wciąż to samo, zmieniamy tylko imiona
z każdym dniem marniejemy coraz bardziej
kolejne miejsce, i twarze o lodowatym wyrazie
będę jechał całą noc, byle tylko dotrzeć do domu
jestem kowbojem, na stalowym wierzchowcu
poszukiwany żywy lub martwy
poszukiwany żywy lub martwy
czasami zasypiam, czasami lepiej schronić się przed dniem
a ludzie których spotykam zawsze chodzą własnymi drogami
czasami rozpoznajesz dzień po butelce, z której pijesz
i czasem, gdy jesteś sam, zewsząd osaczają cię myśli
jestem kowbojem, na stalowym wierzchowcu
poszukiwany żywy lub martwy
poszukiwany żywy lub martwy
jestem kowbojem, na stalowym wierzchowcu
poszukiwany żywy lub martwy
poszukiwany żywy lub martwy
przemierzam ulice, na plecach naładowany akustyk
zarabiam graniem, bo tym razem może mi się nie udać
byłem już wszędzie, i ciągle trwam
widziałem milion twarzy, i poruszyłem je wszystkie
jestem kowbojem, na stalowym wierzchowcu
poszukiwany żywy lub martwy
jestem kowbojem, mam po swojej stronie noc
poszukiwany żywy lub martwy
poszukiwany żywy lub martwy
Imię i nazwisko: Abigail 'Abby' Jenkins ||
Wiek: 26 lat || Data urodzenia: 13 grudnia 1986 rok || Miejsce urodzenia: Seattle ||
Znak zodiaku: Strzelec || Stan cywilny: panna ||
Imiona rodziców: John, Marie || Rodzeństwo: starsza siostra Mackenzie ||
Wykształcenie: wyższe || Zawód: nauczycielka PO ||
Kolor oczu: piwne || Kolor włosów: czarne || Wzrost: 1,69 || Waga: 50 kg ||
Znaki szczególne: brak ||
Pokój: 3 [klik] ||
Umiejętności: gotuje, sprząta, zna się na komputerach, czasami śpiewa ||
Zdolności: Tarcza mentalna i niewidzialność ||
Zaintersowania: film, muzyka, sztuka kulinarna, sport ||
Ulubiony kolor: żółty || Ulubiony owoc: czereśnie || Ulubione warzywo: Marchewka || Ulubiony gatunek muzyczny: rock || Ulubione słodkości: Wata cukrowa ||
[Na zdjęciach Pauley Perrette. Tekst pierwszy to tłumaczenie "Wanted Dead Or Alive" Bon Jovi. Wątki: tak. Powiązania: tak. Nie gryziemy i nie połykamy w całości. Długość: średnia]
49 komentarzy:
[Serdecznie witam na Blogu :) i mam małe pytanko: jaki pokój zamieszkuje Abigail?]
[Uwielbiam tą panią :D Tez witam :D] Calipse
[Poprawione]
[ Moja ulubiona postać z NCIS ^^ A wątek chętnie, może jakiś pomysł? ]
Cain
[ Jestem jak najbardziej za, zacznę, gdy się uporam z resztą odpisów ^^ ]
Cain
[coś konkretnego na myśli?]
Wszedł do pokoju nauczycielskiego, w sumie przez swoją pozycje niejako miał racje bytu tam przebywać. Zasadniczo rzadko korzystał z tego przywileju, mimo wszystko wolał siedzieć w swoim pokoju i mieć święty spokój. Zdarzało się jednak że gdy już ruszył się po szkole zaglądał też i tutaj. Jedyną, która również znajdowała się w środku była Abigail, na szczęście nikt kto mógłby mu popsuć nastrój.
- Cześć, jak tam się trzymasz, coś ciekawego się dzisiaj działo? -
- No cóż zdarzył się ten moment roku, w którym nawet i ja odwiedzam to miejsce, na szczęście nie ma tutaj zwyczajowego tłumu. - Usiadł na krześle odprężając się.
- Mówisz ze regularne szaleństwo przy twoich zajęciach co? Czy tutaj nadal jest tylko kawa z automatu? To istne szaleństwo, gdzie jest normalna kawa? - Jeżeli chodzi o sprawę kawy Will zawsze był poważny i odkąd zaczął pić dobrej jakości napary nie tknął więcej podróbki z automatów szkolnych.
- Niestety większość nowych nadal nie wie jak się zachowywać, to wszystko staje się coraz bardziej irytujące. Niestety dla mnie to coś z automatu nie powinno być nazywane kawą. Jeżeli chcemy się napić, to rzeczywiście wypadałoby gdzieś skoczyć, masz może jakieś szczególne miejsce na myśli? -Podrapał się po głowie, w sumie nie wychodził nigdy gdziekolwiek na kawę, zawsze pił ją u siebie i zawsze sam ją sobie przygotowywał.
- Kobieto nie masz sumienia dla moich nóg, po tych pięciu kilometrach chyba tam padnę na pysk - Uśmiechnął się z tej myśli, przynajmniej w pewien sposób miałby już spokój.
- Nie no myślę, że jakoś chyba dam radę, w sumie kondycja mi padła pod czasu kiedy siedzę u siebie. -
Spojrzał przez okno i stwierdził, że raczej nie powinno padać, więc nie będzie się cofać do pokoju po kurtkę, koszula i marynarka będą musiały mu wystarczyć.
- No to ruszajmy w takim razie i prowadź - stwierdził i wstał z krzesła przygotowując się na podróż.
[ Pewnie, a masz jakiś pomysł ?:)]
//Panna Am
PO. Nie rozumiałam naszej nauczycielki. Była... Dziwna. Nawet bardzo. Z resztą każdy z naszych nauczycieli był dziwny. Całą lekcję starałam się ignorować uwagi nauczycielki choć nie było to łatwe. W końcu jednak zabrzmiał zbawienny dzwonek i mogłam opuścić salę. Wstałam i skierowałam się powolnym krokiem ku drzwiom. Jednak usłyszałam za sobą chrząknięcie. Odwróciłam się powoli. - Tak, o co chodzi?
//Panna Am
- Może jeszcze niedługo stwierdzisz, że mam się zapisać na twoje zajęcia na prywatne lekcje co? No to by było ciekawe. Pewnie, że mi się przyda, jak zacznie gonić mnie zgraja dzieciaków z mocami, którzy mnie nie lubią to będę musiał uciekać jak najdalej słuchaj. - Zaśmiał się wesoło i podążył za nauczycielką
- Panno Jenkins naprawdę chciałabym zostać, ale niestety nie mogę. Mam bardzo ważne spotkanie a potem muszę pójść do szpitala. - wrodzony talent do kłamstwa bardzo często się przydawał. Nawet bez mrugnięcia okiem potrafiłam wymyślić taką historyjkę, w którą każdy by uwierzył. Coś mi jednak mówiło że Abby nie bardzo wierzy. - Moja mama miała wypadek, muszę ją odwiedzić.
//Panna Am
Westchnęłam tylko ciężko i wyszłam z klasy. Niech jej będzie. Wolę mieć to z głowy niż potem być ganiana. Cały dzień siedziałam wkurzona przez nauczycielkę PO. Kiedy zadzwonił dzwonek na ósmą lekcję stawiłam się pod klasą. - Zadowolona pani jest? Nie wiem, to sprawia pani jakąś dziwną przyjemność czy jak?
//Panna Am
- Okey. Im szybciej zaczniemy tym szybciej skończymy. - westchnęłam i posłałam promienny uśmiech wychodzącemu chłopakowi. - Możemy zaczynać. - rzuciłam kładąc torbę na ławce. Chciałam mieć to już z głowy. Na serio, miałam ciekawsze zajęcia niż siedzenie tutaj.
//Panna Am
Zaczęłam mówić to co pamiętałam a pamiętałam sporo. To że nie reagowałam nie znaczyło, że nie słuchałam w ogóle. No od czego ma się chłopców klasie? Od tego żeby pomogli z ćwiczeniami, nie? Tak, zależało mi na ocenach, to takie dziwne?
//Panna Am
Ustawiłam się tak jak trzeba i już miałam strzelić kiedy do klasy wszedł ten sam chłopak. posłałam mu dyskretnie całusa i kiedy się odsunął strzeliłam trafiając. Nie ma to jak dobry wzrok. I cel. - I jak? - zapytałam z uśmiechem.
//Panna Am
- Okey. - mruknęłam i ustawiłam się odpowiednio. Znów strzeliłam. Tym razem chyba lepiej. - I jak? - zapytałam odwracając się do nauczycielki. Chciałam już stąd wyjść!
//Panna Am
- Jasne- powiedziałam z uśmiechem. - Mogę już iść? - zapytałam z nadzieją w głosie. Naprawdę chciałam opuścić tę sale jak najszybciej.
//Panna Am
- Nie no proszę cię, nawet nad tym nie myśl. To straszna wizja., wiem że chcesz mnie pomęczyć i w ogóle już pewnie jakieś sadystyczne wizje pojawiają się w twojej głowie, ale bez takich proszę cię. - Podchodził do tematu czysto żartobliwie, jednak wiedział, że mogła być zdolna i do tego więc wciąż się pilnował.
- Powiadasz, że na końcu tej drogi znajdziemy dobrą kawę? Mam nadzieje, że jej smak odpłaci mi tą podróż. -
Podeszłam do tarczy i przesunęłam ją na drugą ścianę po czym podeszłam do nauczycielki. - No i co dalej? - zapytałam dosyć nieufnie. Nie lubiłam nic nie widzieć.
//Panna Am
- Jasne, nie marzę o niczym innym jak tylko dać tym dzieciakom szybki dostęp do miasta i alkoholu, żeby zrobili już chyba zniszczenie ostateczne. - Powiedział, jednak jak się tak zastanowić to rzeczywiście nie każdy z nich kontrolował swoją moc, a jeżeli dodać do tego alkohol i imprezę w mieście to mogłoby być nieciekawie.
- Dopóki wydają tylko swoją kasę to ja nie mam nic przeciw droga wolna. Tylko, że jak robią rozróbę to zaczyna mnie trafiać tylko szlag jak bardzo są nieodpowiedzialni. Spróbuj jeszcze takiemu potem wyjaśnić że coś jest nie tak to jeszcze ci się zacznie buntować. - Szli już w sumie od jakiegoś czasu i nawet rozmawiając trochę mu się dłużyło.
- W sumie to jak daleko jeszcze jesteśmy? -
[Zasadniczo to nie mam nic przeciwko, tylko kwestia że Will jest psychologiem i jednocześnie raczej typem samotnika mimo wszystko. W pewnym sensie też przez zawód jest trochę "Awkwardem" Więc może być, ale Abby na początku może mu być ciężko do niego jednak dojść. Powiem w ten sposób.]
- Uff... Mam nadzieje, że zdołam tam dotrzeć w jednym kawałku i po drodze nie rozszarpią nas żadne dzikie bestie. - Stwierdził już lekko zmęczony tą wyprawą
- Mam nadzieje, że kawiarnia będzie kawiarnią, a nie czymś innym nawiązującym do twojego indiańskiego porównania.
[Zawsze to ciekawiej.]
- Zdaje się na ciebie, i mam nadzieje się nie zawieść. - Uśmiechnął się, a jego myśli zaczęły krążyć wokół kawy i różnorakich słodyczy.
- Szarlotka brzmi dobrze, narobiłaś mi jeszcze większej ochoty, żeby tam wpadać. Pewnie nie mają opcji z dowozem do szkoły co? - Zaśmiał się wesoło.
- Dyrekcja zawsze musi mnie ograniczać, nie ważne co by to było. Wiesz, niby racja, ale ludzie z okolicznego miasteczka już po tylu burdach ze strony młodziaków już raczej wiedzą co jest, wątpię żeby się nie połapali. - Powiedział i spojrzał jej w twarz.
- W sumie ty chyba zawsze chodzisz uśmiechnięta nie? - Zapytał i spojrzał przez chwilę w niebo zastanawiając się jakby nad tym patrząc na leniwe chmurki.
- Radość z życia, dobra sprawa. - Zadumał się Will krocząc powoli trzymając złączone dłonie na karku. W sumie czuł od niej trochę mieszane uczucia, ale jej radość, nigdy nie była wymuszona, teraz również nie, w sumie w pewien sposób ją za to podziwiał. Była rzeczywiście szczęśliwa.
- Trafiłaś w samo sedno. - Stwierdził po tym co powiedziała i mimowolnie oddał jej rękę.
- No niestety, w sumie próbować, próbujemy coś z tym zrobić, ale przynosi to średnie efekty. Musimy już wchodzić w epokę starości skoro zaczynamy tak mówić. - Spojrzał na nią i się zaśmiał
- Mam rozumieć że dobre osoby mają miękkie dłonie czy na odwrót? Miękkie dłonie jako wykrywacz dobrych ludzi? - Zaśmiał się razem z nią.
- Oh tak, to było świetne, Kawiarenka, tak, to jest to. Cel u stóp jak to mówią. - Coś w jego głowie go kopnęło Coś się w niej zmieniło. Szybko się otrząsnął i machnął głową na boki, nie lubił kiedy jego druga moc podpowiadała mu jakieś niekonkretne rzeczy kiedy tego nie chciał.
- Nie, nie, wybacz. To nic takiego, czasami mam po prostu takie przebłyski w głowie, nadal nie do końca kontroluje swoją drugą moc, na szczęście nie stanowi to żadnego zagrożenia. Nie przywołam tutaj jakiejś masakry. - Uśmiechnął się delikatnie.
- No to dobrze, że mam miękkie dłonie, inaczej pewnie byś już żałowała że mnie tutaj przyprowadziłaś. -
- Rozumiem, od dzisiaj, kremik do rąk codziennie, żebyś czasem nie wpadła na to że masz ochotę mnie poćwiartować. - Stwierdził poważnie i jeszcze raz wrócił wzrokiem na jej twarz. - To z czego grabimy kawiarnie? - zażartował.
Kiedy stwierdziła watę cukrową zaśmiał się szczerze powstrzymując się od łez.
- Huuu. Tak, widzę, że wracamy do dzieciństwa - stwierdził nadal ubawiony.
- Chociaż tak poważnie to nie pamiętam kiedy ostatnio próbowałem waty cukrowej. - Kiedy się tak mocno zastanowić to było raczej dawno, najpewniej kiedy był jeszcze dzieciakiem. Przez chwilę napadły go wizje starych wspomnień.
[ Jestem otwarta na każdą propozycję, masz może jakiś pomysł? ; ) ]
Lalima.
[ dobry pomysł. Jako że wymyśliłam, zacznę ;) ]
Siedziałam sobie w ogrodzie rozglądając się dookoła. Kompletnie mi się nudziło, musiałam znaleźć sobie jakieś ciekawe zajęcie. Spostrzegłam więc jakąś dziewczynę o czarnych włosach. Pomyślałam, że potrenuje swoje moce. Więc na chwile pozwoliłam sobie wpuścić myśli innych istot. Jednak słyszałam zwierzęta, ale nie jej. Z trudem więc odseparowałam się od głosów. Spróbowałam nią zawładnąć. Skupiłam cały swój umysł, by przedostać się do jej wnętrza. Nagle poczułam tak jakby odepchnięcie, albo wyrzucenie. Nie wiedziałam jak to nazwać. Poczułam jak zwykle ból głowy, a czarnowłosa dziewczyna posłała mi uśmiech.
Lalima.
Przetarłam oczy kiedy czarnowłosa kobieta zniknęła. Zaraz potem zdałam sobie sprawę, gdzie jestem. Po chwili znalazła się obok mnie. Najgorsze było to, że nie wyglądała na ucznia. Skrzywiłam się trochę i uśmiechnęłam niewinnie.
- Próbowałam poćwiczyć - powiedziałam, udając słodką idiotkę. Nie chciałam na początku swojej nauki, trafić do dyrektora.
- Zawsze dobrze mieć coś co nas zawsze postawi do pionu hehe. - Kiedy Abigail i Mężczyzna ze stoiska wymienili się pozdrowieniami Will stał lekko z boku i kiwnął na przywitanie głową na tyle, aby mógł zostać zauważony.
- Przepraszam, będę uważniej wypatrywać swoje ofiary - powiedziała - i tak, jestem tu nowa. Nazywam się Lalima Martinez - przedstawiła się grzecznie. Odetchnęła z ulgą, wiedząc że kobieta nie pośle jej na dywanik.
- Rozumiem, że jesteś tu stałą klientką? - Zapytał z uśmiechem i spróbował waty.
- Rzeczywiście za dawno jej nie jadłem... - Powiedział zadowolony kiedy poczuł ten niepowtarzalny smak.
- No to teraz czas podbijać kawiarnie. -
Kobieta wydawała sie całkiem przyjemna i nawet interesująca. Ucieszyła się na wieść, że będzie miała z nią lekcję.
- A czego dokładnie pani uczy? - spytała.
Lalima.
Nigdy nie słyszała, by w szkole uczą się strzelać z broni. Coraz bardziej zaczynała lubić tą szkołę, mimo że nie akceptuje tego, kim jest.
- Z tego co słyszę, lekcje są bardzo interesujące - stwierdziła - nie mogę się doczekać - uśmiechnęła się łobuzersko.
Lalima
- Zależy z jakiej perspektywy się na to wszystko patrzy. Dla mnie jest zbyt ciekawy. Wolałabym być zwykłym człowiekiem, niżeli mutantem - westchnęła - jednak jak mus to mus. Innego wyjścia nie mam - przyznała smutno, jednak po chwili na jej twarzy zagościł uśmiech. Był jej wizytówką.
Lalima
Podniosła jedną brew do góry ze zdziwienia. Jednak nie protestowała i poszła za nauczycielką. Z przyjemnością sobie postrzela i jeśli się uda - poczuje trochę adrenaliny.
- Ja nigdy nie strzelałam - przyznała.
Lalima
- Pomaganie sobie nawzajem jest bardzo miłym zwyczajem. - Powiedział zwięźle i jego pamięć znów przewertowała parę zdarzeń z jego pamięci.
Kiedy weszli do kawiarni Will chłonął wzrokiem każdy jej kąt, jednocześnie wchłaniając jej zapach. Mimo, że nie lubił wychodzić ze szkoły, a czasem nawet ze swojego pokoju to jednak dla takich pomieszczeń mógł się dać wyciągnąć.
- Jeżeli nie jest to z własnej woli, to nie ma sensu. - Powiedział jakby odkrył Amerykę po czym się roześmiał.
- Co do kawiarni to rzeczywiście masz racje, przynajmniej jeżeli chodzi o wnętrze, mam tylko nadzieje, że ich kawa nie odbiega od tego standardu. W sumie miłe byłoby przyjmowanie petentów w takim otoczeniu. - Dodał po chwili na wpół rozmarzony.
- Jeżeli ktokolwiek zrobiłby krzywdę kawiarni, w której serwują dobrą kawę to zabiłbym takowego delikwenta na miejscu. - Powiedział, i przez chwilę musiał się uspokajać, żeby zaraz nie wybuchnąć.
- Takie rzeczy są niedopuszczalne, nawet tak nie mów. - pogroził jej palcem.
- Też poproszę szarlotkę z lodami i do tego mrożoną kawę z dodatkiem mięty. - Powiedział do kelnerki z uśmiechem. Kiedy odeszła odwrócił się do Abby.
- Chyba rzeczywiście, będę częściej tutaj wpadał jak to wszystko obserwuje.
- O czyli nie dosyć, że świadoma to jeszcze wybitnie nie ma nic przeciw? No to miło. - Powiedział przytakując głową.
- W sumie to jak często tu bywasz? - Zapytał znosząc temat w inną stronę.
- Nikt ci chyba nie broni siedzieć tutaj w wolnym czasie? Mam nadzieje, bo to już by była zbrodnia. - Roześmiał się.
Prześlij komentarz