwiła. Przeciez to co sie działo w lesie było pewniue widac przez wszystkie okna. Nie mówiac o tym, ze potem zebrała sie chyba cała szkoła. I no własnie.. chyba jednak nie. Wzięła w koncu kubek i przysiadła przy krześle.
- bardzo mi miło. Raven. - przedstawiła. - prawie wszyscy przy tym byli... nie mów, ze.. ty tego nie widziałaś.

Raven

Sasha pisze...

- Dobra chłopaki. Widzimy się jutro- powiedziałem- Przynieście jakieś ogórki na zakąskę i coś na zapitkę- uśmiechnąłem się lekko- O, Joel, jakby coś to kryj mnie, bo zaraz pójdę do tego paczkomatu.
- Sasha, tylko nie zrób takiego bałaganu jak wtedy- chyba każdy już o tym słyszał, że podczas ostatniej przepustki natrafiłem na grupę szalonych naukowców i ci mnie zaatakowali. Do tego stopnia, że aż wskrzesiłem smoka z rysunku, a ten sterroryzował całe miasto. Ja w sumie też poniosłem poważne obrażenia, bo pielęgniarka aż się zmachała, aby mnie przywrócić do zywych. Ach jakie piękne wspomnienia...

Abby pisze...

- Nie jeszcze- powiedziała kobieta, podchodząc do niej- Nie tylko to robiliśmy na zajęciach. Kto nie uważał już widać- przewróciła oczami. Wzięła od niej broń. Za chwilę zawiązała oczy opaską.
- Przesuń tarczę gdzie indziej- powiedziała dziewczynie- Teraz pokażę Ci, do czego służą pozostałe zmysły, kiedy ktoś Ci chlapnie błotem w oczy.

wilczyca pisze...

Popatrzyła na nia z niechęciom. Ostatniom rzecza, która teraz chciała zrobić to opowiesc o tym co sie działo. Westchnęła głucho i upiła łyk, by zyskac czas. Marzyło jej się łózko.
- powiedzmy skrótem: była sobie taka chemia i eksperyment zakonczony wybuchem. Potem ucieczka z klasy i z zamku. Jakis facet za mna poszedł. W sumie nie wiem po co, byle mnie bardziej wkurzyc i sie stało, to ze w koncu ma zlość "wyszła" a efekt jest taki jaki widzisz - wskazała na siebie i ręce. - kolega-pogodynka przywołał deszcze i ugasił mój pozar, który wiekszosc widziała a potem zbiegło sie zbiorowisko.

Raven

kiraj pisze...

[ Cześć Yui! C:
Pragnę wątku z Amandą, koniecznie. Mogę nawet zacząć, tylko pytanie, czy chcesz jakieś powiązanie(zaznaczam od razu, że Blaise w Recifle College jest od niedawna), czy od razu mam zacząć jakiś wątek na szybko? :> ]

Blaise Teddy Miller

Makita pisze...

jeżeli chodziło o nas chłopaków to my nie musieliśmy się przebierać i się stroic. taki był nasz plus. po uporaniu się z przemyceniem samogonu do mojego pokoju uznałem że dobrze byłoby za skladkowe pieniądze kupić coś do jedzenia. raznym krokiem szedłem centrum miasta podspiewujac piosenkę 'nash sosied' z repertuaru edyty piechy.

Makita pisze...

usmiechnalem się lekko zronujac z nią krok.
- czemu mnie unikasz?- zapytałem ni z tego ni z owego. nie zrobiłem jej w końcu nic złego. przynajmniej tak mi się wydawało.

Makita pisze...

- to przyjście do mnie też nie jest zupełnie przypadkowe- stwierdzilem- robisz to bo masz jakiś w tym interes. robisz to nie dla czegoś ale dla kogoś- zastanowilem się przez chwile- na pewno nie dla mnie bo my się lubimy jak kot z psem. i pewnie też nie joel bo on za dziewczynami jakoś nie lata- spojrzałem na nią uważnie- więc zostaje nam Ian do którego lepisz się jak osa do liedienca- a widząc że ona nie rozumie ostatniego słowa przewrocilem teatralnie oczami- liedieniec to po rosyjsku lizak.

kiraj pisze...

Trwała długa przerwa. To oznaczało dla uczniów dwadzieścia minut śmiechów, dwadzieścia minut spokoju od chodzenia do tablicy i przejmowania się kwasami, elektrostatyką, czy Napoleonem. Krótko mówiąc dwadzieścia minut dla siebie, a dla Blaise'a - dwadzieścia minut, które było można przeznaczyć na rysowanie. Co prawda chodził do Recifle College od niezbyt dawna, ale i tak zdążył już rozejrzeć się po szkole i znaleźć sobie własny cichy kąt, który szybko stał się jego azylem, a zarazem świetną miejscówką.
Siedział tam od dłuższej chwili całkowicie pochłonięty cieniowaniem wyciągniętej w stronę nicości, ludzkiej dłoni. Była to praca, którą miał pokazać nauczycielowi sztuki, ale póki co musiał ją najpierw dokończyć. Właśnie chował rysunek włożony do teczki A4, kiedy poczuł jak coś naciska wyraźnie na jego ogon.
Zasyczał ostrzegawczo na dziewczynę, która rozmawiała z jakąś koleżanką i najwidoczniej nawet nie zdawała sobie z tego, że na coś nadeptuje.
- Możesz łaskawie zejść z mojego ogona? - spytał, nawet nie próbując go wyszarpnąć, bo to tylko pogorszyłoby sprawę.

Blaise Teddy Miller

Aleksandra Krajewska pisze...

-Ale jaki ty będziesz miała w tym cel?- zapytała podejrzanie i zmarszczyła swój mały nosek, nie bardzo rozumiejąc jej dobroć, bądźmy szczerzy, zawsze spoglądałą na nią sceptycznie i raczej nie chciała mieć z nią nic wspólnego, a teraz ona Ama chciała się z nią zaprzyjaźnić, coś jej nie grało. Coś nei pasowało. To była maszyna do zabijania, dlatego tak ciężko było przyswoić ową wiadomość.
-Nie wiem czy ścięcie ich będzie dobrym pomysłem- zaprzeczyła i pokiwała głową w kilka stron, a później spojrzała na nią i na to co robi
-Co mu zrobiłaś?

kiraj pisze...

- Ała - mruknął w pierwszym odruchu nawet nie zauważając tego, że go przeprosiła. Widać, że należała do tego typu popularnych, towarzyskich dziewcząt. Pewnie był przeciwieństwem chłopaków, jakimi się interesowała. W końcu nie uważał się ani za przystojnego ani nawet nie był zaskakująco bogaty. Zastanowiło go to, czemu więc jeszcze stała i patrzyła na niego. Ba, ona chyba była skruszona.
Odchrząknął cicho i zamachał końcówką ogona na boki, spoglądając na nią jednocześnie. Kapelusz który miał na głowie rzucał cień na jego twarz przez co - jak do tej pory - nie widziała jego oczu. Wepchnął do końca teczkę A4 do torby, a potem wstał i uśmiechnął się lekko.
- Blaise jestem, nic się nie stało, serio. Po prostu nie każdy depce po mnie na co dzień - mruknął z nutką rozbawienia w głosie. Dopiero teraz mogła zobaczyć jego czarne oczy. Całkowicie czarne i głębokie jak ocean, w którym tak łatwo przecież można się utopić, prawda?

Blaise Teddy Miller

Ace pisze...

[Reid nie lubi być ofiarą...]

wilczyca pisze...

Westchnęła dosyc głośno.
- ano... - uśmiechnęła sie trochę z musu. Sama łyknęła ciepłego napoju, który poparzył jej język, ale mimo wszystko zrobiło sie jej cieplej na ciele - nie, nie władam ogniem - odpowiedziała - jestem aerokinetyczką. - dodała po dłuższej chwili - powietrze i jego pochodna.

Ravik zmalterowana po nadwyżce mocy i zaabandażowanymi rękoma az do łokcia.

kiraj pisze...

Przez chwilę poczuł się głupio, bo pewnie poczuła się osaczona przez te jego oczy. Kiedy Amanda zaproponowała mu wspólny obiad wyglądał na dość zaskoczonego. Jeszcze żadna dziewczyna nie spytała go o coś takiego. Zazwyczaj ludzie się go bali i unikali. Odkąd tutaj był, to najczęściej jadał na szkolnym korytarzu jakieś chrupki, krakersy albo paluszki, ewentualnie siedział w swoim pokoju i podgryzał herbatniki czytając książkę lub oglądając jakieś nudne seriale lub programy rozrywkowe. Na stołówkę zajrzał może ze dwa razy, ale chyba głównie po to, żeby upewnić się, czy robią tam jakieś zjadliwe jedzenie. Mimo wszystko potem jakoś tam nie zaglądał. Nie widziało mu się samotne siedzenie przy stoliku i skubanie brokułów.
Czuł się trochę niepewnie, bo pierwszy raz miał pojawić się gdziekolwiek z jakąś bardziej popularną dziewczyną w szkole, niemniej jednak postanowił nie odmawiać.
- Okej, powiedzmy, że to będzie zadośćuczynienie - mruknął, posyłając jej uśmiech. - Od dawna chodzisz do Recifle?

Blaise Teddy Miller

Abby pisze...

[Abby sobie przewiązała tą przepaską oczy]

- Skoro już ustawiłaś, to możesz ją gdzieś jeszcze ustawić- czerń przed oczami prześwietlała jej wszystko- W tym przypadku musisz wyostrzyć zmysły, bo nie widzisz wroga. Ale możesz go wyczuć, usłyszeć- ustawiła broń, po czym wystrzeliła w tarczę. Ściągnęła opaskę- Widzisz? Sam środek.

wilczyca pisze...

- dlaczego? To moze być tez interesujace - odwazyła sie zauwazyć. - Mozesz być dosłownie wszędzie. Pozwiedzać to i tam i nie musisz za to płacic pieniędzmi. W przeciwieństwie do mnie gdzie musze uwazać na to co robię. - wzruszyła ramionami - lepiej? - uniosła lekko ręce - z tym? Chcieli bym polezała na leżance do jutra, ale się nie zgodziłam. Wolę sie "powkurzać" i zdemolować tylko swój pokój, niz cos jeszcze - odrzekła obojętnie - dali mi zwolnienie na tydzień. Wtedy zdejmę te cholerne bandaze i orzekną czy mogę już wracać na zajęcia czy jeszcze dadza mi luz.

[luz... chcesz ciasteczko? xD]

Sasha pisze...

Spojrzałem na nią wzrokiem wariata.
- Jeszcze na lekcji miałaś ochotę mi oczy wydrapać, za to, że chłopaki jutro wbijają do mnie do pokoju- dziewczyny naprawdę były bardzo dziwne. Tym bardziej Amelia i jej rzekome 'sposoby zaprzyjaźnienia się'. Zerknąłem uważnie na plakat, który wisiał.
- Nie idź tam, gdzie masz zamiar iść- powiedziałem, dalej gapiąc się w plakat- Lisy czekają na kurki.

kiraj pisze...

- Lepiej z jaszczurką, niż z jakim osłem jak ty - odmruknął na tę zaczepkę z dość obojętnym wyrazem twarzy. Starał się nie pokazać mu swojego zdenerwowania, bo wiedział, że ci chłopacy tylko na to liczyli; że się zdenerwuje. Nie miał zamiaru dać im żadnej satysfakcji. Przyzwyczaił się już do takich komentarzy, a dzisiaj nie chciał psuć sobie nastoju takimi idiotycznymi komentarzami ze strony jakichś palantów.
- Idę, idę... Nie będę się przecież roztkliwiał nad jakimiś idiotami - mruknął, nadal uśmiechając się w ten sam sposób.
- Nie ma co... z przyjemnymi typami się zadajesz. Ciebie też tak miło traktują? - spytał, kiedy już zajęli miejsce na stołówce.

Blaise Teddy Miller

wilczyca pisze...

- Lepiej, zebys nie mnie ogladała w akcji. Wszystko lata - przyłozyła głowę do ściany.
Westchnęła upijajac ostatnie łyki. Zmruzyła oczka.
- taa... tydzień odpoczynku od bycia "szkolnej gwiazdy". Jedyny plus to taki, ze nie podejda do mnie po autograf.

[prodzę cie bardzo ;)]

sasha pisze...

- Nie trzep mnie w głowę, bo nie lubię tego- powiedziałem. Nadal stała za mną, a ja dalej odczytywałem z plakatu- Po za tym coś mi mówi, że chyba Ci oczko w rajstopach poszło aż do kolana- uśmiechnąłem się lekko- Co jeszcze Ci mądrego mogę powiedzieć?- zapytałem, a zaraz spoważniałem i zbladłem- Wiejemy- krzyknąłem cicho, widząc jak celują pistoletami w naszą stronę.

Sasha pisze...

Pobiegłem dalej niż ona. Do moich uszu dotarł głośny rozkaz 'goń!' i zaraz za mną zostały spuszczone gończe psy. Z drugiej strony wyskoczyli naukowcy. Byłem otoczony ze wszystkich stron. Szybko wydobyłem rysunek z kieszeni kurtki. Znowu smok. Nie pozostało mi nic innego zrobić niż go ożywić. Ten zionął w nich ogniem i wzleciał ze mną w górę. Szybko dostrzegłem Amelię, która zmagała się z innymi naukowcami, którzy ją pojmali. Smok znowu zionął ogniem i chwycił w łapy przerażoną Am.

wilczyca pisze...

Rzuciła jej spojrzenie typu: Nie przeginaj.
- jakieś. - przyznała krótko a potem zaczęła sie podnosic z krzesła. Odstawiła pusty kubek na bok. - dzięki za herbatę i ciuchy. Oddam je niedługo. A teraz pójdę juz. - stanęła troche chwiejnie - Naprawdę sobie poradzę - odrzekła widząc, ze ta tez sie ruszyła z miejsca - nie rób afery, oki? Nic mi nie jest.

[skoro nalegasz... ^_^]

kiraj pisze...

Blaise pierwszy raz w życiu wzbudził takie interesowanie samym przybyciem do jakiegoś miejsca. Zazwyczaj nikt nie zwracał na niego większej uwagi. Kiedyś zajrzał do stołówki, ale raczej nikt się nim nie zainteresował. Wszyscy byli zajęci własnymi sprawami, a tym razem większość gapiła się na niego, jakby go pozłocono.
Pewnie gdyby nie to, że Amanda jest taką popularną dziewczyną, to znowu nie wzbudziłby w nikim nawet najmniejszego zaciekawienia. Trochę go to speszyło, ale wydawała się być całkiem miła. Gdyby chciała sobie zrobić z niego żarty, to raczej nie zapraszałaby go na wspólny obiad i nie zapraszała do własnego stolika, o przedstawianiu go swoim koleżankom już nie wspominając.
- W sumie to nawet nie wiem co tutaj dają ciekawego. Pierwszy raz na stołówce, wiesz - mruknął i uśmiechnął się nieco wymijająco, chwilę potem jak odpowiedział zdawkowe "cześć" Monice, Caroline i Jenny.
- A ty co polecasz? - podpytał.

Blaise Teddy Miller

Makita pisze...

- Przez takie buty, to się wcale, a wcale nie dziwię, że nie dałaś radę im uciec- powiedziałem, kiedy wylądowaliśmy na terenie akademii. Odetchnąłem z ulgą, a smok ułożył się na trawie i zwinął się w kłębek. Chociaż w jego przypadku można byłoby to nazwać 'kłębem' ze względu na tego dwumetrowego kolosa.
- Harasza rabota- pochwaliłem po rosyjsku smoka, a zaraz zwróciłem się do dziewczyny- I zamiast zwracać mi uwagi, to powinnaś mi podziękować za uratowanie Ci dupy, bo by Ciebie złapali. W takim szoku byłaś- odwróciłem się i poszedłem przed siebie, aby usiąść na ławkę. Zapaliłem papierosa. Mimo, że na zewnątrz tego nie było widać, to niemalże wszystko we mnie w środku buzowało niczym w wulkanie.

Makita pisze...

- Sądzę, że gdybyś miała jakieś trampki to byś mogła im szybciej uciec- stwierdziłem- Oddawaj mojego papierosa- odebrałem jej. Nie zdążyłem jak na złość kupić nowego pakietu papierosów. Dobrze, że paczki zdążyłem zgarnąć. Zaciągnąłem się głęboko nim i po chwili wypuściłem spomiędzy warg spory okrąg. Od pewnego czasu udawało mi się wypuszczać krążki. Nowe nic nie znaczące dla tego okropnego świata osiągnięcie. Wyciągnąłem z kieszeni kurtki pustą kartkę. Przez chwilę skupiłem swoją energię i przeniosłem smoka, który nas uratował na pustą kartkę papieru. Przyda mi się następnym razem. O ile taki będzie. Widząc minę dziewczyny, wzruszyłem obojętnie ramionami- Umiem ożywić, to i musi to jakoś działać w drugą stronę- wytłumaczyłem jej.

wilczyca pisze...

- owszem. Do zobaczyska - pomachała dziewczynie i wyszła z pokoju, kurczowo trzymajac klucze by jej nie wypadły tym razem. Dotarła do siebie i w końcu weszła do środka kopniakiem zamykajac drzwi.
Wreszcie czuła, ze moze sie wyluzować na tyle, zeby wziąć rasz jeszcze prysznic, przebrać sie w swoje ciuchy i wpełznąć do łóżka.

Raven

Makita pisze...

kiedy nadszedł piątek każdy z nas chyba przeżywał to aby dać popalic jakimś japoncom. alkohol już u mnie w pokoju był od wczoraj. całkiem pięć ładnych flaszek samogonu. nie ma to jak swoje klimaty. a po za tym to rodia robił najlepszy samogon na świecie. był zarabiscie mocny.
około dwudziestej chłopaki zaczęli zbierać się w moim pokoju.
- niezle ściany- powiedział joel podziwiając ten cały rozpiernicz po mojej ostatniej furii.

Makita pisze...

- lepiej nie być jest wtedy w pokoju bo może to przeplacic życiem- powiedziakem całkiem powaznie- dobra. zaczynamy. serwer już włączony można chyba trochę pocwiczyc bo japończyków nie widać póki co.
w tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
- proszę- krzyknalem a zaraz w w pomieszczeniu zjawiła się jedną z przyjaciółek amelii.
- mogę?- zapytała. jeszcze tego mi brakowało aby przyszły jej koleżanki.

Makita pisze...

jenny najwidoczniej nie chciała się jej posłuchać bo zaraz znowu wróciła do mojego pokoju.
- sashka ja też w to kiedyś grałam i całkiem niezle. naprawdę!- zarzekala się dziewczyna. czy ona próbowała mi się podlizac?

Makita pisze...

spojrzałem uważnie na jenny a zaraz później na amande która była bardzo wkurzona.
- co robimy chłopaki?- zapytałem.
- mi to obojętne- powiedział joel a Ian mu zawtorowal.
- jak dobrze grasz?- zapytałem.
- to zależy czy pinga wysokiego nie mam- odpowiedziała.
- wchodz. będziesz nasza rezerwowa- zaprosiłem ją do środka. w sumie to zrobiłem to tak trochę na złość am. no ale ona nie musiała o tym wiedzieć.

Aleksandra Krajewska pisze...

- Uwierz mi... z mojej pozycji to dziwne...- odpowiedziała marszcząc swój malutki i uroczy nosek. - Coś zrobił złęgo?- zapytała i zerknęła na owego chłopaka. Później dokończyła swój obiad. Frytki i hamburgera.,

Makita pisze...

Jenny zajęła miejsce obok mnie upatrują się w moja osobę niczym ciele w malowane wrota. zaczelismy grać i szło nam naprawdę dobrze.
- ej jen- szturchnalem ją lekko kiedy ta ułożyła mi swoją głowę na ramieniu- może idź do amandy bo chyba się nudzi- dziewczyna poszła do niej.
- sama sobie się dziwię że wcześniej go nie zauważałam- powiedziała jen do am.

Makita pisze...

wkrótce miała rozegrać się ostatnia runda.
- jenny chcesz zagrać?- zapytał joel a ta szybko siadla między mną a Ianem.
- lubisz go co nie?- joel zapytał am spogladajac w kierunku iana- nie jest w moim typie.

Makita pisze...

- mam pewien pomysł- powiedział joel- ja ci pomogę z Ianem a ty mi z Sashą. Pierwsze co muszę zrobić to jakoś zniechęcić tą jen aby się od niego odczepila bo stanowi zagrożenie- powiedział.
w końcu zakończyliśmy grę.
- o czym tam gruchacie?- zapytałem sięgając pod łóżko i wyciągając butelkę z alkoholem- trzeba to jakoś opic co nie?- zapytałem i poszedłem do kuchni po szklanki a zaraz za mną chciała iść jen.

Makita pisze...

wracając do pokoju zauważyłem placzaca jen.
- coś się stało?- zapytałem a ta strzeliła mi z liscia w twarz- au! za co?- zacząłem masowac obolaly policzek a dziewczyna poszła.
- coś się stało?- zapytał joel podchodzac do mnie- będziesz miał trochę zaczerwienione ale zejdzie ci- zerknal porozumiewawczo do am- chodźmy. napijemy się za nasze zwycięstwo- joel wziął szklanki i rozlal do szklanek.
- nie upij się za bardzo- powiedział do amandy.

Makita pisze...

- no raczej. ale ja nawet nie wiem za co- co jak co ale naprawdę nie wiedziałem o co mogło chodzi jen- wiadomo co się jej stało? patrzyła się na mnie tak jakbym przynajmniej pół rodziny zabił- stwierdzilem.

Makita pisze...

- joel o co chodzi?- zapytałem. nie lubiłem kiedy ktoś ze mnie robił glupca- możesz mi w końcu powiedzieć?- zmarszczylem brwi a moje usta zacisnely się w cienka linie.
- posprzeczalismy się o blaha sprawę i powiedzialem że jest pusta- odpowiedział joel.
- na pewno? to dlaczego uderzyła mnie a nie ciebie?
Amanda i Ian patrzyli się na nas dziwnie.
- powiedzialem jej jeszcze że kiedyś się z tobą lizalem a najwidoczniej ona ma coś do takich rzeczy- wzruszył ramionami joel. wypilem potężnego lyka samogonu.

Makita pisze...

- Ian może tak odprowadzilbys Amande do jej pokoju?- zapytał Joel chłopaka- chyba nie wygląda najlepiej. chyba zadymione powietrze w pokoju sashy jej nie pasuje- mrugnal do niej porozumiewawczo tak że oprócz niej nikt tego nie widział.
- i wszyscy sobie tak pojdzuecie a ja zostanę z butelką samogonu i limem pod okiem- jeknalem cicho. po chwili poczulem jak dłoń joela unosi mnie za podbrodek.
- ja z tobą zostanę- uśmiechnął się do mnie.

Makita pisze...

kiedy oni wyszli ziewnalem.
- widzę że komuś tutaj spać się chce- pogladzil mnie po policzku joel. Skinalem lekko głową.
- ale nie zostawiaj mnie tutaj samego.

nazajutrz rano obudził nas głośny dźwięk budzika.trzeba było iść na lekcje. na korytarzu zauważyłem Amande w towarzystwie jej przyjaciółek w tym Jenny.
- i jak wspólną noc z joelem?- zapytała kasliwie. Taaa... pewnie coś sobie ubzdurala i pewnie już połowie szkoły o tym powiedziała.

(przeskoczyłm do drugiego dnia)

Makita pisze...

usiadlem przy swojej ławce przy joelu. zauważyłem te dziwne spojrzenia w nasza stronę.
- możesz mi powiedzieć o co im chodzi?- zapytałem jo a ten uśmiechnął się do mnie lekko.
- nie przejmuj się nimi. po prostu zazdroszczą ci że siedzisz z kimś takim jak ja- zasmial się cicho.

Makita pisze...

nie wiem czemu ale za każdym razem kiedy jennifer patrzyła się na mnie to miałem jakieś cholerne poczucie winy.
- nie martw się niczym- szepnął mi do ucha joel a swoją dłonią przejechal mi po nodze zatrzymując się przy kroczu.
- joel... co ty robisz?- zapytałem z lekka panika w głosie.
- ciii... wszystko będzie dobrze. zachowuj się normalnie- owial mi ciepłym oddechem szyję.

Makita pisze...

.- jak wczoraj było z Ianem?- zapytał joel a ja sciagnalem jego dłoń z mojego krocza. ten spojrzał się na mnie zdziwiony. nie podobało mi się to. nie przy tylu ludziach. owszem wiedziałem że go takie rzeczy kręcą. ale nie mnie

Makita pisze...

- Cierpliwości- powiedział Joel- To powinno pomóc- wsunął jej do torebki małą fiolkę z płynem- Jak się czujesz Sashka?- zapytał mnie, a ja uniosłem głowę znad ławki.
- A jak widać?- zapytałem. Mogłem nie pić tej butelki z nim jak oni już poszli- Mam dziwną dziurę w pamięci i czuję, że mogłem zrobić coś głupiego- powiedziałem, a ten cmoknął mnie w czoło- Dziwnie się wszyscy zachowujecie- stwierdziłem.

Makita pisze...

- Muszę wyjść do łazienki- zakomunikowałem, kiedy poczułem, że żołądek podchodzi mi aż do gardła.
- Mówiłem Tobie, abyś nie pił tego litra samemu- powiedział Joel- Pomożemy mu w dojściu do toalety, nim gdzieś nam tutaj na korytarzu padnie?- zapytał, ale nie zwracałem już uwagi na to do kogo to pytanie było skierowane.

Makita pisze...

- Jak chcesz- odpowiedział. Wstałem na nogi i się zakołysałem.
- Chyba nie dojdę- powiedziałem.
- Chyba? Na pewno- skwitował Joel. Nauczyciela jeszcze nie było- Dobra, pomogę Ci- wziął mnie pod rękę- Chodź skarbie- rzekł, kiedy przechodziliśmy obok Jennifer.

Makita pisze...

- Am, a może dałoby sie tak jakoś... no wiesz... żeby Sashka na mnie spojrzał- powiedziała Jen- Też bym tak chciała, aby mnie przytulił... powiedział miłe słówko na ucho... ten pieprzony Joel musi zawsze wszystko popsuć.

Tymczasem my byliśmy już w toalecie. Padłem na kolana przed sedesem, odprawiając przed nim modły. Joel przetrzymał mi włosy, abym ich nie zabrudził.
- Jesteśmy tutaj sami Sasha- powiedział, uśmiechając się chytrze.

Makita pisze...

- No, ale... Sasha nie wyglądał na zadowolonego z tego co robił Joel pod ławką- powiedziała.

- Joel... Co ty robisz?- zapytałem, kiedy ten postawił mnie na nogi i przywarł do ściany- Przecież każdy może tutaj wejść- chłopak wpił mi się w usta, a jego ręce spoczęły na klamrze mojego paska.

Makita pisze...

- Nadzieja umiera ostatnia- powiedziała Jenny.

Odwzajemniłem mimowolnie pocałunek Joela. Szybko rozpiął mi pasek i rozporek. Twarzą zjechał niżej aż do mojego krocza. Oparłem się o ścianę, nadal nie będąc pewien czy dobrze robimy. Ten wziął moja męskość i wiadomo co zrobił swoimi ustami. Ledwo powstrzymałem się, aby nie wydać z siebie żadnego jęku. Zagryzłem dolną wargę czując jak krew napływa mi do ust. Szybko ogarnęliśmy się i wróciliśmy do klasy.
- Już z nim wszystko w porządku- powiedział Joel.

Makita pisze...

Joel uśmiechnął się do niej. Coś mieli za bardzo przyjazne stosunki, tym bardziej, że wcześniej takich nie mieli. A może to tylko był mój taki wymysł. Jo szybko poprawił włosy. Nie tylko sobie, ale też i mi.
- I jak było?- zapytał się mnie.
- Dobrze- po twarzy błąkał się mały, niepozorny, błogi uśmieszek.

Makita pisze...

- gruszki na sosnie- odpowiedzialem nieco bezczelnie.
- chyba ktoś ma zmienny humor jak kobieta w ciąży- powiedziała caroline dosiadajac się do nas- coś was długo nie było- stwierdziła.
- gdybyś miała to samo co ja to byś wcale z łazienki nie wyszła- powiedzialem do dziewczyny.

Makita pisze...

w tej chwili do klasy wszedł nauczyciel.
- sasha joel ian i amanda do gabinetu dyrektora- powiedział groźnym głosem.
- a szto zdjelano?- zapytałem po rosyjsku a widząc minę nauczyciela Caroline zaraz wytlumaczyla:
- on zapytał co się stało.
- dowiecie się na miejscu.

Mitch Lucker, the King. pisze...

[Aw, idę na to! Zdecydowanie lubię, kiedy ktoś opiekuje się moim Teddziątkiem c: Okej, a co z wątkiem?]

Grimshaw.

Makita pisze...

- szczerze powiedziawszy to nic mi nie przychodzi do głowy- powiedzialem. naprawdę nie wiedziałem co jest grane i jak najszybciej chciałem się dowiedzieć. w końcu nie bez powodu idzie się do gabinetu dyrektorskiego. szedłem równym tempem z joelem przy którym musiałem pewnie wygladac jak krasnoludek. moje metr osiemdziesiąt przy jego dwóch metrach to jednak była różnica. za nami szli ian i amanda.

Makita pisze...

- jak zapytaja nas o alkohol to się nie przyznajemy- powiedzialem.
- Taaa... jak znajdą dolary w kieszeni to mów że to spodnie kolegi. a jak złapią cię za rękę to mów że to nie twoja reka- stwierdził Ian. zasmialem się cicho chociaż tak naprawdę do śmiechu mi nie było.

Makita pisze...

przyszlismy pod gabinet. wyszła po nas moja znajoma sekretarka. w końcu już tyle razy brałem od niej przepustki że mogłem ją uznać za znajoma.
- będzie was pytał o wczorajszy wybryk ze smokiem na mieście- szepnela do mnie konspiracyjnie. odetchnalem z ulga. myślałem że będzie gorzej.

Makita pisze...

- owszem. nas przy waszym zajściu nie było- powiedział joel- ale też w tym samym czasie byliśmy na mieście- dodał.

Makita pisze...

- siadać wszyscy- powiedział dyrektor a jego ton głosu do najprzyjemniejszych nie należał- co to ma być?- rzucił nam gazetę a na pierwszej stronie widniał smok.
- wytwór ludzkiej wyobraźni- powiedzialem.
- griegorowicz czy ty zawsze musisz wykorzystywać smoki?
- niczego innego nie miałem pod reka. sądzę że gdyby to były sloneczniki van gogha to pewnie bym ich użył.
- skąd mieliście przepustki?
- ja miałem zalegla z soboty. reszta pewnie też.

Makita pisze...

- sprawdzimy to za chwile- powiedział dyrektor.
- a po za tym... to nie jest mój smok- powiedzialem a wszyscy na mnie się spojrzeli- mój smok miał zielone skrzydła a nie fioletowe. i nie ma znamienia w kształcie gwiazdki na boku. i jeździec nie ma czarnych włosów tylko czerwone.to musi być jakas teoria spiskowa- dla udowodnienia swoich słów pokazałem rysunek według którego wczoraj powolalem swojego smoka.

Makita pisze...

- Jeżeli pan chce to mogę go ożywić, to sobie pan porówna- powiedziałem.
- Nie, nie. Dziękuję- odpowiedział. W sumie to nawet w duchu dziękowałem, że nie chciał ożywienia smoka. Tym bardziej, że na początku na mnie dyrektor trochę naskoczył, a znając dragona, ten z pewnością przyjąłby do niego wrogie nastawienie. Smok za każdym razem mnie chronił. Nawet przed osobami, które chociażby minimalnie na mnie podniosły głos.
- Czy to już wszystko?- zapytałem. Z moim kacem długo tutaj nie wytrzymam.

Mitch Lucker, the King. pisze...

[Oh, jestem za tym drugim! *-*]

Grimshaw.

Mitch Lucker, the King. pisze...

Nienawidziłem tych dni, gdy nie mogłem poruszyć się z miejsca, bo miałem nadwerężone zmysły, a dodatkowo byłem tak zdekoncentrowany ilością szmerów i ruchów, których normalny słuch nie wyłapałby, że nie potrafiłem zrobić parę kroków bez zahaczania o coś, i przez to robiłem jeszcze więcej hałasu. Wtedy przesiadywałem całe dnie w pokoju, odizolowany od świata, w duszy błagając aby to się jak najprędzej skończyło. Psycholog oczywiście zwalniał mnie ze wszystkich lekcji i czasem nawet wysyłał kogoś, kto przynosiłby mi wodę, jakąś energetyczną papkę, która utrzymywała mnie przy życiu, oraz jedzenie, którego i tak nigdy nie dotykałem, tylko od razu wyrzucałem poza moje cztery ściany, gdyż nawet czując ten zapach zbierało mi się na wymioty. To był jeden z tych dni. Jednak musiałem przyznać że nie było aż tak źle: nie plułem krwią, nie byłem atakowany przez wieczne krwotoki czy odruchy wymiotne, moje palce nie rwały się jakby same do czegoś ostrego, ale to nie znaczyło że czułem się dobrze. Leżałem skulony na łóżku, wśród pościeli, ubrany jak na kolejny, zwykły dzień życia, jednak wcale się na to nie nadający, i przyciskałem jak najmocniej dłonie do uszu, aby nie doprowadzać do siebie jakiekolwiek dźwięki z zewnątrz, aby chwilę później jęczeć cicho z bólu, który pojawił się po takim niezbyt delikatnym dotyku i silnym ucisku. Nagle coś zaczęło się zmieniać, stopniowo. Usłyszałem kroki w oddali, jednak były one bardziej pośpieszne i zdecydowane od wszystkich innych. Zbliżały się a mimo tego, że słyszałem wszystko, zaciskając mocno powieki, nie mogłem przewidzieć że drzwi otworzyłyby się z aż tak wielkim hukiem, i że głos dziewczyny zabrzmiałby aż tak głośny, potężny i sprawiający ogromny ból. Poczułem ucisk w czaszce, który sparaliżował na sekundę całe moje ciało, roznosząc po nim cierpienie, a z moich ust wydarło się stłumione jęknięcie bólu, które też nie mogło być zbyt głośne, abym sam nie dodawał sobie powodów do cierpienia. Do nozdrzy dotarły nie tylko perfumy dziewczyny, ale także zapach jej ciała, szamponu do włosów i wszystkie te wonie, które się jeszcze na niej trzymały, a ja poczułem się tak, jakby mój mózg miał za chwilę wybuchnąć. To wszystko nasiliło się, gdy się do mnie zbliżyła, a ja otworzyłem oczy tylko wtedy, kiedy z delikatnością dotknęła mi ramienia, a nadmiar światła zranił mi je, sprawiając że źrenica automatycznie się zmniejszyła, a czekoladowy kolor tęczówki dominował. Pozwoliłem sobie na poruszanie delikatnie głową, przytakując.
- Jest dobrze – jęknąłem cicho, odsuwając powoli i ostrożnie dłonie od uszu i krzywiąc się.

Grimshaw.

Makita pisze...

- zaraz jeszcze sprawdzimy wasze przepustki- powiedział dyrektor udając się z nami do sekretariatu- najwidoczniej wszystko jest w porządku. jednak na wszelki wypadek na pewien czas wstrzymam wam przepustki na trzy tygodnie aby sprawa ucichła.
- ale...- już chciałem coś powiedzieć ale się powstrzymalem. ktoś z nich musiał wiedzieć o moich smokach i jakiś naukowiec stworzył rekonstrukcje albo fotomontaz.

Mitch Lucker, the King. pisze...

Amanda była tą osobą, do której często kierowałem swoje pytania, i która miała tyle cierpliwości, aby być ze mną przez większość swojego wolnego czasu. To, co było między nami, lubiłem nazywać 'relacjami między matką a synem', bo wyobrażałem sobie, że to właśnie tak wyglądało w normalnych rodzinach, a przynajmniej miało wyglądać. I to nie miało znaczenia, że była w moim wieku. Przymknąłem oczy na jej dotyk na moich włosach, jednak nic nie odpowiedziałem. Przez dłuższą chwilę w pokoju panowała cisza, której tak bardzo potrzebowałem. To pozwoliło, aby całe zamieszanie w mojej głowie się zmniejszyło, chociaż nie zniknęło całkowicie. Na to musiałem poczekać do końca dnia i błagać, żeby następnego ranka ta sytuacja się nie powtórzyła. Doceniałem to, że dziewczyna była ze mna taka cierpliwa. Podczas gdy starałem się odpocząć od wszystkiego, nie usłyszałem od niej żadnego dźwięku, prócz jej lekkiego oddechu oraz nieco zdenerwowanego bicia serca, wraz z krwią wiecznie płynącą w jej żyłach, ale takie rzeczy nie stanowiły dla mnie wielkiego problemu. Gdy wreszcie poczułem, że wszystkie moje mięśnie się rozluźniły, poruszyłem się ostrożnie w swojej pozycji i mruknąłem cicho, podnosząc nieco głowę, aby spojrzeć na nią czekoladowymi tęczówkami.
- Dlaczego mnie szukałaś? - zapytałem szeptem, palcem naznaczając różne, bezsensowne wzorki na białym prześcieradle.

Grimshaw.

Makita pisze...

- Podczas, gdy Sashka poszedł odbierać do punktu te swoje cztery litry samogonu prosto z Rosji od Rodiona, to myśmy poszli do spożywczego jakieś przekąski słone kupić i coś na zagryzkę i zapojkę- powiedział Joel.
- A Ty to co tam robiłaś?- zapytał się jej Ian.

Mitch Lucker, the King. pisze...

Uśmiechnąłem się delikatnie na jej słowa, wyciągając dłoń w jej stronę, aby zacząć bawić się ostrożnie jej blond włosami. Znałem jej charakter i wiedziałem, że trudno było dotrzeć do jej serca, więc czułem się w jakiś sposób... wyjątkowy, mogąc ujrzeć i korzystać z jej miłej, ciepłej i opiekuńczej strony, a tego naprawdę potrzebowałem. W takich momentach, te sytuacje kiedy była niesamowicie nadopiekuńcza odchodziły w niepamięć, lub zamieniały się nawet one w dość przyjemne wspomnienia. A wspomnienia stanowiły te rzeczy, których było mi najbardziej brak. Odsunąłem palce od jej kosmyków i ostrożnie podparłem się dłonią o materac łóżka, powoli podnosząc do pozycji siedzącej, starając się ignorować ból który mnie unieruchamiał i nie pozwolić aby jakikolwiek grymas wstąpił na moją twarz. Nie chciałem jej martwić. Przesunąłem palce między włosami i odwróciłem wzrok w stronę okna pokoju, jednak byłem zmuszony natychmiast je zamknąć, przez rażące moje zmysły światło.
- Nie krwawię, ani nie popadam w jakieś psychiczne odruchy, więc raczej jest lepiej niż zwykle – mruknąłem jej w odpowiedzi, chociaż cały czas miałem wątpliwości co do tego, czy mogła mnie usłyszeć i dobrze rozróżnić moje słowa, skoro mówiłem tak cichym i dość niewyraźnym tonem. Niestety, nie mogłem postąpić inaczej.

Grimshaw.

Makita pisze...

- Nieprawda- powiedziałem- Szłaś do odzieżowego- dodałem, a chłopaki się na mnie spojrzeli.
- Szpiegowałeś ją?- zapytał Ian, marszcząc brwi.
- Nie. Po drodze się spotkaliśmy- uśmiechnąłem się szeroko- Po za tym jakbym nie miał o wiele ciekawszych rzeczy do roboty, tylko szpiegowanie dziewczyn. Też mi coś- prychnąłem cicho.

Makita pisze...

[Ps. Jesteś w powiązaniach u Sashy :)]

Makita pisze...

- Jasne, jasne- powiedziałem, po czym spojrzałem na Joela, który przyglądał się Ianowi, który wyglądał tak jakby miał mnie ocohotę zaraz roznieść- Powiedziałem coś złego?- zapytałem.
- Chyba mi się zdaje, że Ian chce porozmawiać z Amandą- Jo odciągnął mnie na bok.

Mitch Lucker, the King. pisze...

W takich dniach nawet najmniejszy uścisk na moim ciele sprawiał mi ból, w mniejszym lub większym stopniu, jednak gdy Amanda mnie objęła poczułem jedynie przyjemność. No i radość. Aktualna część mnie lubiła się przytulać, ta druga... niekoniecznie. Ale nie chciałem teraz o tym myśleć. To wszystko, ta moja podwójna osobowość, podwójny stan umysłowy, fizyczny i psychiczny był zbyt trudny do pojęcia dla kogoś tak zagubionego już we własnej osobie bez wspomnień, jak ja. Wiedziałem tylko, że znałem już uczucie przytulania się, bo przez to wszystko nawet moja paleta emocjonalna nie była uzupełniona. A mimo tego, że byłem tak ciekawy tego wszystkiego, co kryło się przede mną w cieniu, nie tak łatwo było odkryć resztę świata, który mnie interesował. Ostrożnie objąłem jej szyję ramionami i przymknąłem oczy, czując teraz tak mocno zapach jej ciała, perfum i włosów. Ale było dobrze. Jej delikatny uścisk wszystko łagodził, jednak nie udało mi się powstrzymać cichego jęknięcia, które wyrwało mi się z ust.
- Ja Ciebie też – mruknąłem, uspokajając mój oddech i bicie serca.

Grimshaw.

Makita pisze...

Spojrzałem na wściekłą Amandę.
- Nic nie rób. Oni muszą porozmawiać- powiedział Joel- A ja mogę zająć się tobą. Co Ty na to?- mruknął mi do ucha.
- Pedały- krzyknęła Jenny, która akurat obok nas przechodziła.

Mitch Lucker, the King. pisze...

Nie lubiłem, gdy ktoś przepraszał zdecydowanie zbyt dużo razy, nawet za błahe rzeczy, jednak zignorowałem to u Amandy, bo aktualnie nie byłem w stanie stawić czoło jakimkolwiek sprzeczkom. Jednak pytanie, które zadała, widocznie prowadziło mnie właśnie w tą stronę. Nie przepadałem też za tym, że ktoś wiecznie chciał wpychać we mnie jedzenie, uparcie. Nie rozumieli, że mój wstręt był czymś, co było już częścią mnie, i pozostałby ze mną pewnie już na zawsze. Nawet psycholog nie chciał tego zaakceptować, tylko wciskał mi jakieś papki, tabletki i lekarstwa, które miałyby powiększyć mój apetyt. Niestety, mój żołądek nadal boleśnie się skręcał gdy czułem zapach jedzenia, a jedynym wyjątkiem były słodycze, które i tak nie ulepszały wcale mojej sytuacji.
- Żartujesz sobie, prawda? - zapytałem retorycznie, wyginając jedną brew w łuk. - Nie, dzięki – mruknąłem po chwili, ciągle tym samym cichym, niezrozumiałym tonem.

Grimshaw.

Makita pisze...

- joel możesz mi powiedzieć o co wam chodzi? czuje że nie jesteś ze mną szczery- powiedzialem.
- o nic nie chodzi. po prostu ci się wydaje. ubzdurales coś sobie gluptasie- zasmial się- muszę na razie iść do babki od PO. widzimy się później.
Skinalem lekko głową. poszedłem poszukać amandy. może ona mi coś powie.
- amanda otwórz. wiem że tam jesteś- zapukalem do jej drzwi.

Mitch Lucker, the King. pisze...

Cisza między nami nigdy mnie nie krępowała, jakbyśmy się potrafili porozumieć nawet dzięki niej. A dziś była mi bardzo potrzebna, chociaż nawet gdy ze sobą nie rozmawialiśmy do moich uszu docierały dalekie odgłosy ze wszelakich zakątków budynku, w którym się znajdowaliśmy. Nie były one głośne, ani bolesne, jednak nie pozwalały mi się kompletnie rozluźnić i poukładać w jedną, solidną całość, bo co chwilę coś mnie rozpraszało. Nowy dźwięk, inny odgłos kroków, jakieś słowo, nieznany głos. Dlatego nawet ulżyło mi, gdy pytanie Amandy odwróciło moją uwagę od tego wszystkiego. Spojrzałem na nią, może i nieco zagubionym głosem. Trudno mi było na czymkolwiek się skupić.
- Myślę, że jest okej – wymamrotałem cicho, po czym zastanowiłem się na chwilę. - Ale chyba jednak coś bym zjadł – dodałem, po kolejnej chwili, która dla niej była ciszą, a dla mnie zbiorem denerwujących szeptów i odgłosów. - Trochę czekolady – sprecyzowałem.

Grimshaw.

Mitch Lucker, the King. pisze...

[Będę 100? :3]

Oczywiście to, że przez moment Amanda się zachwiała, wcale nie umknęło mojej uwadze. Wątpiłem, aby cokolwiek mogło to zrobić w taki dzień. To, co dla osób trzecich wydawało się delikatnym dotknięciem regału dłonią, dla mnie było dość potężnym uderzeniem w nie pięścią. Dziewczyna jednak szybko umknęła z mojego pokoju, więc w ciszy poczekałem, aż znów usłyszałbym jej bliższe kroki i coraz wyraźniejsze bicie serca. Gdy wróciła, odwzajemniłem słabo jej uśmiech i wziąłem się za rozpakowywanie tabliczki czekolady ze srebrnej folii, starając się zrobić to szybko i bezboleśnie, bo ten dźwięk powtarzany w nieskończoność dość mocno grał mi na nerwach. Zerknąłem na nią.
- Wszystko w porządku? - zapytałem cicho, wsuwając jedną kostkę żywności bogów do ust, pozwalając aby rozpuściła się w ich ciepłym wnętrzu.

Grimshaw.

Mitch Lucker, the King. pisze...

[Oh, yay! Zawsze o tym marzyłam :D]

Dobrze wiedziała, że nie potrafiłaby przede mną ukryć tego, że faktycznie źle się czuła, ale mimo tego, za każdym razem uparcie próbowała, chcąc mi wmówić że to dla mojego dobra, że nie powinienem przejmować się problemami innych, bo sam miałem ich dużo. Ale takie wymówki ze mną nie działały. Gdy ktoś się o mnie troszczył, automatycznie ja też chciałem zrobić to samo, przez najzwyklejszą wdzięczność.
- Oh, no weź, powiedz – mruknąłem, niezadowolony, wrzucając do ust kolejną słodką kostkę. - Dobrze wiesz, że będę Ci marudził, dopóki tego z Ciebie nie wyciągnę, nawet w takim stanie – dodałem po chwili, przyglądając się jej, opartą o ścianę, z przechyloną głową na jedną stronę. - Więc... lepiej powiedz mi to teraz, albo będę się przemęczał, cały czas mówiąc – powiedziałem jeszcze, po upływie paru sekund, dodając do tego zdania cwaniacki uśmiech. Dobry szantaż nie jest zły.

Grimshaw.

Makita pisze...

- amanda na litość boska otwórz te drzwi- powiedzialem blagalnym głosem- ja chciałem tylko porozmawiać no- dodalem nadal czekając przed drzwiami. zawsze w ostateczności mogłem pójść do jennifer. może ona coś na ten temat wiedziała. w końcu przecież musiała coś wiedzieć skoro z dziewczyny która w jakiś sposób była dla mnie miła zrobiła się wredna jedza. kiedy amanda na ponowne pukanie nic nie odpowiedziała zwiesilem lekko zrezygnowany głowę i odwróciłem się.

Mitch Lucker, the King. pisze...

Ucieszyłem się z tego, że jednak się ugięła, i, kołysząc zabawnie głową na boki, ułamałem trzecią już kostkę czekolady, aby ją zjeść. Kochałem tą słodycz i mógłbym ją jeść w nieskończoność, gdyby w pewnym momencie nie odzywały się do mnie anorektyczne, podłe myśli, które wtedy odrzucały ode mnie nawet taki pokarm. Cóż, plusem było to, że przynajmniej tego nie zwracałem, w odróżnieniu od wszystkiego innego. Gdy Amanda zamilkła, przez chwilę znów siedzieliśmy, nic do siebie nie mówiąc. No bo co miałem jej niby powiedzieć? Nie miałem doświadczenia w takich sprawach. Zdążyłem jedynie zauważyć, że pociągały mnie obie płcie, ta męska nieco bardziej, jednak do tej pory nigdy się nie zauroczyłem, a co dopiero zakochałem. Nie miałem pojęcia, jak to było.
- Przepraszam, ale w tym Ci nie pomogę – mruknąłem, zrezygnowany. - Tak jakby... nie mam w tym wprawy – dodałem po chwili, z cichym westchnięciem. Ta cholerna ciekawość sprawiała, że było mi niesamowicie przykro, gdy ktoś odczuwał coś, czego ja nie znałem, chociaż takie zachowanie było niesamowicie głupie i egoistyczne.

Grimshaw.

Makita pisze...

Wszedłem zaraz za nią do pokoju.
- Poczekaj, poczekaj... Bo ja chyba czegoś tutaj nie rozumiem. To, że Jenny wybiegła wczoraj ode mnie z pokoju i dała mi w twarz i że dzisiaj tak dziwnie się zachowuje to jest moja wina, tak? To dlaczego mówiłaś jej, aby się do mnie i Joela nie wtrącała. Co Ty jej nagadałaś?- zapytałem- Tylko nie mów, że nic. Joel nie chce gadać, ty też nie. Ale ja wiem, czuję to po kościach, że coś uknuliście- chyba popadałem już w obłęd.

Makita pisze...

- Więc Joel też jest w to wplątany. Świetnie. Kto jeszcze? Może pół szkoły o tym wie i robi ze mnie głupca- wewnątrz mnie aż się gotowało- Jeżeli ci się on podoba to zrób coś w tym, a nie kolejne intrygi szykujesz. Ja już i tak mam ciekawe życie i bez tego- walnąłem pięścią w blat biurka- Boże, dlaczego?- wzniosłem oczy ku górze.

Makita pisze...

Wzdrygnąłem się kiedy usłyszałem jej słowa. Wlepiłem w nią wytrzeszczone oczy. Oddychaj, Sasha, oddychaj głęboko. Teraz już wszystko rozumiałem. Rozumiałem dlaczego tak sie wobec mnie zachowywał.
- Więc powiedziałaś jej, że ja... Nie wierzę, że to zrobiłaś- przetarłem dłonią twarz- No, a w jaki sposób Joel ma Tobie pomóc?

Mitch Lucker, the King. pisze...

Znów zamilkłem, w pozornej ciszy konsumując powoli swoją tabliczkę czekolady. Ze wzrokiem wbitym w prześcieradło pod moimi gołymi stopami, rozmyślałem nad tym wszystkim, co mi powiedziała, co przed chwilą poczułem. Jakby... ukłucie? Tak, prócz tej wiecznej ciekawości, która targała moim duchem.
- Jak to jest? - zapytałem się nagle, z początku nie precyzując swojego pytania. Dopiero zagubiony wzrok dziewczyny skłonił mnie do tego, aby dodać coś więcej. Oblizałem usta, zbierając z nich słodki, czekoladowy posmak, i przesunąłem palce między włosami, w nieco skrępowanym geście. Nie łatwo było mi zadawać takie pytania, chociaż znałem ją.
- No, wiesz... zakochać się.

Grimshaw.

Makita pisze...

- Wiesz... myślę sobie, że lepiej pójdę, bo zaraz mnie jasna cholera strzeli. Tylko dziwię Ci się, że skoro uważasz Jen za przyjaciółkę, to nie powinnaś była jej czegoś takiego robić. No, ale najwidoczniej Ty moralność pojmujesz inaczej, a ja inaczej- powiedziałem do niej- A z Joelem... już ja jakoś to rozegram. Po swojemu.

Makita pisze...

- Nie dowie się, że wiem to od Ciebie- powiedziałem. BYłem już po prostu wypompowany z wszelkich emocji. Było mi to już obojętne- Mozesz mi jedynie powiedzieć dlaczego jej tak nagadałaś? Co ona Tobie zrobiła?- zapytałem- Może wtedy bym Ciebie lepiej jakoś zrozumiał- powiedziałem.

Mitch Lucker, the King. pisze...

Po tym, co mi powiedziała, nie byłem jakoś specjalnie przekonany do miłości. Wkurzające uczucie w dolnej partii brzucha, spocone dłonie, stres, splątany język, splątane myśli, bezsenność, niesmak do jedzenia, trudności ze skupianiem się... Mi to raczej brzmiało jak opis objaw jakiejś choroby psychicznej, a nie jak czegoś „magicznego, nietypowego”. Ale... czy ta pustka wewnątrz mnie nie mogłaby być wypełniona właśnie czymś takim? Kolejna choroba psychiczna do kolekcji, idealnie. Nie odezwałem się podczas całego tego jej wyjaśnienia. Po prostu wbijałem wzrok w tabliczkę czekolady myśląc nad tym, że najmocniejsze uczucie które do tej pory do kogoś poczułem to było to skierowane właśnie do Amandy. I teraz już sam nie wiedziałem, co to było. Uśmiechnąłem się delikatnie, ale sztucznie, dopiero na dźwięk ostatnich zdań, żeby jakoś jej nie zawieść. Podniosłem na nią wzrok i wzruszyłem delikatnie ramionami. Jedyne, co do mnie podczas tego wywodu dotarło, to poczucie, że jej śmiech brzmiał niesamowicie przyjemnie nawet przy okropnie wyostrzonych zmysłach. Jeden plus dla tych dni.
- Jest dobrze – odparłem cicho, chcąc ją przekonać, że jej odpowiedź mi wystarczyła, podczas gdy narobiła jeszcze większego bałaganu w mojej głowie.

Grimshaw.

Mitch Lucker, the King. pisze...

Po tym, co mi powiedziała, nie byłem jakoś specjalnie przekonany do miłości. Wkurzające uczucie w dolnej partii brzucha, spocone dłonie, stres, splątany język, splątane myśli, bezsenność, niesmak do jedzenia, trudności ze skupianiem się... Mi to raczej brzmiało jak opis objaw jakiejś choroby psychicznej, a nie jak czegoś „magicznego, nietypowego”. Ale... czy ta pustka wewnątrz mnie nie mogłaby być wypełniona właśnie czymś takim? Kolejna choroba psychiczna do kolekcji, idealnie. Nie odezwałem się podczas całego tego jej wyjaśnienia. Po prostu wbijałem wzrok w tabliczkę czekolady myśląc nad tym, że najmocniejsze uczucie które do tej pory do kogoś poczułem to było to skierowane właśnie do Amandy. I teraz już sam nie wiedziałem, co to było. Uśmiechnąłem się delikatnie, ale sztucznie, dopiero na dźwięk ostatnich zdań, żeby jakoś jej nie zawieść. Podniosłem na nią wzrok i wzruszyłem delikatnie ramionami. Jedyne, co do mnie podczas tego wywodu dotarło, to poczucie, że jej śmiech brzmiał niesamowicie przyjemnie nawet przy okropnie wyostrzonych zmysłach. Jeden plus dla tych dni.
- Jest dobrze – odparłem cicho, chcąc ją przekonać, że jej odpowiedź mi wystarczyła, podczas gdy narobiła jeszcze większego bałaganu w mojej głowie.

Grimshaw.

Makita pisze...

- chyba rozumiem ciebie- stwierdzilem. nie było w tym żadnej złośliwości- mnie w sumie nikt nigdy nie chciał więc takich kłopotów nie miałem- powiedzialem - rodia był pierwsza osoba która powiedziała mi kilka rzeczy. miłych rzeczy na tle tego co słyszałem codziennie- usmiechnalem się lekko- kiedy inni chodzili i wyzywali mnie od potworów. on jeden nie odwrócił się ode mnie. w ostatnim liście napisał mi abym był dobrym człowiekiem. człowiek jak to cholernie fajnie brzmi- zasmialem się- dobra. kończę już bo zaraz pokój zwierzen nam się tutaj zrobi.

Makita pisze...

- wiesz... dziwnie jest mieć na kogoś haka- stwierdzilem wzruszając delikatnie ramionami. swoje kroki skierowałem w stronę drzwi.

(nowy?)

Makita pisze...

(no to może znowu gdzieś sobie będą przygadywali czy coś xD)

Makita pisze...

głodny zszedlem do stołówki na obiad. ludzi było pełno do tego stopnia że ktoś nawet zajął mój stolik w kącie pomieszczenia. niech ich szlag jasny trafi krew nagla zaleje. wzrokiem zacząłem szukać jakiegoś wolnego miejsca. i takie akurat też i znalazłem. usiadlem tam i zaczalem jeść strogonova.
- teraz to akurat jem strogonova- powiedzialem na jej pytanie.

Makita pisze...

spojrzałem na nią wzrokiem 'are you fucking kidding me?'.
-nigdzie nie jest podpisane że to jest twój imienny stolik. a po za tym wszystkie inne miejsca są zajęte- powiedzialem-z no i masz do dyspozycji jeszcze trzy inne krzesła przy tym stoliku więc nie wiem dlaczego robisz z igły widly.

Makita pisze...

- będę siedział w towarzystwie trzech soczystych samic- prychnalem cicho pod nosem po czym nadzialem na widelec trochę warzyw i mięso. w sumie to mi to nawet nie przeszkadzało. tym bardziej że nie miałem sumienia wywalac z 'mojej' lawki jakiejś niesmialej blondynki która kurczowo trzymała się tamtego kąta.

Makita pisze...

te ich babskie tematy jakoś wcale mnie nie interesowały. wstalem od stołu i poszedłem po dokładkę.
- jak ty to możesz jeść?- zapytała Caroline.
- normalni.wiesz jakie to jest dobre... - zachwalalem rodzima kuchnię.

Makita pisze...

- kuchnia rosyjska jest najlepsza tuż obok polskiej- ah te kiełbasy bigosy i bliny. Slyszac pytanie usmiechnalem się lekko- co raz lepiej. już rozumiem co do mnie mówicie i coraz bieglej mówię- tak. to była prawda. jeszcze kilka lekcji i będę nawijal jak najety- ale i tak ostatnio spotkalem kilka osób z rosji tutaj i nie jestem sam z tym problemem- powiedzialem- a i po ostatnim piątku znalazlem u siebie twoja apaszke- poinformowalem ją.

Makita pisze...

- yhym- przytaknalem kiwajac twierdząco głową.
- co ty robilas u niego w pokoju?- zapytaly dziewczyny na raz. uhuhu czyżby szykowaly się kłopoty?

Makita pisze...

- ale przecież mówiła że...- zaczela monica.
- czasami ludzie zmieniaja priorytety ze względu na coś co nam jest bliżej nieznane- stwierdzilem i poszedlem po trzecia dokladke.
- on ma chyba zoladek bez dna.

Makita pisze...

wróciłem ze swoją porcja i Usiadlem na swoje miejsce.
- jak ty to robisz że tyle jesz a nie tyjesz
?- zapytała monica.
- jem to co lubie i akceptuje siebie samego i to mi wystarcza- powiedzialem.
- daj spróbować- dziewczyna wzięła na łyżkę trochę warzyw. wytrzeszczylem na nią oczy.
- ej ej... monia ...- zacząłem niepewnie kiedy sięgnęła do mojego talerza po raz drugi- może przyniosę ci trochę ze stołówki...

Makita pisze...

- ale to jest naprawdę dobre- powiedziała monica- masz i sama spróbuj- podsunela jej.
- tu twoja porcja- postawiłem monice talerz- bon appetitte. czy jakoś tak.

Makita pisze...

w tym momencie poczulem jak coś ciepłego rozlewa się na mojej kurtce.
- eee... przepraszam ja nie chciałam- to była ta dziewczyna która zajęła moje miejsce- zaraz to zapiore. tylko się nie złość- wygladala na zaklopotana.

Makita pisze...

- ale na pewno wszystko ok?- zapytała.
- jak się nazywasz?- zapytałem.
- mika.
- a więc mika mówię ci że wzztstlo jest ok.

wilczyca pisze...


Od chwili "wypadku" żadko wychodziła w trakcie dnia. Jej drzwi były tylko otwierane wtedy, gdy wychodziła późna pora sie przewietrzyć. Wtedy miała pewność, że będzie sama. Naprawdę miała juz dosyć wrażeń a jej ciało krzywiło sie ostatnio na wysiłek, więc.. postanowiła cos w tym kierunku zrobić. Stajnie o tej porze były zamkniete, więc mały jogging był w sam raz. By sie nie forsować robiła tylko mała rundkę a potem wracała do zamku.
A dziś, przegladajac neta, robiła zaległe zadanko z histori naturalnej, gdzie zbierała materiały do pracy.
W połowie wykonywania go poprostu zasnęła. Oczywiście przegladajac swoja skrzynkę natknęła sięna zaproszenie, ale była zbyt padnięta, by się ruszyć od kompa. Miałą tylko nadziję, iż dziewczyna zapomni, że ją zaprosiła.

Wyatt pisze...

Siedział w kuchni jak zawsze w sumie. Sprawdzał co może zrobić jutro aby te biedne dzieci mogły zjeść albo po prostu sam chciał coś zjeść po całym dniu gotowania. Wyciągnął z szafki czekoladę gdy usłyszał, że ktoś wchodzi do kuchni, ach te cudowne drzwi każdego zdradzą. Z uśmiechem na twarzy odwrócił się i spojrzał na dziewczynę zbliżającą się. - Cześć. - popatrzył na nią. - Nie wiem nie powinnaś być w pokoju czy coś? - otworzył czekoladę i zjadł kostkę.

Wyatt pisze...

Patrzył uważnie na nią i na to jak pseudo rządzi się w jego kuchni. - Jak chcesz szybciej zasnąć to powinnaś napić się ciepłego mleka. - zjadł następną kostkę czekolady. - I nie pytaj o obiad skoro i tak go nie jesz, a później podjadasz. - wyszczerzył się w jej kierunku. - I w dodatku jesz mój jogurt.

wilczyca pisze...

Spała sobie w najlepsze, gdy ta do niej przyszła. Nie usłyszała gdy i kiedy weszła. Dopiero potrzasanie ramienia ja troche wybudziło. Uniosła głowę nieobecna duchem i spiaca.
- rany.. a pukać nie umiesz? Zostaw ..spać mi sięchce - mruknęła z zamiarem dokończenia spania.

Makita pisze...

- Pies na same kości nie leci- stwierdziłem. Mika, słysząc, że Amanda coś do niej mówi, uśmiechnęła się lekko, po czym wycofała się- No i oczywiście, kochanego ciałka nigdy za wiele- zaśmiałem się dźwięcznym głosem dla ucha- Wiadomo co jest dzisiaj na kolację?- zapytałem tak ni z tego, ni z owego.

Wyatt pisze...

- to trzeba było załatwić swoje sprawy szybciej i wrócić na pyszny obiad, a nie uciekać gdzieś. - podszedł do niej bliżej - może i jogurt nie podpisany ale z lodówki która znajduje się w mojej kuchni - uśmiechnął się i chwycił łyżeczkę która leżała na blacie po czym wziął sobie trochę jogurtu.

Wyatt pisze...

- Cicho tam! - uśmiechnął się - to co, że lodówka jest własnością szkoły ja z niej korzystam - wyszczerzył się w jej kierunku i ponownie zanurzył łyżeczkę w jogurcie.

Mitch Lucker, the King. pisze...

[Zawitałaś na Academy of Riches? :3]

Zwykle, gdy nie byłem przekonany do jakiegoś pomysłu, jednak druga osoba ciągle nim nalegała, nie ulegałem. Dla mnie liczyła się najbardziej pierwsza myśl i opinia, którą sobie o czymś lub o kimś wyrobiłem, i trzeba było bardzo się starać, aby ją zmienić. Tym razem, jednak, gdy Amanda po raz kolejny rzuciła tą propozycją, mój tok myślenia kompletnie się zmienił. Może to dlatego, że poprzednio nie miałem żadnego ważnego powodu, aby odrzucać jej pomysł na wyjście gdzieś, tylko... jakbym się bał świata z zewnątrz oraz ludzi, którzy w nim mieszkali. Ten strach był instynktowny, odruchowy, i domyśliłem się już, że pochodził z jakiegoś punktu tej białej pustyni w mojej pamięci. Ale tym razem pomyślałem, że mogłoby być nawet fajnie. Położyłem tabliczkę czekolady przy sobie, ułamując pierw parę kostek do dłoni, po czym przyciągnąłem kolana do siebie i objąłem je ramionami, kładąc na nich głowę i w ten sposób przyglądając się dziewczynie.
- Możemy pójść – mruknąłem, pozwalając aby czekolada rozpuściła mi się w ustach. - Ale nie w jednym z tych dni. Myślę, że oszalałbym tam w środku...

Grimshaw.

Makita pisze...

- Ja chyba jeszcze poczekam na deser- powiedziałem- Na deser zawsze znajdzie się gdzieś, jakieś zapasowe miejsce- uśmiechnąłem się lekko i poklepałem się po brzuchu. Kochany, dobry metabolizm. Dziewczyny patrzyły się na mnie takim wzrokiem jakby zobaczyły ducha- No co?- zapytałem, nie wiedząc o co im może chodzić.

Makita pisze...

- No tak normalnie. Otwieram szczękę, wkładam jedzenie do buzi, przegryzam, przełykam. To nie jest nic skomplikowanego- powiedziałem, żartując- Macie po prostu za bardzo ściśnięte żołądki moje drogie panie- zaśmiałem się. Nigdy nie próbowałem katować siebie jakimiś dietami. Nigdy też nie potrafiłem wyobrazić siebie jako wegetarianina. U mnie na obiad musiało być coś koniecznie mięsnego i nie było bata.

Makita pisze...

- To sie nazywa być dzieckiem szczęścia i farta- uśmiechnąłem się tryumfalnie, po czym ziewnąłem.
- Sasha to ma naturę chyba niedźwiedzia. Najeść się i iść spać- wtrąciła się Monica.
- A i porywczy też potrafi być- dodała Caroline.

Mitch Lucker, the King. pisze...

Rozbawionym wzrokiem spojrzałem na nią, leżącą na moim łóżku do góry nogami, i w pewnym momencie wydało mi się nawet, że się zaśmiałem. Nie mogłem być tego pewien. Śmiech był jedną z tych czynności, które przychodziły mi z trudem, chociaż nawet to mnie zaciekawiało. Często po prostu nie potrafiłem wydać tego dźwięku z siebie, jakby coś to we mnie blokowało. Jakaś skrajnie inna emocja. Żal, smutek... Jednak nigdy nie potrafiłem rozgryźć, do czego się odnosiły. Wsunąłem do ust za jednym razem dwie kostki czekolady i przyczołgałem się na skraj łóżka, obok Amandy, aby też zawiesić się na nim do góry nogami. Jakbym nagle odzyskał całą swoją energię oraz dobry humor. Może dzięki czekoladzie, może dzięki informacji o ruszeniu się spośród tych czterech ścian, może dzięki samej obecności dziewczyny. Przymknąłem oczy i ponownie przez chwilę zamilkliśmy.
- Myślę, że już jutro będzie lepiej – powiedziałem nagle, będąc prawie pewien swoich słów.

Grimshaw.

Makita pisze...

chyba na początku nie zrozumiałem o kogo jej chodzi. dopiero po pewnej chwili zorientowalem się że ona pyta mnie o joela. przynajmniej tak mi się wydawalo.
- wczoraj się poklocilismy- odpowiedzialem.

Aleksandra Krajewska pisze...

Dziwnie, że tak o sobie mówisz, napradę. Jak możesz mieć szacunek do innych jeśli do samej siebie nie masz?- zapytała i zagryzłą wagrgę spoglądając na nią uważnie.
-No dobra, pozwolę Ci zrobić z mną co chcesz, ale masz mnie szanować- strzegła ją.

Calipse

Porcelanowy Chochlik pisze...

[Twoj postać ma pokój numer 7, ponieważ 3 była już zajęta. Proszę zmień to :)]